To była trudna, bolesna i hipnotyzująca lektura. Gładkie kartki to tylko fasada. Atłasowy dotyk papieru to jedynie złudzenie. Z każdym zdaniem zanurzałam się głębiej i głębiej w przejmujący mroźny krajobraz. Lodowate odłamki z każdą przeczytaną stroną coraz dotkliwiej wbijały się w moją świadomość i drążyły w niej korytarze, które zasnuwały się mroźną mgłą. Smutkiem i chłodem. Samotnością i pustką. Jeśli do tej pory sądziłam, że te doznania są czymś abstrakcyjnym, teraz doświadczyłam epifanii. Mają one postać. Są domem. Ten dom znajduje się w Byneset niedaleko Trondheim, położonym nad fiordem Korsfjorden. Panuje w nim chłód i mrok, nawet za dnia, nawet latem.
Bezradność ma twarz Tora. Samotność ma oczy Margida. Wśród tego ponurego pejzażu tu i ówdzie pojawia się ironiczny uśmiech Erlenda. Bracia od lat żyją na odosobnionych archipelagach. Jak najdalej od siebie, jak najdalej od swojego dzieciństwa. Dwaj z nich – jak najdalej od domu. Dzieli ich przepaść, niczym lodowate, niedostępne fiordy. Chropowatość, która nieodparcie kojarzy się z klimatem i krajobrazem mroźnej Skandynawii, to esencja tej prozy: chropowata, szorstka surowość przenika narrację i opisy pejzażu, który swoją ascetyczną urodą odzwierciedla pozbawione więzi i bliskości relacje międzyludzkie, jednocześnie wyzwalając w czytelniku nieprawdopodobne pokłady emocji. Ta proza przywołuje duszną atmosferę dramatów Ibsena i Strindberga oraz psychologiczny klimat filmów Bergmana, koncentrując się na takich motywach, jak samotność, niemożność porozumienia z drugim człowiekiem czy upokarzające dzieciństwo, które determinuje całe dorosłe życie, podporządkowane próbom przezwyciężenia traumatycznego, upokarzającego piętna, wyniesionego z rodzinnego domu. Podobnie jak u Bergmana, hipnotyzuje psychiczną wiwisekcją, bezlitosnym, biologicznym konkretem, zwłaszcza w przedstawianiu seksualności i śmierci. Jest w tym swoisty skandynawski realizm, który został tutaj wykreowany po mistrzowsku, ale bez uciekania się do przejaskrawienia. Anne B. Radge unika schematycznych rozwiązań fabularnych, cały czas trzyma w napięciu, prowadząc czytelnika ku zaskakującemu, wstrząsającemu zakończeniu, z którym muszą się zmierzyć bohaterowie powieści.
Bezradność ma twarz Tora. Samotność ma oczy Margida. Wśród tego ponurego pejzażu tu i ówdzie pojawia się ironiczny uśmiech Erlenda. Bracia od lat żyją na odosobnionych archipelagach. Jak najdalej od siebie, jak najdalej od swojego dzieciństwa. Dwaj z nich – jak najdalej od domu. Dzieli ich przepaść, niczym lodowate, niedostępne fiordy. Chropowatość, która nieodparcie kojarzy się z klimatem i krajobrazem mroźnej Skandynawii, to esencja tej prozy: chropowata, szorstka surowość przenika narrację i opisy pejzażu, który swoją ascetyczną urodą odzwierciedla pozbawione więzi i bliskości relacje międzyludzkie, jednocześnie wyzwalając w czytelniku nieprawdopodobne pokłady emocji. Ta proza przywołuje duszną atmosferę dramatów Ibsena i Strindberga oraz psychologiczny klimat filmów Bergmana, koncentrując się na takich motywach, jak samotność, niemożność porozumienia z drugim człowiekiem czy upokarzające dzieciństwo, które determinuje całe dorosłe życie, podporządkowane próbom przezwyciężenia traumatycznego, upokarzającego piętna, wyniesionego z rodzinnego domu. Podobnie jak u Bergmana, hipnotyzuje psychiczną wiwisekcją, bezlitosnym, biologicznym konkretem, zwłaszcza w przedstawianiu seksualności i śmierci. Jest w tym swoisty skandynawski realizm, który został tutaj wykreowany po mistrzowsku, ale bez uciekania się do przejaskrawienia. Anne B. Radge unika schematycznych rozwiązań fabularnych, cały czas trzyma w napięciu, prowadząc czytelnika ku zaskakującemu, wstrząsającemu zakończeniu, z którym muszą się zmierzyć bohaterowie powieści.
Wbrew swoim literackim powinowactwom, które wyłuskałam w trakcie lektury, "Ziemia kłamstw" nie jest jedynie historią o ludziach zamkniętych w hermetycznych kokonach przejmującej samotności, z których nie sposób się wyzwolić. Radge opowiada o jej trudnym, bolesnym przezwyciężaniu, o szukaniu porozumienia, o próbie nawiązania więzi w rodzinie, która rozpierzchła się, uciekając przed nienawiścią, pogardą, upokorzeniem.
Spadkobiercami tych traumatycznych doświadczeń są trzej bracia o diametralnie różnych osobowościach. Najstarszy, Tor, pozostał w rodzinnym domu i z oddaniem prowadzi podupadające gospodarstwo, całkowicie podporządkowując się apodyktycznej matce, Annie Neshow. Swoją samotność wypełnia miłością do zwierząt. "Siri przytknęła ryj do jego ramienia. Takie gigantyczne zwierzę ze szczęką pełną zębów ostrych jak żyletki mogłoby go zabić, gdyby chciało, dlatego możliwość zaufania jej w pełni dawała mu ogromne, dziecięce poczucie bezpieczeństwa" [s. 104]. Margido jest właścicielem przedsiębiorstwa pogrzebowego, samotnym starym kawalerem, mieszkającym w Trondheim, w dwupokojowym mieszkaniu w bloku. "Na niedużej werandzie hodował jedynie w ceramicznej doniczce małego cyprysa. [...] mógł kupić sobie dom. Miał wystarczającą ilość pieniędzy, ale na co byłby mu dom" [s.31]. Erlend, najmłodszy z braci, artysta – dekorator wystaw sklepowych, homoseksualista, od lat mieszka i pracuje w Kopenhadze, całkowicie izolując się od przeszłości. Żyje miłością do Krummego, swojego partnera, oraz uwielbieniem dla piękna i luksusu. "Nic nie byłoby inaczej, gdybym tu pozostał. Oni się tak strasznie mnie wstydzili. Pedała. [...] W Kopenhadze jestem bøsse, w Trondheim gejem, w Byneset pedałem. Kochane dzieci mają wiele imion" [s. 196]. Każdy z nich egzystuje we własnym świecie. Nie kontaktują się ze sobą od lat, zapominając o istnieniu rodzeństwa. Tor wycofał się z życia, zrezygnował z miłości, pod presją matki wyrzekł się związku z kobietą, która urodziła mu córkę. 36-letnia Torunn nigdy nie poznała swojej babci, Anny Neshow, nigdy nie spotkała swoich wujków, którzy nie wiedzą o jej istnieniu. Z ojcem widziała się tylko raz i rozmawiała z nim przez telefon zaledwie kilkakrotnie. Choroba starej Anny, leżącej na łożu śmierci, wywraca życie czwórki bohaterów do góry nogami. Muszą zmierzyć się z demonami przeszłości, z własnymi lękami i uprzedzeniami, pokonać strach przed samymi sobą, przed tym smutnym miejscem, w którym dorastali bracia, a który stał się antytezą domu i źródłem przytłaczających, tłumionych wspomnień. Jeden z recenzentów określił go jako "dom zły", posługując się tytułem filmu Wojciecha Smarzowskiego (zob. tutaj). To określenie doskonale oddaje ducha tego miejsca. Posiadłość należąca do rodziny Neshow od lat pogrąża się w destrukcji. Panuje w niej fizyczna i duchowa dezintegracja. Trudno wyobrazić sobie bardziej przygnębiający wizerunek rodzinnego domu.
Czy Anna Neshow jest potworem pozbawionym matczynych uczuć? Czy ojciec Tora, Margida i Erlenda jest bezdusznym nikczemnikiem, za jakiego uważają go synowie? Czy dziadek Tallak jest faktycznie tym człowiekiem, jakim pozostał w ich pamięci: jedyną pozytywną, słoneczną postacią w tym przeklętym domu? Kto jest winowajcą, a kto ofiarą? Kto jest największym manipulatorem, mistyfikatorem? Z biegiem fabuły zakorzenione w świadomości bohaterów przeświadczenia, przyswajane od dzieciństwa, ulegają drastycznej weryfikacji, wywołującej wstrząs, który doprowadza niemal do tragedii. Dobro okazuje się złem. Namiętność, której podporządkowano wszystkie sfery życia, zamiast spełnienia – przynosi nienawiść, destrukcję i ból...
Mistrzostwo tej opowieści zasadza się na nagromadzeniu niedopowiedzeń, grze z wyobrażeniami czytelnika, konfrontowaniu rozbieżnych wersji rodzinnej historii, utkanej bardziej z domysłów niż faktów, z tajemnic niż konkretów. Dociekanie tych tajemnic, ich drążenie, zaglądanie pod podszewkę pozorów z psychologiczną wnikliwością, która nieustannie trzyma w napięciu, to literacka wartość tej historii. Porażającej i fascynującej zarazem.
A zakończenie? Bolesne odkrywanie rodzinnej tajemnicy, tragizm spleciony z nadzieją, smutek zmieszany z dyskretną, ledwie tlącą się nutką optymizmu... a może on jest tylko złudzeniem, może nic już nie będzie lepsze. Może ziemia, która przez lata karmiła się kłamstwem i manipulacją, pozostanie skażona na wieki...
Anne B. Radge, Ziemia kłamstw, tłum. E. M. Bilińska, Smak Słowa 2010
Czy Anna Neshow jest potworem pozbawionym matczynych uczuć? Czy ojciec Tora, Margida i Erlenda jest bezdusznym nikczemnikiem, za jakiego uważają go synowie? Czy dziadek Tallak jest faktycznie tym człowiekiem, jakim pozostał w ich pamięci: jedyną pozytywną, słoneczną postacią w tym przeklętym domu? Kto jest winowajcą, a kto ofiarą? Kto jest największym manipulatorem, mistyfikatorem? Z biegiem fabuły zakorzenione w świadomości bohaterów przeświadczenia, przyswajane od dzieciństwa, ulegają drastycznej weryfikacji, wywołującej wstrząs, który doprowadza niemal do tragedii. Dobro okazuje się złem. Namiętność, której podporządkowano wszystkie sfery życia, zamiast spełnienia – przynosi nienawiść, destrukcję i ból...
Mistrzostwo tej opowieści zasadza się na nagromadzeniu niedopowiedzeń, grze z wyobrażeniami czytelnika, konfrontowaniu rozbieżnych wersji rodzinnej historii, utkanej bardziej z domysłów niż faktów, z tajemnic niż konkretów. Dociekanie tych tajemnic, ich drążenie, zaglądanie pod podszewkę pozorów z psychologiczną wnikliwością, która nieustannie trzyma w napięciu, to literacka wartość tej historii. Porażającej i fascynującej zarazem.
A zakończenie? Bolesne odkrywanie rodzinnej tajemnicy, tragizm spleciony z nadzieją, smutek zmieszany z dyskretną, ledwie tlącą się nutką optymizmu... a może on jest tylko złudzeniem, może nic już nie będzie lepsze. Może ziemia, która przez lata karmiła się kłamstwem i manipulacją, pozostanie skażona na wieki...
Anne B. Radge, Ziemia kłamstw, tłum. E. M. Bilińska, Smak Słowa 2010
Ta chałupa na pustkowiu przypomina mi "Kroniki portowe" Proulx, a że się podobało, to spróbuję i "Ziemi ..."
OdpowiedzUsuńTa książka również kojarzy mi się z klimatem "Kronik portowych". A "kroniki..." bardzo mi się podobały. :) Może się okazać, że nie będziesz żałował czasu poświęconego na lekturę. Ja nie mogę się doczekać następnej części (bo "Ziemia..." to pierwsza część trylogii).
OdpowiedzUsuńNiesamowicie opisalas ta ksiazke. Teraz meczy mnie ciekawosc jej poznania. Z drugiej jednak strocy troszke sie boje tej ksiazki.... Bardzo goraco cie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMialo byc strony a nie strocy -przepraszam za literówke
OdpowiedzUsuńJuż wiem, że dostanę tę powieść pod choinkę :) Bardzo się cieszę, bo lektura zapowiada się wspaniale, o czym przekonałam się dzięki Tobie.
OdpowiedzUsuńPoczytam. Po świętach. teraz nie mam ochoty na nic trudnego:)
OdpowiedzUsuńPiękna recenzja, ale to chyba historia na inny czas, dzięki za to, ze dzielisz się swoimi lekturami, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że napisałaś o książce bardzo ... intymnie i przejmująco. Nie ukrywam, że zachęciłaś mnie do niej! ;)
OdpowiedzUsuńKatarzyno, przyznaję, że sama byłam zaskoczona huraganem emocji, które wywołała we mnie lektura tej powieści. Początek lektury jest chropowaty jak fiord, o czym pisałam w recenzji, ale już po kilku stronach nie sposób oderwać się od książki, tak mocno absorbuje. :)
OdpowiedzUsuńLirael, myślę, że ta powieść to doskonały prezent na gwiazdkę, choć jej lektura przyprawia momentami o lodowate dreszcze. Ale to znakomita książka i szczerze ją polecam.
OdpowiedzUsuńNivejko, po świętach, na zasadzie odreagowania – lektura jak znalazł. ;-)
OdpowiedzUsuńGrażyno-Anno, dziękuję za komentarz. Atmosfera tej książki może kolidować z ciepłem świątecznej aury, zatem faktycznie proponuję przełożyć jej lekturę na inny czas. :)
OdpowiedzUsuńMatyldo, znając Twoje wybory czytelnicze z Twojego bloga oraz Twój sposób recenzowania (właśnie taki intymny i emocjonalny), podejrzewam, że książka może przypaść Ci do gustu. Ja w każdym razie polecam. Powieść jest naprawdę znakomita.
OdpowiedzUsuńPewnie po świętach, nie wcześniej. Północ jest tak ascetyczna, wyobcowana... Ciekawam :)
OdpowiedzUsuńMnie także pociąga literatura skandynawska. "Ziemia kłamstw" może bez kompleksów uchodzić za jej wizytówkę. :)
OdpowiedzUsuńPo świętach - jak zostanie pieniędzy w portfelu, to kupię sobie. :)Bo słusznie podejrzewasz, ja takie klimaty lubię. Zresztą Smak Słowa ma jeszcze jeden tytuł, który mnie interesuje: "Dziewczyny z Rijadu".
OdpowiedzUsuńChwilowo mam dość tajemnic rodzinnych, ale nigdy Twoich tekstów.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za nieobecność. Zima i wichry, to czas dla mnie niedobry :)
Mam nadzieję Jolu, że u Ciebie wszystko dobrze, taką mam pewność, ale chcę to usłyszeć ...:)
Zajrzyj kiedyś ...:(
Ksiazka jest od dawna na mojej liscie "do przeczytania" wiec tekst bardzo mnie zaciekawil. Rzeczywiscie wyglada jak jedna z tych ksiazek, do ktorych napisania potrzebujesz kilku mroznych zim, najlepiej nocy polarnych...
OdpowiedzUsuńPrzepraszam z gory - nie chce wygladac na czepiacza - ale jedna z metafor w recenzji mi zgrzyta. Mianowicie nazwanie fiordu szorstkim. Sam fiord, jako specyficzna formacja skalna wypelniona woda nie jest szorstki. Nie bardziej niz inne skaly, a nawet powiedzialabym bardziej sliski niz szostki. Woda jest oczywiscie zaprzeczeniem szostkosci.
Szorstki to moze byc lod na powierzchni fiordu i wtedy mozna sie niezle poranic o odlamki. Czy moze zle rozumiem metafore?
Bo to mi naprawde zgrzyta w tak ciekawym tekscie.
Ksiazka jest od dawna na mojej liscie "do przeczytania" wiec tekst bardzo mnie zaciekawil. Rzeczywiscie wyglada jak jedna z tych ksiazek, do ktorych napisania potrzebujesz kilku mroznych zim, najlepiej nocy polarnych...
OdpowiedzUsuńPrzepraszam z gory - nie chce wygladac na czepiacza - ale jedna z metafor w recenzji mi zgrzyta. Mianowicie nazwanie fiordu szorstkim. Sam fiord, jako specyficzna formacja skalna wypelniona woda nie jest szorstki. Nie bardziej niz inne skaly, a nawet powiedzialabym bardziej sliski niz szostki. Woda jest oczywiscie zaprzeczeniem szostkosci.
Szorstki to moze byc lod na powierzchni fiordu i wtedy mozna sie niezle poranic o odlamki. Czy moze zle rozumiem metafore?
Bo to mi naprawde zgrzyta w tak ciekawym tekscie.
Witaj Jolanto, również od jakiegoś czasu przymierzam się do tej książki. Pod choinką jej pewnie nie znajdę, bo wszyscy próbują mnie odciągnąć od takich depresyjnych klimatów. Ja myślę, że najwięcej prawdy jest w bólu i smutku. Szczęście zawsze wydaje się banalne, mniej barwne, chociaż powinno być odwrotnie.
OdpowiedzUsuńPiękną recenzję napisałaś... Taką osobistą i przeszywającą na wskroś. Dzięki Tobie/Przez Ciebie jeszcze bardziej chcę mieć tę książkę wśród swoich zbiorów.
