z dedykacją dla Magdy z okazji jej 13. urodzin
Gdyby wszyscy mieli po cztery jabłka
gdyby wszyscy byli silni jak konie
gdyby wszyscy byli jednakowo bezbronni w miłości
gdyby każdy miał to samo
nikt nikomu nie byłby potrzebny...
(Jan Twardowski Sprawiedliwość)
Każdy z nas mógłby opowiedzieć własną historię. Każda z tych historii byłaby jedyna w swoim rodzaju i zarazem uniwersalna. Nawet jeśli byłaby to historia o samotności, byłaby jednocześnie opowieścią o próbie jej przezwyciężenia. Nawet jeśli byłaby to opowieść o cierpieniu, o nienawiści, stanowiłaby jednocześnie przypowieść o potrzebie miłości, która przynosi wyzwolenie. Bez niej nic nie miałoby sensu. Nikt nikomu nie byłby potrzebny...
Jako dorastająca dziewczynka wiele razy zastanawiałam się nad przesłaniem 1 Listu do Koryntian św. Pawła. Dawniej odnajdywałam w jego słowach podniosły ton moralizmu, z czasem, dorastając i doświadczając kolejnych życiowych okoliczności, odkrywałam w nich nowe znaczenia: zaczęłam postrzegać Hymn o miłości jako apoteozę człowieczeństwa. Podobnie odebrałam opowiadania Tomasza Kruczka, oscylujące wokół poszczególnych wersetów hymnu.
Każde opowiadanie jest fabularyzowaną wariacją na temat wybranego aspektu miłości: "Miłość cierpliwa jest", "Miłość łaskawa jest", "Miłość nie zazdrości" itd. Wszystkie przenoszą nas we współczesne realia, tym bardziej nam bliskie i namacalne, że autor unika moralizowania. Jego opowiadania ukazujące różne oblicza miłości dalekie są od dydaktyzmu. Jest w nich codzienność, jest proza życia, prostota, są sytuacje znane nam ze szkoły, z domu, z podwórka. Rozwiązanie problemów ukazanych w opowiadaniach za każdym razem zaskakuje i zmusza czytelnika do przewartościowań. Jest to szczególnie cenne w przypadku młodego odbiorcy, do którego adresowana jest książka. Opowiadania Tomasza Kruczka są jak drogowskazy w świecie zdominowanym przez konsumpcjonizm i immoralizm. Zamiast pouczać, zmuszają do refleksji. Pozwalają spojrzeć głębiej, bardziej świadomie. Miłość nie jest czymś danym bohaterom z góry, jawi się raczej jako wyzwanie i pokonywanie własnych ograniczeń: lęków (gdy trzeba przyznać się do błędu, stawić czoło konsekwencjom własnej lekkomyślności, niedojrzałego postępowania), stereotypów (gdy w przebłysku niedowierzania unieruchomiona po wypadku bohaterka odkrywa, że jej dobroczyńcą jest chłopak, którego uważała za bufona i największego wroga), pychy, egoizmu i próżności (gdy jest się zdolnym do wyrzeczenia, do zrezygnowania z własnych ambicji w imię wyższej prawdy). Negatyw ma swój pozytyw. Kontrapunkt, tak jak w życiu, jest zasadą opowiadań: to, co płytkie, ukazuje swoje głębsze dno (gdy jedna z bohaterek poznaje wstrząsającą prawdę o nielubianej koleżance z klasy, przewartościowując swoje życiowe credo), to, co z pozoru jest złe, prowadzi do szczęśliwego zakończenia. W świecie reklam epatujących filozofią w stylu: jesteś tego warta (musisz to MIEĆ) takie książki są po prostu bezcenne. Młody czytelnik zyskuje okazję, aby razem z bohaterami doświadczyć metafizycznego dotknięcia, swoistego katharsis. Doznając duchowego olśnienia, może sobie uświadomić, że w życiu liczy się nie to, co się ma, lecz to, ile możemy dać innym, jak to z prostotą napisał cytowany już Jan Twardowski: nawet to czego nie mam komu dać/ zawsze jest komuś potrzebne...
Książka zarówno dla młodego, jak i nieco starszego czytelnika, doceni ją każdy, kto szuka w literaturze wzruszeń, refleksji i zaskakującej puenty. Tajemnica tejemnic i puenta puent kryją się w ostatnim opowiadaniu...
Książka nagrodzona w Konkursie Najlepsza Książka Katolicka wortalu Granice.pl w kategorii "Pozwólcie dzieciom..."
