
"Jeszcze rok temu nie  wiedziałam, że Sorrento istnieje..."[1]. Sorrento. Sorrento... Smakuję  tę nazwę, jej świetliste ciepło, "z jej błękitem, żółcią i głęboką  zielenią"[2]... "Jeśli szczęście ucieka daleko, to pewnie chroni się  właśnie tam, po drugiej stronie gór, mórz i autostrad"[3].  
Dla bohaterki powieści, Malwiny, Sorrento staje się "ostatnią próbą,  ostatnim dzwonkiem na ostatnią lekcję"[4]. Zwabiona osobliwym pięknem  kryjącym się w tej dźwięcznej, melodyjnej nazwie,  pod wpływem impulsu  przyjeżdża pewnego dnia do Sorrento, z nadzieją, że uda jej się  otrząsnąć po  tragicznych doświadczeniach i  znaleźć spokój w  śródziemnomorskiej scenerii malowniczego miasteczka. "Trudno tu  traktować jakiekolwiek zmartwienia poważnie, wszystko pachnie kanikułą,  festynową dekoracją, wiecznie trwającą śródziemnomorską paradą  beztroski"[5]. Zostawia za sobą całe dotychczasowe pięćdziesięcioletnie  życie: dzieciństwo w małej wsi pod Pińczowem, młodzieńcze ambicje,  studia uniwersyteckie, dyplom romanistyki na UJ-cie, mieszkanie w bloku,  małżeństwo z Jerzym, które rozpadło się po rodzinnej tragedii... Nie  sposób o niej zapomnieć. Malwina pragnie odseparować się od samej  siebie, od tej kobiety, która jest przepełniona bólem, żałobą i ciężarem  dramatycznych wspomnień. "Gdy patrzę na te kobiety siedzące tutaj we  włoskich kawiarniach [...], czuję, że przepełnia mnie zazdrość. [...]  Chciałabym być jedną z nich, przestać wreszcie ciągnąć za sobą ten bagaż  wspomnień, moją stratę, tamtą zimę, nieznikający zapach  szpitala..."[6]. Nie wiem, czy potrafiłabym się zdobyć na takie  radykalne cięcie, tak daleką metamorfozę, tak odległe bycie gdzieś poza  granicami własnej osobowości i samej siebie takiej, jaką byłam przez  całe życie. Czy pani magister o intelektualnych ambicjach i wysokiej  kulturze, znająca języki i kochająca literaturę, sztukę, filozofię,  zdoła zakorzenić się w skromnej, pozbawionej wyrazu osobie mającej  zajmować się obcym domem, postaci służącej, kucharki, sprzątaczki, czy  będzie w stanie zrezygnować z poczucia, że jest stworzona do innego  życia, do wyższych celów niż bycie pomocą domową? Świetliste ciepło  zaklęte w melodyjnej nazwie Sorrento zniewala i obiecuje wyzwolenie.  Kusi iluzją, że będąc w tym mieście, można się odrodzić, uciec od samej  siebie, przyoblec się w kostium kobiety wolnej od trosk i pozbawionej  jakichkolwiek traumatycznych doświadczeń: "Na Południu żyje się pełnią  życia. Wszystkie brudy spierają się w tej niebieskiej pianie. Jaskrawość  dnia wypala złe wspomnienia, poraża, każe zanurkować w błękicie"[7].  
Po drugiej stronie światła znajduje się dom Carli Russo w Sorrento.  Dwie kobiety są sobą zaskoczone, zdziwione, obie spodziewały się spotkać  kogoś zupełnie innego. Maja Wolny z wyczuciem niuansów analizuje  wypełniające bohaterki wahania i uczucia wywołane konfrontacją wyobrażeń  z rzeczywistością. Maski, za jakimi skrywają swoje prawdziwe emocje,  kostiumy utkane z  obojętności, która pozwala na zachowanie iluzji, że  jest się panią sytuacji, że nie zostanie się dotkniętą przez żadne  uczucie, jakąkolwiek emocję, ból czy zwątpienie. Trzeba tylko uwierzyć,  że samotność jest wyzwoleniem i jedyną opoką na tym świecie. Nic nie  czuć. Niczego nie oczekiwać. Po prostu być. Trwać z dnia na dzień.  Wykonywać te same czynności. Sprzątać i nie mieć marzeń. Zmywać i  niczego nie analizować. Gotować i niczemu się nie dziwić. Nie  doświadczać żadnych uniesień i upadków. 
