Ciekawe, jak miałabym na imię, gdybym była Toliną i żyła w Szerłudkowie? Może Skrzydła... albo Jolina, bo w rzeczywistości nazywam się Jola. Albo Wanilia, bo lubię budyń waniliowy? Żeby móc to sobie wyobrazić, trzeba zamknąć oczy, rozłożyć szeroko ramiona, niczym tolinowe skrzydła, i poszybować daleko w czasie, do 1922 roku.
Udało się!!! Nie wierzę własnym oczom. Dzięki dokładnym mapom, zamieszczonym w książce o Tolinach, zdołałam pokonać barierę czasu oraz przestrzeni i wylądować obok Starego Dębu, nieopodal fabryki fajerwerków. Ale zanim zdecydujesz się wyruszyć ze mną w podróż do Szerłudkowa, musisz wiedzieć jedno: Toliny to nie duszki, choć są do nich nieco podobne, ponieważ są małe, choć nie tak maleńkie, i mają skrzydła. Brakuje im jednak eterycznego, subtelnego czaru. Są bardziej przyziemne, nie mają tak charakterystycznego dla duszków wdzięku i lekkości, ale za to potrafią przetrwać w zaiste ekstremalnych okolicznościach. Żeby Cię nieco zachęcić, dodam, że Toliny są uzdolnione muzycznie, ale nie traktuj tej wskazówki dosłownie; owszem, nasi bohaterowie uwielbiają tańczyć oraz... śpiewać.
Jeśli miałabym wybrać spośród bohaterów literackich postać, z którą można by skojarzyć nasze Toliny, byłby to na przykład... Mały Książę? Nieeee... Zdecydowanie nie. Prędzej byłyby to Minimki, malutkie stworki z animowanej opowieści wyreżyserowanej przez Luca Bessona. Nie myśl jednak, że nawiązanie do "Małego Księcia" jest całkowicie przypadkowe. Zarówno w jednej, jak i w drugiej opowieści pojawiają się ludzie z ich ułomnościami: chęcią zysku, zachłannością i egocentryzmem. "Toliny" zawierają wiele aluzji do literatury, historii, nauki, polityki. Dlatego wymowa książki zyskuje wymiar uniwersalny: jest ona adresowana nie tylko do najmłodszych czytelników, lecz także do ich rodziców. Dla starszego czytelnika lektura książki może być pretekstem do zabawy w odczytywanie tych odwołań, identyfikowanie licznych zakodowanych w fabule tropów kulturowych, tak jak podczas oglądania filmów Monty Pythona. Analogia wcale nie jest wydumana, bo podczas lektury "Tolinów" moja pociecha co chwila wybuchała nieokiełzanym śmiechem, do którego prowokowały liczne przezabawne i zabarwione iście angielskim humorem sytuacje.
Toliny żyją według swoistego kodeksu, którego najważniejsze prawo zakazuje im rozmawiać z ludźmi. Mieszkańcy Szerłudkowa przestrzegają go niczym najświętszej tradycji. Ale oto jeden z nich, niczym mityczny Prometeusz, decyduje się przeciwstawić temu prawu w imię szczęścia całej społeczności. Ludzie bowiem, powodowani żądzą zysku, polują na Toliny i wykorzystują je do produkcji fajerwerków. Chodzi o to, że pył, którym pokryte jest ciało tych stworków, przyczynia się do powstania feerii barw podczas wybuchu sztucznych ogni. Takie fajerwerki przynoszą fabryce niebagatelne dochody. Iskrzak, zainspirowany książką, którą niegdyś przytaszczył z domu człowieka, postanowił zostać naukowcem i wynaleźć substytut tolinowego pyłu, który mógłby posłużyć ludziom – brodaczom w okularach – do pracy w fabryce fajerwerków i uratować społeczność Szerłudkowa przed ekspansją człowieka. Nie chce pogodzić się z niewolnictwem i wyzyskiem, jakie trapią jego bliskich. Mądrość zaczerpnięta z książki staje się impulsem do naukowych dociekań i eksperymentów. Bardzo mnie ujął ten motyw księgi, potraktowany wszakże z charakterystycznym przymrużeniem oka. Zresztą to nie jedyny archetyp, jaki posłużył autorowi do zabawy literackiej. Mamy tu takie odwołania, jak potop, motyw winy i kary, konflikt między tradycją i postępem czy wątek zaczerpnięty z mitu o Prometeuszu, zaadaptowane do ram opowieści z charakterystycznym dla niej angielskim humorem.
Bez trudu odnalazłam się wśród nowych towarzyszy: Iskrzaka, Grzebuli, Rzymka, Wrzośca, Arcytolina i Skrzydłej. Zostałam nauczycielką w nowej Akademii, założonej przez Iskrzaka. To był dla mnie prawdziwy zaszczyt – szkoła kontynuowała tradycje słynnej Platońskiej Akademii, w której lekcje odbywały się w konwencji autentycznych, spontanicznych dialogów między słuchaczami i nauczycielami, tak że do końca trudno było rozstrzygnąć, kto jest uczniem, a kto mistrzem. Uczestniczyłam w ekscytujących badaniach teoretycznych i pracach nad skonstruowaniem urządzenia do wypompowania wody z zalanych podziemi zamieszkiwanych przez Toliny. To nic, że pompy nie działały. Najważniejsza jest idea!!! Szukanie drogi do jej spełnienia. Iskrzak był marzycielem, idealistą, prekursorem. Miał zostać za to ukarany, wpisując się w zakodowany od wieków w literaturze kulturowy wzorzec – podobnie potoczyły się przecież losy innych literackich marzycieli i buntowników. Na szczęście bajki, w przeciwieństwie do pełnych tragizmu starożytnych mitów, na ogół mają szczęśliwe zakończenie. Iskrzak zostaje bohaterem. Chlubą Szerłudkowa. Ocalił jego mieszkańców od niewolnictwa. Wyleczył podagrę Arcytolina. Uratował społeczność przed Ciemnymi Tolinami. Ofiarował Tolinom wiedzę i odkrył przed nimi światło mądrości zaczerpniętej z książek. Zawsze wiedziałam, że warto czytać. A jeśli książki są tak pięknie wydane jak "Toliny" Conna Igguldena, radość płynąca z lektury staje się podwójna: cieszy nie tylko umysł, ale i oko, zyskuje wymiar estetyczny. Gorąco polecam!
Conn Iggulden, Toliny. Wystrzałowe opowieści dla dzieci, tłum. Patryk Gołębiowski, wyd. Świat Książki 2010
Przeczytałam i cały czas szkoduję, że mam duże dzieci :)
OdpowiedzUsuńJa też to znam :)
OdpowiedzUsuńBędę Majeczce podczytywać podczas niańczenia na pewno!
Wczoraj byliśmy z mężem w księgarni i wybieraliśmy literacką część gwiazdkowego prezentu dla sześcioletniego siostrzeńca-chrześniaka. Nad "Tolinami" długo medytowaliśmy, ale w końcu wybraliśmy inną pozycję. Teraz żałuję :( Na szczęście Szymek ma w styczniu urodziny :)
OdpowiedzUsuńJolu, gratuluję kapitalnej recenzji!
Też to mamy:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam odlotowe opowieści;)
OdpowiedzUsuńMargo, może dużym dzieciom dobrze zrobi lektura takiej opowieści? ;-))
OdpowiedzUsuńMaleńka, ta książka sprawdzi się doskonale jako lektura dla 4-, 5-latków, 6-latków. W każdym razie ja się świetnie bawiłam. :)
Lirael, dziękuję. :-D
A na prezent dla siostrzeńca "Toliny" jak znalazł.
Naczynie, podejrzewałam to od początku. To byłoby dziwne, gdyby u specjalistki od literatury dla dzieci nie było "Tolinów". ;-)
Nivejko, odlotowe i wystrzałowe! :-D
Świetna recenzja - mam ochotę sięgnąć po tę książkę xDD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!^^
Owarinaiyume, dziękuję, że znowu zajrzałaś. A książka naprawdę jest wystrzałowa. ;-)
OdpowiedzUsuńDziękuję i wzajemnie. :-))
OdpowiedzUsuńHmmm, zainteresowałaś mnie tą książką. Poszperam za nią w księgarni. Dzięki :). I wracaj już :)
OdpowiedzUsuńVirginio, już wróciłam. :-) A książka o Tolinach jest bardzo ciekawa i podejrzewam, że spodobałaby się Twoim pociechom. Ma piękną szatę graficzną.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ;)
Jakoś mi umknęła ta książka i nie skomentowałem nie wiem dlaczego wcześniej;)
OdpowiedzUsuńW sumie to dobrze, bo od kilku dni ją podczytuję mojemu szkrabowi i... jest świetna!:) Podpisuję się pod recenzją oboma rękami:)
Dziękuję. Twoja recenzja także jest zachęcająca. ;-) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń