9 kwietnia 2010

Roma Ligocka. Tylko ja sama


Jak pani przeżyła? 
Dzięki czemu? 
Jak została pani ocalona?
Tak, sama chciałabym to wiedzieć – pomyślałam w duchu [s. 11].

Trudno sobie wyobrazić, jaką sztuką jest przetrwanie w nieludzkich warunkach, w ekstremalnych okolicznościach, kiedy wydaje się, że nie ma wyboru, bo można wybierać jedynie między większym i mniejszym złem. Walczyć o życie za wszelką cenę? Ale w takich warunkach ludzkie istnienie przestaje mieć jakąkolwiek wartość. Ofiara wojny staje się ciałem, które trzeba utrzymać przy życiu. Należy zapewnić temu ciału schronienie, jedzenie, przyodziewek. Ciało wydaje się coraz bardziej obce, a jednak staje się największym skarbem – i największym ciężarem, z jakim zmaga się człowiek w takich warunkach. Można je znienawidzić za to, że było się do niego tak przywiązanym, że uczyniło się z cielesności swojego bożka i swoją opokę. W czasie wojny człowiek uczy się kilku "nieskomplikowanych" reguł, które zdają się komuś żyjącemu w normalnych czasach szalenie trudne i nie do przyswojenia. Jeśli jesteś Żydem, stopień trudności jeszcze wzrasta. Trzeba udawać, że się nie istnieje. Trzeba nauczyć się postrzegać świat z perspektywy podłogi: nie można się ruszać, głośno oddychać, bo jakiś nieżyczliwy i zawistny sąsiad mógłby usłyszeć, że Twoi wybawiciele ukrywają w swoim mieszkaniu Żydów, należy chodzić na czworakach, bezszelestnie pełzać pod stołem i pod łóżkiem, nie wolno się wyprostować, bo ktoś mógłby Ciebie zobaczyć przez okno i donieść gdzie trzeba. Nie wolno płakać, choć szloch rozrywa gardło i duszę, należy połykać łzy i zdusić w sobie płacz, być cicho, tak żeby nikt niepowołany nie zorientował się, że w mieszkaniu obok jest kryjówka Żydów. Trzeba nauczyć się żyć, jakby się było martwym. Niewidocznym. Nieistniejącym. Musisz zaakceptować obecność jedynego towarzysza: strachu. Wkrótce strach staje się Twoją drugą naturą i Twoją skórą. Staje się Tobie tak bliski, że kiedy ocalejesz  i skończy się gehenna, nie jesteś w stanie się z nim rozstać. Pozostanie w Twojej duszy już na zawsze. Nie potrafisz płakać. Nie potrafisz się śmiać. Roma miała trzy lata, kiedy zamknięto ją i jej rodzinę w getcie. Była dzieckiem. Ocalała, ale dzieciństwo na zawsze pozostanie dla niej piekłem, o którym nie będzie mogła całkowicie zapomnieć, bo "nic już nie uciszy tego płaczu w nas" [motto książki].
Ocalić siebie... Roma jest dojrzałą kobietą. Stara się nie pokazywać światu swojej smutnej, okaleczonej duszy. Dużo podróżuje. Jest emigrantką. Los rzucił ją na zachód Europy; od 30 lat mieszka w Monachium. Jest malarką, potem zostaje pisarką – po obejrzeniu filmu Spielberga Lista Schindlera, kiedy odnalazła siebie w wizerunku dziewczynki w czerwonym płaszczyku, odkrywa nieodpartą potrzebę ocalenia swojej historii, a poprzez autoekspresję pragnie też ocalić od zapomnienia los całej zbiorowości, którą reprezentuje. Pisanie staje się sposobem poszukiwania siebie, próbą obłaskawienia strachu i zrozumienia swoich osobistych dramatów życiowych poprzez zapuszczenie się w mroki dzieciństwa. Ktoś, kto raz został wyprany z poczucia człowieczeństwa, nie jest w stanie czuć się w pełni wartościową osobą. Roma przez całe dorosłe życie ma problemy z odzyskaniem poczucia własnej wartości.  Żyje z ciężarem kompleksów,  przytłoczona strachem, który nocą drąży jej duszę, dlatego nie może spać, uzależnia się od leków nasennych i uspokajających, a  gdy jej stan jest coraz gorszy, podejmuje walkę ze swoim uzależnieniem. Pamięta matkę, która także była uzależniona od leków – remedium na wszelkie lęki, depresję, bezsenność i poczucie bezsilności. Roma ocaliła siebie mimo straconego dzieciństwa. Może się czuć spełniona jako artystka, jako matka – ma wspaniałego syna, który mieszka w Berlinie i z którym łączy ją silna duchowa więź. Nie czuje się spełniona jako kobieta.  Po rozstaniu z mężem broni się przed zaangażowaniem w jakikolwiek związek. Wyobcowana i samotna, wzbrania się przed miłością. Nie chce, bo ktoś ją skrzywdził, zranił, zamyka się w kokonie pracy i licznych obowiązków zawodowych. Nie sądzę, by miała pretensję do męża, jest raczej świadoma, że problem tkwi gdzieś w niej samej, że jej wrażliwość i psychika są zbyt kruche, by była zdolna do zbudowania trwałej relacji uczuciowej z drugim człowiekiem. Ktoś, kto nie doświadczył tego, czego dotknęła Roma, nie jest w stanie w pełni zrozumieć jej lęków i trawiącej ją neurozy, mimo że bardzo się stara to uczynić. Ostatecznie okazało się, że ich światy – Romy i jej męża, który nie jest Żydem – to dwie różne galaktyki. Tego małżeństwa nie dało się ocalić. Ale los dał Romie jeszcze jedną szansę. W Krakowie podczas Festiwalu Kultury Żydowskiej poznaje mężczyznę, który doświadczył tego co ona. Połączy ich niezwykle silna psychiczna więź, jakiej nie odczuwała nigdy wcześniej wobec żadnego mężczyzny. Oboje są dla siebie jak rodzeństwo, komunikują się instynktownie, wystarczy im wzajemna obecność, bliskość, nie potrzebują słów, by siebie rozumieć i kochać. "Dawid jest jedynym mężczyzną, który nie musi mnie pytać, dlaczego często przez pół nocy leżę z otwartymi oczami. Nim zaś wstrząsa niekiedy przez sen dziwny, suchy szloch. Wtedy chroni się w moich ramionach i wszystko jest znowu dobrze" [s. 90]. Urzekła mnie ta opowieść o niełatwej miłości, która połączyła dwoje dojrzałych, boleśnie doświadczonych ludzi. Opowieść pozbawiona melodramatyzmu, nasycona smutkiem przeplatającym się z ulotnymi chwilami rzadkiego, autentycznego szczęścia i subtelną, liryczną nutą. Tak już się dzisiaj nie opowiada o miłości...

