Prawdopodobnie dziecięca wyobraźnia ma wiele barw, a tęsknota małego Tomka, bohatera książki Sveina Nyhusa, przybrała kolor stalowoniebieski i przyoblekła się w formy przypominające obrazy kubistów lub formistów, choć o wiele bardziej bezpośrednie i prostsze w wyrazie. Początkowo sądziłam, że twórcą szaty graficznej jest sam autor, Svein Nyhus, pisarz i ilustrator, który stworzył oprawę wizualną do znanej książki swojego autorstwa zatytułowanej „Włosy mamy”; w końcu wyczytałam ze stopki redakcyjnej, że opracowanie graficzne wersji polskiej przygotował Marek Trzebiatowski. Bodźce wzrokowe są tutaj ważniejsze niż słowo, a przynajmniej równie ważne. Odniosłam wrażenie, że tekst stanowi tu jedynie dopełnienie obrazu, krótki komentarz, kropkę nad i.
Centralną postacią wszystkich ilustracji jest tato, jego sylwetka została wyolbrzymiona do tego stopnia, że zdaje się dominować nad światem niczym giganci z mitycznych opowieści starożytnych Greków. Staje się ucieleśnieniem potęgi, siły, nieograniczonych możliwości. Potrafi wszystko, nie ma dla niego rzeczy niemożliwych, nieosiągalnych. Jest bohaterem z najpiękniejszych bajek. Herosem.
Siłą napędzającą wyobraźnię małego Tomka jest tęsknota. Późnym wieczorem chłopiec leży w łóżku i myśli o swoim ojcu. Zastanawia się, gdzie on może być. Jego wyobraźnia podsuwa mu obrazy taty, ukazujące go w najrozmaitszych sytuacjach, ale zawsze jako ucieleśnienie ideału. Skąd bierze się ta dziecięca mitologizacja i hiperbolizacja sylwetki taty? Co jest źródłem tęsknoty? Śmierć ojca... Wyjazd... Rozwód... A może prawdziwy tato jest o wiele gorszą kopią niż ten wyśniony, wymarzony, wyidealizowany? Może nie spełnia wszystkich potrzeb małego Tomka? Może pracuje tak dużo, że prawie w ogóle nie ma dla niego czasu? To są tylko domysły, do których snucia prowokuje cała historia, sprawiając, że nabiera ona uniwersalnego charakteru, staje się opowieścią dostosowaną do oczekiwań każdego dziecka.
Idealizację taty można tłumaczyć na wiele sposobów, ale niezależnie od interpretacji nasuwa się jeden wniosek: tato jest najważniejszą osobą (zapewne obok mamy) w oczach dziecka, daje mu poczucie bezpieczeństwa, bliskości, uczy, jak okazywać miłość, jak troszczyć się o innych, jak być odważnym. Może to tylko życzenie Tomka, może realia jego dzieciństwa są tak smutne, że ucieka on w świat marzeń i fantazji, kreując sobie wizerunek doskonałego taty. Taka myśl przyszła mi do głowy, gdy Tomek marzył na jawie. W jego marzeniach tato raz jest kierowcą rajdowym, raz jest iluzjonistą, innym razem kosmonautą czy tygrysem. Stalowoniebieski kolor ilustracji uwypukla nostalgiczny charakter opowieści. Rozwiązania zagadki związanej z postacią realnego taty nie przynosi nawet zakończenie książki, choć zdaje się sugerować, że tata nie żyje, a fantazja chłopca jest antidotum na ból rozstania i poczucie osamotnienia. Przynosi pokrzepienie, ukojenie i ulgę, kiedy przepełniony tęsknotą chłopiec spogląda przez otwarte okno i pociesza się, że może tata, tak jak on, patrzy teraz na księżyc, że spoglądają na to samo. Ta myśl napełnia go poczuciem bliskości i staje się remedium na samotność.
Książka „Tato!” zdobyła najbardziej prestiżową nagrodę literacką w kategorii książek dla dzieci i młodzieży przyznawaną przez norweskie Ministerstwo Kultury, została też uznana za najpiękniejszą książkę roku. Zapoczątkowała społeczną debatę na temat roli ojca.
Svein Nyhus, Tato!, tłum. Helena Garczyńska, wyd. EneDueRabe 2008
Doslownie wczoraj przerabialismy ten temat w naszym domu,tzn.jak wazny jest Tato.Moj Maz pracuje dlugo(pewnie jak wiekszosc Tatusiow),wiec ma dla dzieci 2,3 godz.wieczorkiem tylko.Dzieci o tym nie mowia,ale o ich tesknocie mozna przeczytac w pracach domowych,szkolnych wypracowaniach.Zawsze podobnie:Mama jest super,ale: Tato to moj bohater,chce podziekowac za Tate,moj przyjaciel Tato,itd:)
OdpowiedzUsuńNam doroslym ciezko czasem zrozumiec te dzieciece tesknoty,ale faktycznie,brak jednego z rodzicow musi byc dla dziecka ciezkim doswiadczeniem...
piekny post,ciekawa ksiazka:)pozdrawiam!
Trafiłaś dziś z tą recenzją w dziesiątkę...
OdpowiedzUsuńKoniecznie! Muszę! To przeczytać :)
Emocja, dziękuję za odwiedziny. Cieszę się, że znów mogłam Ciebie zainspirować, bo ostatnimi czasy mało piszę, choć czytam sporo książek i tonę w stosikach. A ta książka czekała na swoją kolej bardzo długo, a była czytana na dobranoc bardzo często. Jako dziecko także fantazjowałam na temat taty, idealnego taty, i wydaje mi się, że jestem w stanie utożsamić się z fantazjami małego chłopca z książki. :)
OdpowiedzUsuńNivejko, faktycznie, jak znalazł jako dopełnienie Twojej opowieści na Twoim blogu. Pięknie napisałaś... Ściskam cieplutko!
