3 listopada 2012

Lilka i chłopcy – Magdalena Samozwaniec "Zalotnica niebieska"

Wiele bym straciła, gdybym nie sięgnęła po książkę Magdaleny Samozwaniec. Ominęłaby mnie sentymentalna podróż do mitycznej krainy dzieciństwa słynnych sióstr Marii [Lilki] i Magdaleny – do bajkowej Kossakówki, wyidealizowanej, "świętej i czystej jak pierwsze kochanie". Poddałam się różowej magii wspomnień. Uległam artystycznej atmosferze domu Kossaków. Pozostała po niej popadająca w ruinę willa nieopodal Wawelu, która być może zamieniłaby się z  czasem w żałosną kupkę  popiołu, czarną dziurę, garść ulotnych wspomnień.  Wiele cennych rodzinnych pamiątek wyprzedano, by po wojnie ratować podupadający budynek. Nieliczne z nich pozostały w rodzinie. ...Kurz na nie pada, warstwą się kładzie... z dala od ludzi, z dala od zgiełku, na dnie szuflady więdną w pudełku... Możliwe, że zwiędłyby również wspomnienia... gdyby nie duch tego miejsca. Nie ludzie. Nie ich dzieła.  Jeszcze sto lat temu to miejsce tętniło życiem. Kossakówkę zamieszkiwali arystokraci ducha. Ludzie niepospolici, utalentowani, nieprzeciętni. Przez ich salon przewinęli się najwybitniejsi ówcześni artyści, m.in.: Henryk Sienkiewicz, Adam Asnyk, Stefan Żeromski, Helena Modrzejewska, Jacek Malczewski, Stanisław Witkiewicz, jego syn Witkacy, Wojciech Weiss, Zofia Stryjeńska. 

Ten piękny obraz ma także swój rewers. Po drugiej stronie lustra Alicja dostrzega rysę na nieskazitelnej, pastelowej politurze. Ludzie, zwłaszcza wielcy, mają wiele słabości. Wiele "uroczych" dziwactw – które jednak raziłyby u ludzi pospolitych, byłyby nie do zniesienia i nie wytrzymałyby konfrontacji z szarą rzeczywistością. Kossakom przydają one wdzięku. Zamiast irytować, intrygują, czarują, uwodzą. 

Jedno z ostatnich zdjęć Kossakówki [źródło]
We wspomnieniach Magdaleny jej siostra prezentuje się niczym grecka nimfa, dziedziczka wielu różnorakich talentów. Tak jak grecka bogini posiada zarówno cechy boskie, jak i ludzkie. Samozwaniec ukazuje ją jako spadkobierczynię darów starożytnych kapłanek sztuki: Kaliope obdarzyła ją talentem poetyckim i urodą,  nad jej rozwojem intelektualnym pieczę objęła Euterpe, patronka liryki, Talia przepowiedziała jej, że będzie pisywać komedie, Melpomene nie poskąpiła jej talentu do pisania dramatów, Terpsychora obdarzyła ją zdolnościami tanecznymi, Polihymnia darem muzycznym i umiejętnością gry na instrumencie, Urania wtajemniczyła ją w świat astrologii, gwiazdozbiorów i horoskopów. Po przodkach z kolei dziewczynka odziedziczyła talent malarski.
Młode kobiety marzą i płaczą, akwarelka Lilki [źródło]