To, co mnie zaintrygowało, to spojrzenie autorki na kobiecość w jej  konfrontacji ze starością. Obie bohaterki są w tym wieku, w którym  młodość ma się dawno za sobą. Malwina ma 50 lat, a Carla, jej  pracodawczyni, wytworna Włoszka z nienagannymi manierami, dawna  dziennikarka, pisarka i rewolucjonistka, jest kobietą po  siedemdziesiątce. Twarda powierzchowność, szorstki, ale pełen elegancji  styl bycia, wyniosłość i niezależność to cechy osobowości Carli. Carla  rozmyśla o starości. Broni się przed nią, chociaż sama nie jest już w  stanie utrzymać nienagannego porządku w swojej willi z białego kamienia.  Malwina jest jej przeciwieństwem. Jest w niej akceptacja, rezygnacja,  prostota, podporządkowanie się. Są całkowicie inne, a jednak... Coś je  łączy. Są na swój sposób podobne do siebie. Długo nie mogłam  sprecyzować, na czym zasadza się to paradoksalne podobieństwo. Obie są  niepospolite i eleganckie. I to je łączy. A jednocześnie dzieli. Rodzi  nieufność i obawy. Kobiety żyją w jednym domu, ale tkwią po dwóch  stronach muru. Obie czegoś sobie zazdroszczą. Malwina Carli –  niezależności, Carla Malwinie – młodzieńczego wyglądu, na którym czas  nie pozostawia swojego piętna. Malwina wciąż ma piękne nogi, wspaniałą  młodą skórę i szczupłą sylwetkę oraz wdzięk młodej dziewczyny. Mężczyźni  ciągle się za nią oglądają. Carlę być może onieśmiela aparycja Malwiny,  jej elegancja, wykształcenie, delikatność, które nie przystają do  potocznego wyobrażenia pomocy domowej. Malwina jest jednocześnie skromna  i dyskretna, niczego nie można jej zarzucić. Perfekcyjnie gra swoją  rolę. Jest doskonała. Do czasu, gdy spotka Bruna. Gdy jej oplecione  lodowatą obojętnością, wypalone smutkiem serce zacznie bić znowu  mocniej. 
Nie można uciec od tego, od czego się ucieka – tak jak ilustrują tę  tezę wielkie dramaty antyczne.  Nie można schronić się przed uczuciami.  Nie można zabarykadować się przed nienawiścią, miłością, poczuciem  zranienia... Miłość niesie komplikacje. Tak odczytałam historię Carli,  Malwiny i Bruna. Destrukcyjna siła miłości jest obecna w każdej jej  odmianie. Destrukcyjne są związki z mężczyznami (młodość Carli),  destrukcyjne jest macierzyństwo (traumatyczne dzieciństwo Aleksi, córki  Carli, którego dziedzictwo spada na delikatnego Bruna, jej wnuka). Koło  się zamyka. Carla wydaje się kobietą silną i niezależną, wolną i  władczą, czego zazdrości jej Malwina. Ale to tylko pozory. Carla cierpi.  Przytłacza ją ciężar winy i kary. Każda z kobiet dźwiga ciężar  cierpienia. Zawinionego (Carla) i niezawinionego (Malwina). Ciężar  straty: Carla wyrzekła się własnej córki, Malwina straciła ukochanego  syna. Tak jak różne są kategorie i źródła tego cierpienia, tak samo  wielki jest jego ciężar dla obu kobiet. Czy jest to cierpienie  zawinione, czy niezawinione, jest ono równie tragiczne, choć momentami  odnosiłam wrażenie, że cierpienie Carli jest bardziej traumatyczne,  rozdzierające. Carla jest winowajczynią i ofiarą. Niechciane  macierzyństwo i pełne zimnego okrucieństwa odrzucenie Aleksi mszczą się  na niej, gdy po latach pragnie nawiązać kontakt z córką. Jej próby  spełzają na niczym. Natrafiają na cynizm i nienawiść Aleksi, która idzie  w jej ślady, podążając drogą "wolności" i pozostawiając Bruna na pastwę  losu, podobnie jak przed laty postąpiła Carla wobec swojej córki. Nie  ma ucieczki przed dziedzictwem winy i kary. Nie ma ucieczki przed  przeszłością. Jest Bruno... Ucieleśnienie niewinności. Owoc  przypadkowego, przygodnego związku Aleksi. To była zemsta na Carli?  Bruno jest niechciany tak dalece, jak dalece był umiłowany i upragniony  Pawełek, syn Malwiny. 
Młody mężczyzna jest postacią znamienną: niespodziewanie zakrada się  w życie Malwiny, tak jak niespodziewanie odchodzi z niego 17-letni  Paweł, zabierając ze sobą sens. Na przekór oczekiwaniom Malwiny zajmuje  miejsce Pawełka. Im bardziej kobieta stara się odseparować od wspomnień,  tym mocniej angażuje się w relację z młodym mężczyzną. W pewnym  momencie przyjaźń, oparta na powinowactwie dusz, przeradza się w silną  fizyczną zależność. Nie można nad nią zapanować. Nie bez znaczenia  pozostaje tu wątek związany z historią Fryderyka Nietzschego. W  Malwinie, dojrzałej, doświadczonej przez życie kobiecie Bruno dostrzega  ucieleśnienie Malwidy, przyjaciółki Fryderyka Nietzschego, w czym  utwierdza go jeszcze podobieństwo imion obu kobiet. Bruno jest  zafascynowany twórczością i biografią filozofa; pisze książkę osnutą na  kanwie romansu między młodym Fryderykiem i dojrzałą Malwidą, niezależną  emancypantką, koneserką sztuki, literatury i filozofii, wielbicielką  artystów. Według pewnej opowieści miał się on rozegrać właśnie w  Sorrento. Bruno utożsamia się z Fryderykiem, ale nie potrafi nadać  postaci jego przyjaciółki realnych kształtów, napełnić jej życiem.  Malwina staje się dla niego inspiracją, powierniczką, pierwszą  czytelniczką jego powieści.  
"Dom tysiąca nocy" to powieść o tajemnicach, napisana stylem, który  wzmaga ich efemeryczność, nieuchwytność, a jednocześnie wydobywa z  biografii bohaterek namacalność tych tajemnic. Ich nienachalne  odkrywanie dostarcza wzruszeń, sprawia, że proza Mai Wolny przykuwa, nie  pozwala o sobie zapomnieć, pozostać obojętnym. Można się w niej  zatracić, tak jak Malwina zatraciła się w jaskrawej świetlistości  Sorrento. Styl Mai Wolny sprawia, że w trakcie lektury raz jest się  chłodem Carli, okrucieństwem Aleksi, innym razem delikatnością i  bezbronnością Bruna czy smutkiem Malwiny, podszytym nadzieją i  pragnieniem samoocalenia. Na języku smak Sorrento zakwita świeżością  cytryny, niebo staje się błękitne, chwila nabiera takiej intensywności,  że zapominam o nadciągającej zimie i chłodzie za oknem, wpatrując się  tęsknie w krajobraz zalanej słońcem Zatoki Neapolitańskiej... Po drugiej  stronie światła olśniewa mnie Sorrento. Kusi prześwietlonymi na  niebiesko obrazami, zapachami morza, piasku i słońca oraz brzmieniem  włoskich słów. Tak dalekie, tak bliskie... 
--- 
[1] Maja Wolny, "Dom tysiąca nocy", wyd. Prószyński i S-ka 2010, s. 6. 
[2] Tamże, s. 7. 
[3] Tamże, s. 6. 
[4] Tamże, s. 8. 
[5] Tamże, s. 31. 
[6] Tamże, s. 65. 
[7] Tamże, s. 47.
Maja Wolny, Dom tysiąca nocy, Prószyński i S-ka 2010