OdpowiedzUsuńTak, okładka ma "coś" w sobie, co przyciąga.
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja! xD
Pozdrawiam serdecznie^^
A jak reakcje Twojej córeczki? Wyczytuję między wierszami i z fotografii, że jest ze swoim tatusiem mocno związana...
OdpowiedzUsuńowarinaiyume, dziękuję. :)
OdpowiedzUsuńw tej książce, tak jak pisałam, ilustracje odgrywają najważniejszą rolę, tekst jest jedynie dopełnieniem. I faktycznie: szata graficzna intryguje. Może budzić zdziwienie, a nawet degustować, gdyż nie wszyscy gustują w tego typu malarstwie, ale z drugiej strony świetnie oddaje hiperbolizację taty, która jest dominantą tej książki. :)
Naczynie, podejrzewam, że Tatianka zapewne inaczej odbiera tę książkę niż ja, kobieta dorosła [na pewno nie postrzega jej w kategorii takich zjawisk, jak gigantomachia czy hiperbolizacja ;-)], ale lubi ją oglądać i komentować. Potwierdzam: Tatianka uwielbia swojego tatę, co nie przeszkadza jej z chęcią "czytać" książkę Sveina Nyhusa ;-). Być może właśnie dlatego ją lubi... :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTata i jego miejsce w życiu córy/syna... . Obserwuję, jak to się zmienia wraz z wiekiem dzieci - zwłaszcza, że moja najstarsza już studentką jest :-). Okładka jest wspaniała, choć, jak zwykle, to kwestia gustu.
OdpowiedzUsuńWitaj, Aniu. Nie podejrzewałam, że masz dorosłą pociechę, ale mnie zaskoczyłaś. :) Jako dziecko intuicyjnie czułam, że tato może być szalenie ważną, inspirującą osobą, równie ważną jak mama; moje wyobrażenia realizują się teraz w relacji Tatianki i Grzegorza – i bez względu na etapy dorastania, jakie czekają naszą córeczkę, nabieram pewności, że zawsze będą sobie tak bardzo bliscy, choć na pewno forma okazywania sobie tej więzi będzie ewoluować, w zależności od wieku, w jakim będzie nasza córka. Chcę wierzyć, że bliskość i inspiracja pozostaną.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
Witaj, Jolanto,
OdpowiedzUsuńkolejna, poruszająca recenzja.
Muszę napisać. Jako "tatuś" jestem poruszony.
Zacznę od postulatu "cała Polska czyta dzieciom". Oby, Jolu. Oby! Właśnie pomyślałem, że gdyby tak się stało, to w Polsce powstanie niebawem kilka "Krzemowych Dolin" a Polacy zaczną garściami zgarniać Nagrody Nobla w różnych dziedzinach.
Początkiem wszystkiego jest to, że czytamy, czytamy, potem - rozmawiamy o przeczytanym...
A więc dajemy dziecku coś, co stanie się dla niego bezcennym posagiem do końca życia - rodzicielski czas.
--
Ta książka (i Twoja recenzja) mocno dotykają Freudowskiej psychoanalizy. Dobre, szczęśliwe dzieciństwo sprawia, że jeśli ktoś zburzy mój dom, to mam siłę, by na jego miejscu wybudować nowy.
Niech ojcowie trwają przy swoich dzieciach.
Jolu, dziękuję i serdecznie pozdrawiam,
K.
PS. Przypomniało mi się, że kiedyś napisałem haiku o więzi dorosłego syna z ojcem:
OdpowiedzUsuńmoje nowe zdjęcie
tak samo patrzyły
oczy ojca
Gdzieś to jest na moim blogu, ale nie mogę odkopać.
Jolu, gratuluję kolejnej kapitalnej recenzji. Tak bardzo cieszy mnie Twój powrót na blogowisko :)
OdpowiedzUsuńKsiążka zapowiada się ciekawie. Intryguje mnie fakt, że Skandynawowie w tej chwili wiodą prym w tak odległych dziedzinach: literatura dla dzieci i kryminały.
Karolu, bardzo Ci dziękuję za mądre, wspaniałe komentarze do mojego wpisu. Podpisuję się pod nimi jak pod własnymi przekonaniami. Szkoda, że coraz mniej ludzi czyta, że coraz mniej rodziców czyta dzieciom. Może blogi książkowe i akcja "Cała Polska czyta dzieciom" przyczynią się choć w namiastce do podniesienia czytelnictwa. Oby. Pozdrawiam ciepło. :-)
OdpowiedzUsuńPs. Piękne haiku.
OdpowiedzUsuńLirael, dziękuję za odwiedziny. Mój powrót jest nieco połowiczny, ale zaglądam, czytam i pisuję, o ile mam taką możliwość. Wykorzystuję każdy antrakt w pracy; ostatnio mam odrobinę wolnego, więc nadrabiam zaległości. Czynię to z przyjemnością. :-)
OdpowiedzUsuńWłaśnie skończyłam czytać kolejną skandynawską perełkę – "Rzeka kłamstw". Rewelacja. Recenzja niebawem. :-) Pozdrawiam.
Nie słyszałem o tej książce wcześniej, ale zapowiada się bardzo ciekawie. Postaram się po nią sięgnąć. Myślę że temat 'taty' jest zawsze na czasie, bo dotyczy każdego z nas. Pozdrawiam serdecznie! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedziny i za komentarz. Książkę polecam – prowokuje do ciekawych "dyskusji" z małym czytelnikiem w trakcie głośnej lektury i wspólnego oglądania ilustracji. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuń