13 lipca 2010

Na tropie matematyki (Matematyka ze sznurka i guzika)

W wojnie między sercem i rozumem zawsze stawałam po stronie wartości romantycznych. Apologeci racjonalizmu nie byli w stanie zawojować mojej duszy. Wyobraźnia, emocje, intuicja, imaginacja i pierwotna potrzeba marzeń broniły dostępu do mojego serca wszelkim argumentom potwierdzającym, że matematyka jest królową nauk. Mój humanistyczny umysł nijak nie mógł pogodzić się z logiką cyfr. Nie przyjmowałam do wiadomości argumentów racjonalistów, że wszystko można zmierzyć, zważyć, zbadać, empirycznie zgłębić i udowodnić za pomocą matematycznych paradygmatów. Moim credo była – i wciąż pozostaje – logika emocji, wyobraźni i intuicji. "Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga. Łam, czego rozum nie złamie"... 
Skąd ta niechęć do matematyki? Może z braku zdolności matematycznych. A może z braku właściwego treningu. Po prostu. Zapewne zmysł matematyczny trzeba ćwiczyć. Tak jak należy ćwiczyć wyobraźnię, by była bujna i kreatywna. Tak jak należy ćwiczyć serce, by współodczuwać, być empatycznym i dobrym. Może moja awersja do matematyki wynika z tego, że zabrakło gdzieś po drodze nauczyciela i mistrza, który odkryłby przede mną cudowny świat liczb, pokazał, jak z nich korzystać, jak się nimi posługiwać, by czerpać z tej wiedzy radość. Może pewne preferencje – w tym matematyczne zamiłowania – trzeba rozwijać już od dziecka. Mały odkrywca spotyka się przecież z matematyką na każdym kroku. Ucząc się świata, odwołuje się do zagadnień matematycznych, choć jeszcze o tym nie wie. To, co go fascynuje, co porusza jego wyobraźnię, zmysł poznawczy, jest ściśle związane z matematyką. Matematyka bowiem to nie tylko liczenie, ale przede wszystkim porządkowanie i opisywanie rzeczywistości, jak przekonuje Kristin Dahl w książce Matematyka ze sznurka i guzika. Zabawy w liczenie, mierzenie i układanie... Pamiętacie te dziecięce gry? Ileż w tym było wyobraźni i kreatywności, które potem stłumiła szkolna nuda i piekielna machina rutyny. Kristin Dahl udowadnia, że matematycznego myślenia dzieci najlepiej uczą się poprzez zabawę oraz podczas wykonywania codziennych czynności. Ileż frajdy może sprawić małym eksperymentatorom mierzenie, ważenie, układanie, sortowanie i porządkowanie przedmiotów, które znajdują się w zasięgu ręki. Wystarczy uruchomić wyobraźnię, rozejrzeć się wokół, a nieskończone elementy rzeczywistości tylko czekają, by je odkrywać. W Matematyce ze sznurka i guzika dzieci znajdą mnóstwo inspirujących zabaw i doświadczeń matematycznych, ale na tyle przystępnych, że można je wykonać w domu czy na spacerze. Na przykład zabawa w parzyste i nieparzyste. Można ją przeprowadzić, idąc z tatą ulicą i porządkując numery domów znajdujących się po obu stronach. Albo doświadczenie pod tytułem "Ile się zmieści?". W kuchni dziecko może przeobrazić się w prawdziwego badacza. Znajdzie tutaj tyle narzędzi i instrumentów, że bez trudu zdoła dowiedzieć się za ich pomocą, ile wody mieści się w różnych naczyniach, a przy okazji przyswoić sobie pojęcie objętości – naocznie i poprzez zabawę, eksperymentując i samodzielnie odkrywając związki między poszczególnymi działaniami. Mały Archimedes  – niczym starożytny uczony z Syrakuz – przy okazji zabawy odkryje niewątpliwie, że ciało zanurzone w wodzie traci pozornie na ciężarze tyle, ile waży woda wyparta przez to ciało. Czyż to nie fascynujące? Eureka!
Książka uzmysławia, że liczenie to świetna zabawa. I do tego pożyteczna. I oczywiście praktyczna, bo do zabawy można wykorzystać codzienne rekwizyty: guziki, buty, zabawki, ubrania, cienie na ścianie, klocki, meble i patyczki po lodach, papier toaletowy, huśtawkę, lustro, sznurek, pinezki, ołówki, kartkę i całą nieskończoną paletę przedmiotów dostępnych w domu i na podwórku. Dzieci nie potrzebują żadnych drogich zabawek i akcesoriów, by bawiąc się, zarazem uczyć. Cały świat czeka, by go odkrywać właśnie poprzez zabawę. Ta książka może zainspirować do tego, jak poprzez gry, eksperymenty i zabawę rozwijać matematyczną wyobraźnię, logiczne myślenie i dociekliwość, tak by matematyka w szkole nie stała się piętą Achillesa, jak to było w moim przypadku. Czytam, bawię się i żałuję, że nie robiłam tego w dzieciństwie... Ale ponoć nigdy nie jest za późno, by nauczyć się czegoś nowego. Choćby od własnej pociechy, przy okazji wspólnej lektury. Matematyczne eksperymentowanie w formie dziecięcej zabawy, wśród entuzjastycznych okrzyków i w szale spontanicznej improwizacji, ma to do siebie, że pozwala pogodzić mędrca szkiełko i oko z romantyczną wyobraźnią. A zatem... spontanicznego liczenia!

52 komentarze:

  1. Witaj, Jolu,
    z wielkim zainteresowaniem przeczytałem Twoją recenzję. Jak zwykle, jest ona świadectwem, że Jola - Autorka jest w wybornej, pisarskiej formie!
    Wrócę jeszcze do tego przeciekawego tekstu. A póki co, dziękuję i pozdrawiam.

    K.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. O, cieszę się, że widzę Twój kolejny wpis. Mam nadzieję, że wszystko w porządku^^'

    Odnośnie matematyki - hm, to ja na przykład z matematyką nie miałam problemów^^''

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Karolu, dziękuję. Dawno mnie nie było na blogu, i w ogóle – w blogosferze, miło mi zatem na przywitanie przeczytać tak ciepły komentarz.
    Pozdrawiam Ciebie bardzo serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. owarinaiyume
    Dziękuję za wizytę. :-) Faktycznie dawno mnie nie było: trochę to wina wakacji, które rozleniwiają, pięknej pogody, ale głównie nawału pracy i kłopotów zdrowotnych (ciągle niezdiagnozowanych – co jest najbardziej przytłaczające).

    Twoje recenzje mają w sobie swoistą logikę, która potwierdzałaby Twoje słowa: czytając je, jestem w stanie uwierzyć, że matematyka nie była Twoją słabą stroną. :-))

    Ja także pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zwykle doskonała recenzja.
    Nawet takiego matematycznego anty geniusza potrafi zachęcić;)
    Kiedyś, w liceum, w ramach prezentu na dzień chłopaka zakpiłyśmy panu do matematyki "Geometrie dla najmłodszych" Był prze szczęśliwy;)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze, że jesteś, Jolu. Trzymam mocno kciuki za Twoje zdrowie!

    K.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nivejko, witaj w klubie. ;-) Na szczęście nie musiałam zdawać matury z matematyki, mogłam wybrać sobie język obcy. Geometria, nawet w wydaniu dla najmłodszych, działa na mnie niezbyt pokrzepiająco. Ale jeśli matematyk był uszczęśliwiony, to coś w tym musi być. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Trzymaj się, Jolu. Wszyscy czekamy na kolejne, cudowne recenzje.
    Dobrej, spokojnej nocy.

    K.

    OdpowiedzUsuń
  9. Karolu, tyle słów otuchy. Już dzięki nim powinnam wyzdrowieć. :-) Miłego dnia.

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam nadzieję (a raczej wierzę), że wszystko będzie dobrze, ba! musi być dobrze. Zatem życzę dużo zdrowia, sił i... fantastycznej pogody xD

    Dziękuję *^^*

    Miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  11. Nareszcie!
    Cieszę się, że znów coś można przeczytać!

    Sedno rzeczywiście w tym, kto i w jaki sposób wprowadzał nas w arkana Królowej Nauk (a jednak!). Tu ukłon w stronę Mistrza - uwielbiałam matematykę. Nie kojarzy mi się z liczeniem, lecz z rozwiązywaniem łamigłówek, szukaniem drogi na skróty i odkrywaniem podskórnej logiki. Moja dawna biegłość, niestety, zardzewiała lekko, ale moje myślenie strategiczne ma swoje źródła w treningu matematycznym.
    Matematyka to - w pierwszym skojarzeniu - kraina abstrakcji (wcale nie mroźnej ani suchej). Natomiast fizyka kojarzy mi się właśnie z takim opisywaniem i objaśnianiem fizycznego świata, o jakim wspomniałaś a propos książki. I tu dołączam do chóru tych niedostatecznie wprowadzonych.
    Pozdrawiam:)
    ren

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja nigdy nie bylam w stanie wybrac miedzy czuciem i wiara a szkielkiem i okiem, zawsze sie buntowalam ze w ogole trzeba wybierac i ze Mickiewicz w tym wypadku NIC nie rozumial.

    Bo nauki scisle tylko wtedy maja sens, kiedy sa uprawiane z pasja, pasja odkrywcow i badaczy. Matematycy bywali niezle zakreceni, pojedynkowali sie i przezywali doswiadczenia mistyczne nad pieknym w swej logice wyprowadzeniem wzoru. Nie bez powodu czesto porownuja matematyke do muzyki.

    Ksiazka zapowiada sie niezle, na pewno sprobuje. W swoim czasie byla tez taka o zeglarzu imieniem Zerko, tlumaczona z rosyjskiego z ilustracjami Szarloty Pawel...

    OdpowiedzUsuń
  13. Witam:) Ja tez właśnie wróciłam do blogosfery i nadrabiam zaległości w czytaniu.Mam nadzieję, że u Ciebie w porządku:)
    Recenzja świetna, gdybym miała młodsze pokolenie w domu pewnie książkę bym kupiła. Nie lubiłam matematyki, jedyne co w niej rozumiałam to geometria. Matematyka była obowiązkowa na moim profilu :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Cała szkoła podstawowa z roku na rok utwierdzała mnie w poczuciu bycia "debilem matematycznym". Zgadza się- do tego trzeba mieć predyspozycje, zdolności, jakiś uporządkowany, abstrakcyjnie myślący umysł.
    Nie to, żebym chciała się wybielić, ale uważam, że dobre uczenie matematyki, zwłaszcza w klasach najwcześniejszych to podstawa. Jeżeli tego się nie dopatrzy, a to powinni zrobić pedagodzy- to klapa na całego.
    Swoją drogą ówczesne sposoby uczenia nie były tak doskonałe jak dzisiejsze, ukierunkowane na ucznia.
    Matematyka była dla mnie przez całą szkołę gehenną. Nie rozumiałam, nie lubiłam, nudziłam się mimo wielkich chęci zrozumienia- nie potrafiłam. Może coś w tym jest, że albo jesteś humanistą, albo matematykiem...
    W każdym razie moim kredo jest: "czucie i wiara mocniej do mnie mówią, niż mędrca szkiełko i oko" :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Jak się masz dziewczynko?! Uśmiechy posyłam nieustająco zachwycona Twoim pisaniem :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Jolu, zapraszam... Gdybyś w nawale różnych zajęć i własnych pomysłów, miała taką chwilę, że nie wiesz co robić w najbliższym kwadransie, to możesz się wkręcić w łańcuszek. Jest selektywny i niezobowiązujący. Pa:)
    ren

    OdpowiedzUsuń
  17. Tamaryszku, miło czytać Twoje słowa. Podziwiam Twoją matematyczną miłość, o której piszesz. Nie byłam matematycznym geniuszem, często skrycie zazdrościłam tym, którzy potrafili biegle poruszać się w tej abstrakcyjnej dla mnie materii. Ale coś mi się wydaje, że to m.in. kwestia brakującego ogniwa – zabrakło mistrza, który wtajemniczyłby mnie w matematykę, nie zrażając do niej. :) A fizyka... czasami, w obliczu zadań z fizyki, czułam się jak słynna mrówka z wiersza Tetmajera: "Walka?... Ale czyż mrówka rzucona na szyny może walczyć z pociągiem nadchodzącym w pędzie? Rezygnacja?... Czyż przez to mniej się cierpieć będzie, gdy się z poddaniem schyli pod nóż gilotyny?"... ;-)

    OdpowiedzUsuń
  18. Hannah, witaj. Dziękuję za ciekawy komentarz.
    Nie patrzyłam dotąd na słowa Mickiewicza z zaproponowanej przez Ciebie perspektywy, a zapowiada się całkiem intrygująco. "Romantyczność" to ballada programowa, manifest, więc może stąd wynika ta bezkompromisowość zarysowanej postawy romantycznej. A co do odkryć dokonywanych przez geniuszy matematycznych: już choćby przykład Archimedesa o tym świadczy i jego legenda. To były ciekawe indywidua. :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Czarny Pieprzu, mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. U mnie ostatnio wariuje zdrowie, ale liczę na to, że przejściowe wariacje i że będę mogła w pełni sił i czasu powrócić do blogowania. A co do matematyki - witaj w klubie. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  20. Mota, smutne te Twoje matematyczne wspomnienia. Ale myślę, że nauka w 40-osobowych klasach, przez nauczyciela-pasjonata, który zapatrzony w swoją dziedzinę, nie potrafił przekazać wiedzy takim antytalentom jak ja, była skazana na niepowodzenie. Mój pan od matematyki w liceum był wspaniałym człowiekiem i matematykiem, ale tak hermetycznym, że niewiele wyniosłam z jego lekcji. Mimo to bardzo go lubiłam i wspominam z sentymentem zajęcia, podczas których nic nie rozumiałam, a On był dla mnie TAKI wyrozumiały. ;-). Ostatecznie i do mnie silniej przemówiły "czucie i wiara" niż "szkiełko i oko mędrca".

    OdpowiedzUsuń
  21. Margo, trzymam się. Dziękuję za wizytę i pokrzepiające słowa. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  22. Tamaryszku, dziękuję. Zajrzę. Sprawdzę. Może coś napiszę. :-) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  23. Jolu - zadbaj o siebie, bo potem będzie gorzej, trudniej..., a minąć zazwyczaj nie chce :-((((((((((((((((((. Wiem co mówię - lata zaniedbań, "jakoś to będziejstwa" i potem leczy się wszystko na raz, nie wiadomo co od czego i z czego wynika, sprawy się nawarstwiają... . Przepraszam, że tak smętnie i osobiście, ale mnie to żywo dotyczy, rozumiem. Ale to poza tematem, rezenzjami. Jolu, Twoje recenzje, zebrane, mogłyby stać się nową książką, fascynującą i baaardzo przydatną. Szacunek :-)

    OdpowiedzUsuń
  24. Aniu, dziękuję za ciepłe i mobilizujące słowa. Dbam o siebie, choć wciąż nie wiadomo, co mi jest. Co kilka dni wizyta u lekarza i za każdym razem u innego specjalisty. Mam nadzieję, że badania wykażą, co to jest, i pozwolą postawić diagnozę.
    A co do recenzji – cieszę się, że ktoś je czyta i docenia. A na książkę to raczej Twoją warto czekać – piszesz naprawdę niesamowite baśnie i opowieści.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Muszę przyznać, ze już dawno pozbyłem się tego (stereotypowego) przeświadczenia, że ludzki umysł może być albo "ścisły" albo "humanistyczny". Moim zdaniem oba te światy - nauk ścisłych i humanistycznych - nie tylko nawzajem się uzupełniają, ale i przenikają, o czym świadczą (świadczyli)choćby ludzie Renesansu, z wielkim i genialnym Loenardem da Vinci na czele.

    Dość często w czasach mojej szkolnej edukacji spotykałem się z ludźmi, którzy łączyli w sobie oba te światy. Np. moim wykładowcą mechaniki kwantowej był profesor Białkowski, skądinąd wybitny poeta.

    I ja sam, mimo że studiowałem na uczelni technicznej (poniekąd rezultat tego, że w liceum, niejako na siłę wcielono mnie do klasy o profilu mat.-fiz.; notabane przedmioty te polubiłem :) ), nie straciłem zainteresowania i zamiłowania do świata uważanego za domenę "humanistów".

    Poza tym uważam, choć może się to wydać dziwne) że także do matematyki można podejść jak do... poezji :)

    Zdrowia życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Fakt. Znam paru matematyków, fizyków, chemików, architektów i inżynierów - rozsianych po świecie - którzy namiętnie tworzą znakomitą poezję haiku.

    Pozdrawiam, Cię, Logos Amicus
    Karol

    OdpowiedzUsuń
  27. Niestety w moim umyśle nic się nie przenika, ani nie uzupełnia, moje matematyczne zdolności ograniczają się do używania kalkulatora... Nie posiadam póki co na stanie żadnej pociechy, ale może sama sięgnę po książkę dla siebie, mam wiele lat nadrabiania.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  28. "Znam paru matematyków, fizyków, chemików, architektów i inżynierów - rozsianych po świecie - którzy namiętnie tworzą znakomitą poezję haiku."

    Ale chyba na jakąś dłuższą formę też ich stać :)

    Dziękuję Panie Karolu za pozdrowienia, które szczerze odwzajemniam :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Logosie Amicusie
    dziękuję za wizytę i słowa otuchy. Pojawiło się małe światełko w tunelu. Ale przede mną długa droga, chciałabym przynajmniej wiedzieć, w jakim kierunku podążać w leczeniu.
    A co do antynomii między światem nauk ścisłych i humanistycznych, z tym bywa rozmaicie. W moim przypadku naprawdę te dwa światy ciągle się rozmijały, ale taka już moja "uroda". Niemniej wierzę, że osoby o umyśle matematycznym mogą być (i bywają) wybitnie uzdolnione humanistycznie. Choćby autor znakomitej powieści "Samotność liczb pierwszych", Paolo Giordano, wybitny fizyk.
    Zazdroszczę Ci harmonii między pierwiastkami matematycznymi i humanistycznymi. Bardzo mi to imponuje. :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Karolu, matematyka i haiku mają chyba ze sobą wiele wspólnego. Precyzja. Oszczędność w środkach wyrazu. Zapis haiku niczym wzór odwzorowujący chwilę. Coś w tym jest. :)

    OdpowiedzUsuń
  31. Czara
    miło Ciebie powitać w naszych blogowych progach. :)
    Chyba mamy wiele wspólnego: działania matematyczne nigdy nie były moją mocną stroną. A obecnie nie wyobrażam sobie dokonywania obliczeń bez użycia kalkulatora. To cywilizacyjne wypaczenie. Umysł tak odwykł od samodzielnego wysiłku liczenia w pamięci, że gdyby zabrakło wsparcia technologicznego, najpewniej musiałabym się cofnąć do szkoły średniej. A książkę polecam, jeśli masz jakieś maluchy w rodzinie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  32. Bawiąc, uczyć - stare jak świat. Tylko nie zawsze takie proste.
    Sama recenzja w konwencji niemal zabawnej - z przyjemnością się ją czyta. :)

    OdpowiedzUsuń
  33. Bibi, bywa i tak. Ale może to kwestia metody. Wyczucia. I chęci niewątpliwe (i ze strony ucznia, i ze strony nauczyciela).
    Dziękuję za wizytę i za ciepłe słowa. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  34. Czyżbym widziała lekkie zmiany w szacie graficznej? I też ładnie, poukładanie tak... ;P

    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  35. Barbaro, szata graficzna cały czas ewoluuje. :-) Tak jest chyba przejrzyściej?
    Pozdrawiam ciepło!!! I dziękuję za wizytę.

    OdpowiedzUsuń
  36. A Ty gdzieś się podziała? Nic nie piszesz.. praca czy wakacje w terenie?

    OdpowiedzUsuń
  37. Naczynie, praca, ale głównie problemy zdrowotne. Trochę to potrwa, niestety.
    Pozdrawiam ciepło. :)

    OdpowiedzUsuń
  38. Jolu, Twoja córeczka jest już za duża na "Płaszcz Józefa". W każdym razie polecam :)

    OdpowiedzUsuń
  39. Co jest Jolu, gdzie jesteś? czekam i czekam :(

    OdpowiedzUsuń
  40. Dobrze sie czyta ta recenzję i czuje sie zachecony do sięgnięcia po tę pozycję:)

    OdpowiedzUsuń
  41. Jolu, przypływam do Twojej Przystani co jakiś czas, a tu nadal cisza. Pozdrawiam Cię i życzę ogromnie dużo zdrowia, i wracaj tu do nas!
    m.

