22 września 2011

Opowiadania jak drogowskazy. O książce Tomasza Kruczka "Miłość jest..."






















z dedykacją dla Magdy z okazji jej 13. urodzin

Gdyby wszyscy mieli po cztery jabłka
gdyby wszyscy byli silni jak konie
gdyby wszyscy byli jednakowo bezbronni w miłości
gdyby każdy miał to samo
nikt nikomu nie byłby potrzebny...

(Jan Twardowski Sprawiedliwość)

Każdy z nas mógłby opowiedzieć własną historię. Każda z tych historii byłaby jedyna w swoim rodzaju i zarazem uniwersalna. Nawet jeśli byłaby to historia o samotności, byłaby jednocześnie opowieścią o próbie jej przezwyciężenia. Nawet jeśli byłaby to opowieść o cierpieniu, o nienawiści, stanowiłaby jednocześnie przypowieść o potrzebie miłości, która przynosi wyzwolenie. Bez niej nic nie miałoby sensu. Nikt nikomu nie byłby potrzebny...

Jako dorastająca dziewczynka wiele razy zastanawiałam się nad przesłaniem 1 Listu do Koryntian św. Pawła. Dawniej odnajdywałam w jego słowach podniosły ton moralizmu, z czasem, dorastając i doświadczając kolejnych życiowych okoliczności, odkrywałam w nich nowe znaczenia: zaczęłam postrzegać Hymn o miłości jako apoteozę człowieczeństwa. Podobnie odebrałam opowiadania Tomasza Kruczka, oscylujące wokół poszczególnych wersetów hymnu. 

Każde opowiadanie jest fabularyzowaną wariacją na temat wybranego aspektu miłości: "Miłość cierpliwa jest", "Miłość łaskawa jest", "Miłość nie zazdrości" itd. Wszystkie przenoszą nas we współczesne realia, tym bardziej nam bliskie i namacalne, że autor unika moralizowania. Jego opowiadania ukazujące różne oblicza miłości dalekie są od dydaktyzmu. Jest w nich codzienność, jest proza życia, prostota, są sytuacje znane nam ze szkoły, z domu, z podwórka. Rozwiązanie problemów ukazanych w opowiadaniach za każdym razem zaskakuje i zmusza czytelnika do przewartościowań. Jest to szczególnie cenne w przypadku młodego odbiorcy, do którego adresowana jest książka. Opowiadania Tomasza Kruczka są jak drogowskazy w świecie zdominowanym przez konsumpcjonizm i immoralizm. Zamiast pouczać, zmuszają do refleksji. Pozwalają spojrzeć głębiej, bardziej świadomie. Miłość nie jest czymś danym bohaterom z góry, jawi się raczej jako wyzwanie i pokonywanie własnych ograniczeń: lęków (gdy trzeba przyznać się do błędu, stawić czoło konsekwencjom własnej lekkomyślności, niedojrzałego postępowania), stereotypów (gdy w przebłysku niedowierzania unieruchomiona po wypadku bohaterka odkrywa, że jej dobroczyńcą jest chłopak, którego uważała za bufona i największego wroga), pychy, egoizmu i próżności (gdy jest się zdolnym do wyrzeczenia, do zrezygnowania z własnych ambicji w imię wyższej prawdy). Negatyw ma swój pozytyw. Kontrapunkt, tak jak w życiu, jest zasadą opowiadań: to, co płytkie, ukazuje swoje głębsze dno (gdy jedna z bohaterek poznaje wstrząsającą prawdę o nielubianej koleżance z klasy, przewartościowując swoje życiowe credo), to, co z pozoru  jest złe, prowadzi do szczęśliwego zakończenia. W świecie reklam epatujących filozofią w stylu: jesteś tego warta (musisz to MIEĆ)  takie książki są po prostu bezcenne. Młody czytelnik zyskuje okazję, aby razem z bohaterami doświadczyć metafizycznego dotknięcia,  swoistego katharsis. Doznając duchowego olśnienia, może sobie uświadomić, że w życiu liczy się nie to, co się ma, lecz to, ile możemy dać innym, jak to z prostotą napisał cytowany już Jan Twardowski: nawet to czego nie mam komu dać/ zawsze jest komuś potrzebne...