Ale pośród patronujących Marii  muz nie zabrakło też zawistnej bogini Hekate, która sprowadziła na dziewczynkę tragiczną ułomność. Lilka niemal całe życie borykała się z poważną chorobą kręgosłupa, która skazała ją na tortury uciążliwej i nieskutecznej rehabilitacji oraz ortopedyczne gorsety i która zdeformowała jej "rasową" sylwetkę. Dodajmy, że przymiotnik "rasowy" to jedno ze słów kluczy, które często przewijają się na kartach wspomnień. 
Ostatnia główka Lilki malowana przez
 Kossaka, Kwintesencja mojej rassy
1939 [źródło]
To niewinne słówko jest aż nadto znaczące. "Rassowa" była cała familia Kossaków. I tak też ukazuje ją Magdalena Samozwaniec. Rasowy Wojciech Kossak miał liczne romanse, zazwyczaj jakąś piękną, uwodzicielską "flamę" na boku, ale nie było to niczym zdrożnym, wszakże tak żyła arystokracja. Samozwaniec pisze o tej słabostce ojca jako o czymś normalnym i powszechnym. Tak prowadziły się ówczesne małżeństwa z wyższych sfer. Rolą kobiety było zaakceptować ów stan rzeczy, rolą mężczyzny – bawić się dyskretnie, a przy tym troszczyć się o materialne położenie żony i okazywać jej mężowskie przywiązanie. Pani Wojciechowa również zdawała się akceptować ten stan rzeczy; ot, jeszcze jedna fanaberia ekscentrycznego artysty... Córki bezgranicznie wielbiły tatka, ubóstwiały słynnego dziadka, bardzo też kochały matkę... Momo, Mamidło, jak córki nazywały matkę, była z kolei zwyczajnym człowiekiem, przynajmniej na tle tak barwnych osobowości, jak panowie Kossakowie i ich niepospolici przyjaciele. To właśnie ona wniosła Wojciechowi w posagu ziemiański majątek, pozwalający na życie pełne arystokratycznych uciech i spełnianie niezliczonych fanaberii próżnej familii. Ale do czasu. Przed II wojną rodzina borykała się z brzemieniem długów i natrętnymi wierzycielami – co mnie mocno dziwiło, jeśli wziąć pod uwagę bujne życie, jakie wiedli Kossakowie. Liczne podróże zagraniczne, wyjazdy na wczasy do modnych kurortów, własny samochód, co było na owe czasy nie lada ekstrawagancją, noclegi w najelegantszych hotelach, dancingi, rauty, prywatne lekcje kilku języków dla dzieci, najlepsze guwernantki, lekcje muzyki, tańca, malarstwa itd. Kilka pracowni malarskich do utrzymania, m.in. w warszawskim hotelu Bristol, gdzie pracował Wojciech Kossak podczas służbowych podróży do stolicy. Utrzymywanie kosztownych kochanek. Żyć, nie umierać... Maria i Magdalena lubią piękne ubrania. Kochają kapelusze, futra, delikatne pończochy, wykwintną bieliznę, wytworne buty, boa, szale, torebki, bibeloty.  Zawsze jest też jakaś służba, jakaś Neśka czy Marysia, które wstają skoro świt i robią wszystko, by modne dziewczęta mogły bywać w salonach, w kasynach i pełnymi garściami korzystać z życia, a jeśli nie mają ochoty na zabawę, by mogły bezkarnie oddawać się słodkiemu nicnierobieniu, pisać, czytać, marzyć, dyskutować...
Maria i Magdalena, Wojciech Kossak [źródło]
Elementem takiej egzystencji jest pisanie długich, pięknych listów, które Samozwaniec wydobyła z domowego archiwum i które oddaje do rąk czytelników, wzbogacając nimi wspomnienia o czasach beztroskiego dzieciństwa i dorastania. Siostry mogły bez przeszkód oddawać się ulubionym zajęciom. W końcu jakież miały obowiązki? Nie chodzą do szkoły, nie sprzątają, nie martwią się o swój materialny byt. Wszystko mają podane na zawołanie. W takich realiach kształtują się osobowości obu sióstr, które wyrosną na birbantki i sybarytki.

Maria nazywana była w domu pieszczotliwie Lilką, Lilczurem, Szczurem. W listach zazwyczaj podpisywała się jako Szczurek, nierzadko też wypowiadała się w rodzaju męskim, akcentując wiarę w swoją androgyniczną naturę, zespoloną z pierwiastka żeńskiego i męskiego. W co jeszcze wierzyła Lilka? W reinkarnację dusz, w metempsychozę, w życie po życiu, w mowę gwiazd, ale przede wszystkim w miłość. To była jej religia. Jej poezja przeniknięta jest ową wiarą. Nawet kolejne zawody miłosne, sercowe rozczarowania i rozwody nie były w stanie podważyć fundamentów tej wiary:
Ty jesteś jak paryska Nike z Samotraki,
o miłości nieuciszona!
Choć zabita, lecz biegniesz z zapałem jadnakim
wyciągając odcięte ramiona...
Pierwszym obiektem westchnień kilkunastoletniej Lilki był Egon, niesforny, rozpieszczony playboy, w którym się zadurzyła, naczytawszy się poezji Staffa, Przesmyckiego, Micińskiego, Tetmajera. Kiedy romans kończy się awanturą rodzinną, Lilka koi duszę następną fascynacją. Przystojny Adam Kapiński, szwagier Jerzego Kossaka, brata poetki, staje się plastrem na zranione serce.  Ale Adam jest żonaty i wzajemne zauroczenie mija tak szybko, jak się pojawiło. Ileż w tych zauroczeniach pensjonarskiej naiwności. Ale już jako osiemnastoletnia panna Lilka postanawia się wydać. Pierwszym, który się nawinął, był młody przystojny porucznik Bzowski. Lilka, już jako pani Bzowska, szybko spada na ziemię. Ten mariaż okazuje się fantazją młodej, kapryśnej dziewczyny. Rozwód kościelny kosztuje Wojciecha Kossaka majątek. Ale czegóż się nie robi dla genialnej córki, choćby za cenę długów. Jeszcze nie ucichły dzwony post mortem pogrzebanego małżeństwa, a Lilka już flirtuje. Jan Gwalbert Pawlikowski jest ucieleśnieniem ideału. Młody, przystojny, uduchowiony, rozczytany w literaturze, próbujący swych sił jako pisarz. Tuż po otrzymaniu rozwodu z Bzuniem kochankowie biorą ślub. Lilka kocha Jana miłością bałwochwalczą. Zamieszkuje z nim na Kozińcu, w Domu pod Jedlami w Zakopanem, rodzinnym dworku Pawlikowskich projektu Witkiewicza. Styl życia Pawlikowskich jest przeciwieństwem pełnej rozmachu i rozrzutności egzystencji Kossaków. Owszem, cała rodzina tkwi po uszy w literaturze, ale na tym kończą się podobieństwa między Kossakami i Pawlikowskimi. Hołdują oni niemal ascetycznej prostocie i siermiężnej wręcz oszczędności. Ale zakochana bez pamięci Lilka znosi mężnie tę radykalną zmianę stylu życia. Małżonkowie chodzą razem na wysokogórskie wycieczki: Jaś jest zawołanym taternikiem. "Lilka w długim płaszczysku i pantofelkach na obcasie dzielnie dotrzymuje mu kroku, choć męczy ją to niewypowiedzianie". Tak też wygląda jej codzienność w domu na Kozińcu. Nic więc dziwnego, że tęskni do baśniowej Kossakówki. 

Lilki zabawa z kotem, rys. Lilki z ok. 1920 [źródło]
Kossakówka to nie tylko raj dla artystów. To także menażeria najróżniejszych zwierząt, które uwielbiała Lilka. Na Kozińcu dominuje surowy krajobraz, zarówno wokół domu, jak i w jego wnętrzu. Kossakówka z kolei tętni życiem. Lilka trzymała w rodzinnym domu ukochaną wiewiórkę, nazywaną Sorkiem,  którą pieściła, całowała, nosiła na szyi. Miała koty, psy, a nawet małpkę, którą dostała w prezencie. "Straszny był niegdyś wstyd dla domu, gdy makak narobił do kapelusza któregoś z gości, a ten, nie spodziewając się, co go czeka, nałożył go na głowę". Kochała nie tylko ładnych chłopców, ale też przyrodę, ptaki, zwierzęta, morze i góry. Pod koniec życia, na emigracji,  jej cała miłosna siła przeniosła się na rodzinę. 

Ubóstwiany Jan Pawlikowski zostawił Lilkę dla nieletniej baletnicy. Jakież to trywialne. Skończyła się wielka miłość Kwaka i Szczurka. Ale Nike nieuciszona, która kryje się głęboko w duszy Lilki, ciągle, na przekór klęskom, otwiera okaleczone ramiona na kolejną miłość. I tak oto jej trzecim mężem zostaje młodszy od poetki o kilka lat lotnik, Stefan Jerzy Jasnorzewski. Lotek, jak pieszczotliwie nazywała go Lilka, ubóstwiał ją i nosił na rękach, ale przy tym był chorobliwie o nią zazdrosny. Lata wojny spędzili w Anglii,  z dala od rodziny. Był przy niej do końca, towarzyszył jej w śmiertelnej chorobie. 

Lilka zmarła na raka kości. Została pochowana w Manchesterze. "W jej wstrząsających ostatnich poezjach  można przyrównać Lilkę do wielkich artystów, którzy nawet dotknięci ciężkim kalectwem do końca tworzyli wspaniałe dzieła". 

Magdalena Samozwaniec, Zalotnica niebieska, Świat Książki 2010