Książka nagrodzona w Konkursie Najlepsza Książka Katolicka wortalu Granice.pl w kategorii "Pozwólcie dzieciom..."
Piękny tekst (nie tylko ten, o którym piszesz, ale Twój :)). Podoba mi się niezmiernie to, co odkryłaś przed ludźmi, którzy tu zaglądają: że każda opowieść o samotności jest jednocześnie próbą jej przezwyciężenia; o cierpieniu - poszukiwaniem uwolnienia się z niego i tak dalej. Mówiąc o nas samych, mimochodem mówimy jeszcze tyle innych rzeczy... Niby proste, a jednak nie wpadłabym na to! Dzięki.
OdpowiedzUsuńA na książeczkę będę bacznie zwracać uwagę, bo...cóż... jest tego warta (dobrze ją MIEĆ! :)). Ale przecież przy czytaniu - JESTEŚMY, więc ta filozofia na szczęście ma tutaj zastosowanie marginalne :)... Pozdrawiam! Fajnie, że znów coś się pojawiło, bo długo Cię tu nie było.
Olu, bardzo dziękuję za komentarz. :-) Faktycznie, trochę zaniedbałam swojego bloga, może niedosłownie, bardziej w sensie blogowania, funkcjonowania w blogosferze. Ciągle jest coś do zrobienia: zajęcia, szkolenia, studia podyplomowe, praca (zlecenie goni zlecenie), a przede wszystkim ognisko domowe. Trudno znaleźć czas na blogowanie. Dlatego tym bardziej dziękuję Ci, że zostawiłaś ślad pod moim postem, podzieliłaś się refleksją.
OdpowiedzUsuńA co do książki... ma siłę rażenia. Niedzielne przedpołudnie spędziłam na głośnym czytaniu jej całej rodzinie. Nie tylko ja byłam wzruszona; mój mąż także. A Tatianka momentami była mocno zasłuchana. Książka również dla rodziców, podpowiadająca, jak można wychowywać (mądrze) swoje dzieci. "Miłość cierpliwa jest" – to bardzo trudne. ;-)
Pozdrawiam.
Tym bardziej mam na nią ochotę. Bo jeśli porusza i dorosłych, i dzieci, to znaczy, że jest bardzo wartościowa.
OdpowiedzUsuńNo pewnie, że są ważniejsze rzeczy - zrozumiałe. Cieszę się, dobrze się układa ze zleceniami. Oby tak dalej!
Jeśli tylko mam czas (a jak nie mam, to tym bardziej :D),z miłą chęcią tu wpadam i wybieram sobie kolejne lektury :)
Pozdrawiam :)
Dziękuję. W takim razie zapraszam jak najczęściej. :-) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJolanto - dobrze jest znaleźć czas na czytanie dobrych i mądrych książek. Fakt, nie ma już wówczas wolnej chwili na inne sprawy, np.bloga, ale... - kiedyś będzie :-)
OdpowiedzUsuńAniu, dziękuję za odwiedziny. :-) I za pokrzepiające prognozy. ;-) Oby tego czasu było z czasem coraz więcej. Brzmi nieco przewrotnie, ale... studia się kiedyś skończą, córka podrośnie, może wtedy coś się zmieni. Choć ludzie mówią: małe dzieci, małe kłopoty, duże dzieci – duże problemy. Łudzę się tylko, że dzięki wpływowi czytanych córeczce lektur od wczesnego dzieciństwa może nie będzie tak źle...
OdpowiedzUsuń:-)
Może kiedyś się za nią zabiorę, zobaczymy. Zapraszam Cię na mój blog z recenzjami książek;) {centerbook.blog.onet.pl}
OdpowiedzUsuńDziękuję za zaproszenie. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
W ciekawy sposób przedstawiłaś to dzieło. Aż mam ochotę po nie sięgnąć ; )
OdpowiedzUsuńDziękuję. Książkę polecam, szczególnie do wspólnego czytania z rodziną.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :-)
Normalnie czuję się osierocona
OdpowiedzUsuńMargo, przepraszam za tę przerwę w blogowaniu i recenzowaniu. Będę niebawem. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPrzepiękna recenzja i widzę wartościowa pozycja, pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńOlu, dziękuję!!! Witaj na moim blogu. I jednocześnie gratuluję założenia własnego bloga o książkach. Będę zaglądać z przyjemnością. :-)
OdpowiedzUsuń