Książka zarówno dla młodego, jak i nieco starszego czytelnika, doceni ją każdy, kto szuka w literaturze wzruszeń, refleksji i zaskakującej puenty. Tajemnica tejemnic i puenta puent kryją się w ostatnim opowiadaniu...

Książka nagrodzona w Konkursie Najlepsza Książka Katolicka wortalu Granice.pl w kategorii "Pozwólcie dzieciom..."


14 komentarzy:

  1. Piękny tekst (nie tylko ten, o którym piszesz, ale Twój :)). Podoba mi się niezmiernie to, co odkryłaś przed ludźmi, którzy tu zaglądają: że każda opowieść o samotności jest jednocześnie próbą jej przezwyciężenia; o cierpieniu - poszukiwaniem uwolnienia się z niego i tak dalej. Mówiąc o nas samych, mimochodem mówimy jeszcze tyle innych rzeczy... Niby proste, a jednak nie wpadłabym na to! Dzięki.
    A na książeczkę będę bacznie zwracać uwagę, bo...cóż... jest tego warta (dobrze ją MIEĆ! :)). Ale przecież przy czytaniu - JESTEŚMY, więc ta filozofia na szczęście ma tutaj zastosowanie marginalne :)... Pozdrawiam! Fajnie, że znów coś się pojawiło, bo długo Cię tu nie było.

    OdpowiedzUsuń
  2. Olu, bardzo dziękuję za komentarz. :-) Faktycznie, trochę zaniedbałam swojego bloga, może niedosłownie, bardziej w sensie blogowania, funkcjonowania w blogosferze. Ciągle jest coś do zrobienia: zajęcia, szkolenia, studia podyplomowe, praca (zlecenie goni zlecenie), a przede wszystkim ognisko domowe. Trudno znaleźć czas na blogowanie. Dlatego tym bardziej dziękuję Ci, że zostawiłaś ślad pod moim postem, podzieliłaś się refleksją.
    A co do książki... ma siłę rażenia. Niedzielne przedpołudnie spędziłam na głośnym czytaniu jej całej rodzinie. Nie tylko ja byłam wzruszona; mój mąż także. A Tatianka momentami była mocno zasłuchana. Książka również dla rodziców, podpowiadająca, jak można wychowywać (mądrze) swoje dzieci. "Miłość cierpliwa jest" – to bardzo trudne. ;-)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tym bardziej mam na nią ochotę. Bo jeśli porusza i dorosłych, i dzieci, to znaczy, że jest bardzo wartościowa.

    No pewnie, że są ważniejsze rzeczy - zrozumiałe. Cieszę się, dobrze się układa ze zleceniami. Oby tak dalej!
    Jeśli tylko mam czas (a jak nie mam, to tym bardziej :D),z miłą chęcią tu wpadam i wybieram sobie kolejne lektury :)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję. W takim razie zapraszam jak najczęściej. :-) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jolanto - dobrze jest znaleźć czas na czytanie dobrych i mądrych książek. Fakt, nie ma już wówczas wolnej chwili na inne sprawy, np.bloga, ale... - kiedyś będzie :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Aniu, dziękuję za odwiedziny. :-) I za pokrzepiające prognozy. ;-) Oby tego czasu było z czasem coraz więcej. Brzmi nieco przewrotnie, ale... studia się kiedyś skończą, córka podrośnie, może wtedy coś się zmieni. Choć ludzie mówią: małe dzieci, małe kłopoty, duże dzieci – duże problemy. Łudzę się tylko, że dzięki wpływowi czytanych córeczce lektur od wczesnego dzieciństwa może nie będzie tak źle...
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Może kiedyś się za nią zabiorę, zobaczymy. Zapraszam Cię na mój blog z recenzjami książek;) {centerbook.blog.onet.pl}

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję za zaproszenie. :)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  9. W ciekawy sposób przedstawiłaś to dzieło. Aż mam ochotę po nie sięgnąć ; )

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuję. Książkę polecam, szczególnie do wspólnego czytania z rodziną.
    Pozdrawiam. :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Normalnie czuję się osierocona

    OdpowiedzUsuń
  12. Margo, przepraszam za tę przerwę w blogowaniu i recenzowaniu. Będę niebawem. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Przepiękna recenzja i widzę wartościowa pozycja, pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Olu, dziękuję!!! Witaj na moim blogu. I jednocześnie gratuluję założenia własnego bloga o książkach. Będę zaglądać z przyjemnością. :-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz. :-)