    OdpowiedzUsuń
  42. Jolu, pozdrawiam i mam nadzieję, że Wasze wakacje były bajeczne.

    OdpowiedzUsuń
  43. Ja już wakacje mam z głowy, pozwracam do rzeczywistości. Mam nadzieję, że i Ty nabrałaś sił :)
    Gorąco pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  44. Myślę o sobie w kategoriach humanisty, ale! Uwielbiam rozwiązywać długaśne matematyczne równania. Odpręża mnie to, jak nic innego. I tym sposobem matematykę stawiam obok historii jako dwie królowe nauk. Niech trzymają sie za ręce, bo mają wiele wspólnego - paradoksalnie.

    Życzę sił!

    OdpowiedzUsuń
  45. Oj.....matematyka wywoluje u mnie dreszczyk, ale co to ja chcialam napisac? A! juz wiem.....mam nadzieje, ze masz udane wakacje, bo cos dlugo cie tu Jolu nie ma......Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  46. Kochani, bardzo dziękuję za Waszą obecność. Za wszystkie ciepłe komentarze i słowa otuchy. Mam poza sobą bardzo ciężki czas trudnej choroby i chwil rozpaczy, ale na szczęście powoli wracam do świata zdrowych. Były momenty zwątpienia, zniechęcenia, bezradności. Szpitalne badania (istne tortury). Najważniejsze, że znowu jem. Tak, tak, przytrafiła mi się okrutna dolegliwość – dysfagia i odynofagia. Dbajcie o siebie, aby nigdy nikogo z Was nie dopadło to schorzenie (spadek odporności, zachwianie równowagi immunologicznej, stres – i kłopoty gotowe). Jedyną pociechą jest to, że wróciłam do wagi sprzed ciąży ;-) [w ciągu trzech miesięcy schudłam 15 kilogramów] i nabrałam dystansu do wielu spraw... Dystans. Wyciszenie. Pokora. Jestem nawet w stanie pokochać matematykę. ;-) Pokochać każdego nieżyczliwego mi człowieka. Bo życie i zdrowie to coś najpiękniejszego. Inne sprawy przestają mieć znaczenie. Jakieś chore ambicje, nienawiści, zazdrości, zawiści... To iluzja.
    Znowu powoli odkrywam smaki życia i świata. Sporo jeszcze przede mną, ale chyba będzie dobrze. Zaczynam zaglądać na bloga i czytać Wasze komentarze. Dziękuję za e-maile. I proszę jeszcze o cierpliwość. Rekonwalescencja trochę potrwa.
    Pozdrawiam gorąco!!!

    OdpowiedzUsuń
  47. Najszczersze życzenia jak najszybszego i najpełniejszego powrotu do cieszenia się wszelkimi smakami życia i świata :)

    Czyli zdrowia, zdrowia, zdrowia...

    OdpowiedzUsuń
  48. Bardzo dziękuję. :) Słoneczna aura i wędrówki po górach to doskonała terapia sprzyjająca reaktywacji po chorobie. :)) Pozdrawiam słonecznie!!!

    OdpowiedzUsuń
  49. Dołączam do kółeczka "antymatematycznego" ;D

    Z podziwem patrzę na moje dzieci, że tak dobrze radzą sobie z cyferkami i błogosławię fakt, że moja druga połowa to nie humanista!

    Książka, jak i Twoja recenzja, spadła mi wręcz z nieba, bo oto Najmłodszy zaczyna się podpytywać i tak sobie przeliczać różne rzeczy, a tu Matka taka nie MA-tematyczna...

    Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  50. Też uważam, że nie mamy dobrych nauczycieli matematyki i w tym cały ambaras. Osobiście miałam to szczęście (bałam się matematyki całą podstawówkę i liceum), a potem naszą klasę "przejął" dyrektor-matematyk-postrach szkoły, ale tak cudownie tłumaczył, że miałam uczucie, jakby kurtyna opadła i polubiłam matematykę. Nawet ją studiowałam:)
    Świetna pozycja, poszukam jej dla naszych dzieciaczków:) Dla starszych dzieci fajna pozycja: Twierdzenie Papugi Denisa Guedja. Jak zwykle Twoją recenzję miło się czyta.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz. :-)