Ocalić prawdę... Impulsem do napisania powieści był krótki artykuł w gazecie, w którym jeden z dziennikarzy szukających sensacji oskarżył ojca Romy o to, że był zbrodniarzem i kolaborował z nazistami podczas pobytu w obozie koncentracyjnym. Autor wykorzystał to, że po publikacji dwóch powieści nawiązujących do holokaustu pisarka stała się osobą znaną i rozpoznawalną. Roma wraca myślami do traumatycznego dzieciństwa. Snuje bolesne wspomnienia i próbuje odtworzyć historię ojca od momentu wywiezienia go do obozu koncentracyjnego aż do jego śmierci w krakowskim więzieniu w 1946 roku. Była wówczas kilkuletnią dziewczynką, zatem okruchy pamięci rozpływają się we mgle. Usiłuje dotrzeć do ludzi, którzy pamiętają Dawida Lieblinga z pobytu w obozie. Jest to trudne zadanie, ponieważ z gehenny ocalało niewielu Żydów, a ci, którzy przeżyli, albo już odeszli, albo są tak starzy, że trudno nawiązać z nimi kontakt i zachęcić ich do wspomnień. Nękają ją moralne rozterki: czy wszczynając prywatne śledztwo, nie dopuszcza się zdrady wobec ojca. Czyżby nie wierzyła w jego niewinność... Ktoś zasiał w niej ziarno wątpliwości i Roma traci poczucie bezpieczeństwa, traci z takim trudem wypielęgnowany w sobie spokój. Prywatne śledztwo splata się z jej podróżą służbową do Ameryki, a potem do Szwecji, gdzie trwają przygotowania do publikacji jej pierwszej książki.  Nawet w Nowym Jorku podąża śladem osób, które mogły znać jej ojca. Po przyjeździe do Krakowa udaje jej się zgromadzić zeznania świadków i materiały, świadczące o tym, że Dawid Liebling był nie tylko niewinny, ale był bohaterem. Czy miała prawo tak postąpić? Cały czas zadaje sobie to pytanie. I cały czas dręczy ją poczucie winy. Że zwątpiła. Że zawiodła ojca. Że musiała udowadniać coś, co powinno być dla niej prawdą niepodważalną. Takich historii były tysiące. Holokaust postawił człowieka wobec tak wynaturzonych dylematów, niewyobrażalnych w normalnych warunkach, że próba oskarżania i rozliczania tych, którzy tego doświadczyli, może budzić wątpliwości. "Wyobrażasz sobie (...) tego dziennikarza, który napisał ten głupi artykuł, wyobrażasz sobie tego anonimowego pismaka, tych sędziów, wszystkich tych ludzi – wyobrażasz ich sobie w obozie? (...) Tak, znam tych sędziów, tych naprawiaczy świata, którzy zawsze wiedzą, co jest dobre, a co złe. Tych badaczy, co to tropią ludzkie słabości, bo to jedyna rzecz, jaka sprawia im przyjemność, na jakiej się znają. Co mówię, badaczy. Inkwizytorów..." [s. 385]. Oczyszczenie ojca z zarzutów to nie koniec, to dopiero początek drogi prowadzącej do ocalenia w sobie poczucia bezpieczeństwa, akceptacji własnego losu i zgody na siebie, które okazują się kruche i iluzoryczne w zetknięciu z ludzką bezmyślnością i bezdusznością. 