Pozdrawiam cieplutko
Matyldo, ja także poluję na inne książki wydawane przez Smak Słowa. Tytuł podany przez Ciebie wpisuję na listę lektur, a ja polecam książkę, o której sporo słyszałam i którą planuję przeczytać: "Sezon migracji na Północ" Sudańczyka At-Tajjiba Saliha. :)
OdpowiedzUsuńMota, chyba nikt nie bloguje ostatnio rzadziej ode mnie. :) Jesteśmy po przeprowadzce, ja powoli żegnam się z chorobą i wracam do normalności, mam sporo zaległości i ciągle za mało czasu, by podołać wszystkim wyzwaniom. Dziękuję za pamięć i obiecuję częściej dawać znak życia. :) Pozdrawiam ciepło!!!
OdpowiedzUsuńHannah, witaj. W Biblionetce co prawda już odpowiedziałam na Twoje spostrzeżenia, zatem zacytuję:
OdpowiedzUsuńNie myślałam o metaforze fiordów w tych kategoriach, na które zwróciłaś uwagę swym dociekliwym umysłem. :) Ale dałaś mi do myślenia, za co Ci bardzo dziękuję. :-) Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jaka jest w dotyku ta formacja w sensie dosłownym. Nigdy nie byłam w Norwegii ani w żadnym innym miejscu położonym nad fiordami [mam nadzieję, że to się zmieni :)]. Być może bardziej do mojej wyobraźni przemówił krajobraz fiordów w sensie ogólnego wrażenia. Postrzegam go jako szalenie surowy, szorstki, ascetyczny w swej urodzie, choć jednocześnie zapierający dech w piersiach. Może rzeczywiście zastosowana przez mnie metafora jest jakimś nadużyciem... chociaż bardziej mi chodziło o chłód, lodowatość, bo takim lodowatym chłodem wieje z kart powieści.
Dziękuję Ci za Twój wnikliwy komentarz. :)
Inez, książka jest wyjątkowa. Klimaty tej książki są mroczne, lodowate, niepokojące, trudno się od niej oderwać, a po lekturze otrząsnąć i wrócić do rzeczywistości. Minęły dwa tygodnie, zanim byłam w stanie napisać recenzję. Mocna, przejmująca rzecz. Mimo wszystko polecam. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Nie znam literatury skandynawskiej zbyt dobrze, ale z lektur, które czytałam, wyłania mi się jej obraz mroźny, naznaczony traumami rodzinnymi, pełen chłodu emocjonalnego.
OdpowiedzUsuńChwilowo mam przerwę w czytaniu dorosłych książek, ale jak nienasycenie wróci, to postaram się po tę sięgnąć.
Pozdrawiam serdecznie, życząc Ci przy okazji wszystkiego co najlepsze (zwłaszcza zdrowia).
Monika, dziękuję. :) Ze zdrowiem właściwie jest już dobrze, zwłaszcza po przeprowadzce na północny wschód (daleko od południa Polski i od nieszczęsnych powodzi).
OdpowiedzUsuńFaktycznie literatura skandynawska emanuje specyficznym klimatem i ten klimat znakomicie oddaje "Ziemia kłamstw". Naprawdę polecam. :)
Pozdrawiam!!!
Świetna recenzja Słoneczko:-) Tylko uśmiecham się czytając cytat z książki "Takie gigantyczne zwierzę ze szczęką pełną zębów ostrych jak żyletki".
OdpowiedzUsuńPierwszy raz słyszę o świni mającej ostre jak żyletki zęby:-)))
:-)
OdpowiedzUsuń"Ziemię kłamstw" przeczytałam z wielką ciekawością i oczarowaniem, ale kiedy sięgnęłam po drugą część... cóż, to już nie to. Rozczarowałam się.
OdpowiedzUsuńA Ty czytałaś drugą część?
Pozdrawiam :)
Ziemia kłamstw była dla mnie wstrząsającą lekturą, pełną emocji i mocnych wrażeń. Nie czytałam drugiej części, może podświadomie w obawie przed tym, że zepsuję sobie wrażenia po lekturze Ziemi kłamstw. Z reguły wszelkie kontynuacje rozczarowują. Na przykład książki Zafona. Urzekła mnie jego pierwsza wydana w Polsce powieść: Cień wiatru. Następne były jak popłuczyny. Czegoś mi brakowało. Pozostał niedosyt. :)
OdpowiedzUsuń