Ocalić nadzieję... Autorka określa swoją powieść jako autobiograficzną. Jednocześnie pisze w zakończeniu:  "...[dziękuję] tym osobom, z którymi spotkania stały się dla mnie inspiracją do stworzenia niektórych postaci występujących w powieści – choć nie są to oczywiście ich portrety dosłowne. Autor bowiem, świadomie czy nieświadomie, zawsze czerpie z bogactwa żywej materii, która go otacza" [s.  413]. Pisarka na przykład mówi wprost, że zmieniła swoją koncepcję ujęcia postaci Maliny, której nie uśmierca w powieści, mimo że z jej refleksji wynikałoby, że prawdziwa Malina umiera na raka. Analizuje tę kreację na oczach czytelników, tak jakby ustalała wraz z nimi ostateczną wersję. Szczerze mówiąc, jestem jej za taką zmianę wdzięczna. Malina staje się dla mnie nośnikiem dodatkowych sensów – przede wszystkim jako symbol nadziei. Historię Maliny postrzegam jako ważny kontekst w tej powieści – w odniesieniu do wątku umierającej na raka żony Dawida Schwarza,  wielkiej miłości Romy. Poszerza sposób odczytania zawikłanej historii miłosnej łączącej Romę i Dawida. Dzięki temu nie wydaje się ona tak jednoznaczna, nabiera dodatkowego zabarwienia, zostaje nasycona niuansami. "Mój lekarz dał mi pani książkę i zmusił do jej przeczytania.  (...) Byłam bardzo chora tej wiosny. (...) Miałam raka (...). I nie chciałam tego wszystkiego, tej chemioterapii... uważałam, że to bzdura... już nie chciałam... (...) Wtedy przeczytałam pani książkę. Dodała mi sił"... [s. 49] 
Nie jest to powieść o zadręczaniu siebie i innych traumatycznymi przeżyciami i cierpieniem. One są obecne w książce, stanowią ważny biograficzny i ogólnoludzki kontekst, ale w konfrontacji z nimi siła nadziei i radość, jaką można czerpać z życia, stają się jednymi z najważniejszych wartości tej opowieści. "Mam naraz uczucie, że los tej dziewczyny [Maliny] jest dla mnie bardzo ważny. I że koniecznie muszę w nim uczestniczyć. Po prostu chciałabym, żeby żyła" [s. 50].






Roma Ligocka, Tylko ja sama, tłum. Sława Lisiecka, Wydawnictwo Literackie 2007

25 komentarzy:

  1. Wiesz... przeczytałam, wrzuciłam do mojej pamięci. Teraz muszę to przemyśleć, przeczytać ze dwa razy. To zbyt poważne i trudne, żeby od razu skomentować.
    Na razie chcę tylko, żebyś wiedziała, że przeczytałam.
    I podpisuję się pod słowem Grzegorza :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie skończyłam czytać "Kobietę w podróży", czas na "Tylko ja sama"...

    OdpowiedzUsuń
  3. No cóż... też będę się musiała wziąć za tę Ligocką - nie pozostawiasz mi wyboru swoimi tekstami:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem,czy jakakolwiek ilosc przeczytanych ksiazek o podobnej tematyce choc troszke pozwoli mi zrozumiec (odczuc) co przezyli i przezywaja ludzie tacy jak Roma...ze scisnietym sercem i pochylona glowa moge tylko powiedzic -przeczytam

    OdpowiedzUsuń
  5. Primo:
    Blogi są bardzo przydatne.
    Czytałam niegdyś tę książkę, ale zbyt pochopnie stwierdziłam,że "znam". Zostały we mnie raczej luźne obrazy, impresje, rozpoznania,kim jest pani Roma Ligocka... Wzbogaciła mnie swego czasu ta lektura,ale wiele przepadło w niepamięci.
    Blogi są bardzo, bardzo przydatne, bo dzięki nim można odzyskać swoje zgubione przemyślenia. Czytam Twój tekst i na nowo spotykam: i "Tylko ją samą", i siebie, która kiedyś to przeżywała, i Ciebie wpisaną w refleksje o swym świeżym odkryciu.
    Piętrowa konstrukcja! :)
    Naprawdę cieszy mnie to spotkanie. Dobrze, że istnieją blogi - takie jak ten. Wymagające.
    I od Autora i od Czytelnika-Gościa... i od Książek, które poddane są życzliwej, ale właśnie dlatego , że uważnej, więc i wymagającej lekturze.

    Secundo:
    * "Nie jest to powieść o zadręczaniu siebie i innych traumatycznymi przeżyciami i cierpieniem."
    Otóż to. Trauma nie jest tu tematem głównym. Ważniejsze jest jak się zabliźnia. "Roma jest dojrzałą kobietą. Stara się nie pokazywać światu swojej smutnej, okaleczonej duszy." Prawda. Bardzo to interesująca, bardzo ciekawie samotna kobieta.

    Pozdrawiam :)
    ren

    OdpowiedzUsuń
  6. Podziwiam osoby, które po tak strasznych doświadczeniach potrafią się podnieść i stanowić wzór dla innych ludzi.
    Wydaje mi się, że osoby, które nie otarły się chociaż o taki koszmar nie są w stanie zrozumieć tych ludzi do końca. A ocenianie ich, krytykowanie, oczernianie jest szczytem megalomanii. mam tu na myśli dziennikarza-sensata, o którym piszesz.
    Gratuluję kolejnej super-recenzji!
    Zazdroszczę, że znalazłaś pisarkę, która dokładnie spełnia Twoje literackie oczekiwania. Jeszcze nie czytałam żadnej jej książki, ale rzeczywiście, przedstawiasz panią Ligocką nader zachęcająco.

    OdpowiedzUsuń
  7. Grzegorz, dziękuję. Ale nie wiem, czy zasłużyłam. Po prostu przeczytaj książkę. Moją wypowiedź potraktuj jako zachętę. :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mota :-), dla mnie ważne jest, że ktoś te moje refleksje czyta. Pisanie ma sens, jeśli można się swoimi emocjami podzielić z innymi i przeżywać je wspólnie. Myślę, że książki Romy Ligockiej zasługują na to, by się nimi "dzielić" i opowiadać o nich innym potencjalnym czytelnikom. :-) Tym bardziej że odbieram je w kategoriach świadectwa, tak jak pisał o tym Herbert:"Ocalałeś nie po to aby żyć / masz mało czasu trzeba dać świadectwo" [Przesłanie pana Cogito].

    OdpowiedzUsuń
  9. Bazyl, ojej. A w Biblionetce w ogóle tej recenzji nie doceniono, a więc nie jestem pewna, czy zasługuje na takie wyrazy uznania. ;-)) Ale miło mi, miło mi. :) Mów do mnie jeszcze... :-D

    OdpowiedzUsuń
  10. Beatko, przeczytałaś "Kobietę w podróży". Dla mnie to najpiękniejszy komentarz. :-)) Jeśli masz możliwość, zanim przeczytasz powieść "Tylko ja sama", sięgnij po "Dziewczynkę w czerwonym płaszczyku". To pierwsza część trylogii. I chyba najważniejsza...
    Dziękuję. :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Naczynie, chyba faktycznie nie masz wyjścia. ;-D
    Ale jeśli się zdecydujesz na lekturę, zacznij od "Dziewczynki w czerwonym płaszczyku". Ja czytam chaotycznie, nie po kolei, ponieważ nie mogłam dotrzeć do "Dziewczynki...".

    OdpowiedzUsuń
  12. Nivejko, dziękuję za CUDNY komentarz. :-)) Jesteś kochana.

    OdpowiedzUsuń
  13. Emocja, książki Ligockiej są wyjątkowe dlatego, że nie epatują szczegółami tych wszystkich okrucieństw i okropności, o których czytałam np. w "Medalionach" Nałkowskiej czy opowiadaniach Borowskiego, czy w książce "Dymy nad Birkenau". Nie ma też takich wstrząsających scen jak w "Liście Schindlera". Te książki niosą nadzieję, napawają optymizmem – i to jest niesamowite.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ren, twój komentarz jest ciekawszy niż sama recenzja. ;-) Cieszy mnie, że tak ją odebrałaś: jako "spotkanie" o potrójnej konstrukcji. Nawet nie masz pojęcia, ile radości mi sprawiłaś tymi słowami. Dla mnie w powieściach Ligockiej najważniejsze są takie wartości, jak nadzieja i pasja życia. Szalenie ujęły mnie te fragmenty, w których opowiada o Rzymie, o Nicei, o Nowym Jorku. To najbardziej uroczy przewodnik po tych miejscach. :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Lirael, dziękuję za ciepłe słowa. A w Biblionetce ta recenzja przeszła bez echa. :-)) Być może jest za długa i zdradza zbyt wiele szczegółów... :-D trochę zaskakują mnie niektóre wybory recenzji polecanych. Byłam pewna, że Twoje ostatnie recenzje znajdą się co najmniej w dziale polecanych, byłam pod ich wielkim wrażeniem. Jakież było moje zdziwienie, gdy nie mogłam ich tam znaleźć... dziwne czasem te kryteria wyboru.
    Ale wracam do powieści Romy Ligockiej. Podobało mi się to, że w jednej książce poruszyła kilka ważnych problemów, m.in. właśnie relatywizm czynów ludzi znajdujących się w ekstremalnych warunkach, a także niemożność zrozumienia i obiektywnej oceny tych zachowań w perspektywy kogoś, kto nie dotknął tamtej rzeczywistości. Nawet jeśli książka jest momentami nierówna (były takie fragmenty, które mnie nieco nużyły, ale tylko przez chwilę :-}), to jako powieść wielowymiarowa i jako świadectwo tamtej rzeczywistości zasługuje na uwagę. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Słoneczko:-) Być może kiedyś zabiorę się do książek Pani Romy Ligockiej. Ale jeszcze nie teraz... moją uwagę pochłania obecnie Umberto Eco, Vargas Llosa. Pięć opasłych tomów czeka na swoją kolej:-))

    OdpowiedzUsuń
  17. Wiem, czuję, że muszę tę książkę przeczytać. Zachęciłaś mnie wystarczająco. Moja rodzina dość czynnie uczestniczyła w wydarzeniach tamtych czasów. Może gdzie indziej i inaczej, ale jednak - babcia z dziadkiem prowadzili tajne nauczanie, dalszy pradziadek maczał palce w przygotowaniu i wybuchu Powstania Warszawskiego, ktoś tam w Tobruku, ktoś inny w AK... . Wojna wciaż tkwi w nas, w naszych rodzinnych historiach, w ludzkich bliznach.

    OdpowiedzUsuń
  18. W bardzo ciekawy sposób p[piszesz o książkach.

    OdpowiedzUsuń
  19. Aniu, jakiś czas temu przypadkowo trafiłam na blog Bobe Majse (Oli) -- mam go w swoich linkach. Tam znalazłam wpis opowiadający o spotkaniu Oli z Romą Ligocką, które jak żywe przypominało pewną scenę z książki "Tylko ja sama". Tak się zachwyciłam tym postem i osobowością pani Romy, że zaczęłam szukać jej książek. Poza tym zostałam zachęcona do lektury przez Filę -- za co serdecznie Jej dziękuję. Te książki całkowicie mnie zaabsorbowały. Zafascynowały. Naprawdę polecam.

    OdpowiedzUsuń
  20. Aeljot, może zbyt emocjonalnie, ale inaczej nie potrafię. :-) Zwłaszcza o książkach, które mnie głęboko poruszyły. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  21. ligocka znam z "dziewczynaki w czerwonym plaszczyku" oraz paru felietonów w "pani". ksiazke czytalam zainteresowana zarówno jej losami oraz uzupelniajac wiedze o moim macierzystym krakowie. w koncu ligocka byla niemal ikona - przez swoje skuzynowacenie z polanskim i horowitzem oraz obecnosc w piwnicy. natomiast z felietonami sie nie zazebilam - jak na mój gust ona za bardzo grzebie sie sama w sobie. pewnie to tez wynik traumy wojennej oraz zycia emigranta? w kazdym razie ciekawa postac, jakby nie bylo

    OdpowiedzUsuń
  22. Felietonów nie znam, ale powieści, które dotąd przeczytałam, podbiły moje serce. :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz. :-)