Jaka epoka, jaki wiek, jaka godzina kończy się i jaka zaczyna...
Jest 2010 rok... Nie, jest 1946 rok. Guernsey. Cudownie było oderwać się na jakiś czas od rzeczywistości i znaleźć się w tym wykreowanym przez autorki, fikcyjnym świecie, w którym miłość do książek i do słowa pisanego pobrzmiewa niemal z każdej frazy. Pozazdrościłam głównej bohaterce, Juliet, która miała okazję poznać mieszkańców wyspy. Juliet Ashton jest pisarką przeżywającą kryzys twórczy. Pewnego razu otrzymuje list od Dawseya Adamsa z Guernsey, który przypadkiem kupił w antykwariacie należącą niegdyś do niej książkę. Tak oto nawiązuje znajomość z Dawseyem, stopniowo poznając wszystkich członków Stowarzyszenia Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek, dzięki którym znalazła temat do swojej nowej książki. "Zakochałam się w Ebenie Ramseyu i Dawseu Adamsie. Clovisa Fosseya i Johna Bookera lubię. Przez Amelię Maugery chciałabym zostać adoptowana, a Isolę Pribby sama bym chętnie adoptowała"[s. 91]. Moje myśli uporczywie powracały do Guernsey. Tęskniłam. Ja także chciałam zostać adoptowana przez Amelię Maugery, a najlepiej przez całe Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek. Zapragnęłam znaleźć się choć raz na "uczcie" literackiej okraszonej słynnym plackiem z kartoflanych obierek. Zasmakować tej urzekającej atmosfery, w jakiej odbywały się emocjonujące dyskusje o przeczytanych książkach prowadzone przez zwykłych, skromnych ludzi, spróbować placka przyrządzonego z resztek obierek kartoflanych z braku innego pożywienia i poczuć magię agape: uczty duchowej, jaką niewątpliwie były dla mieszkańców wyspy te literackie posiedzenia. Rozdarta pomiędzy obowiązkiem a tęsknotą, rygorystycznie spędzałam godziny w pracy, ukradkiem popatrując z poczuciem nostalgii na powieść, od której tak trudno było mi się oderwać.
Jest 2010 rok... Nie, jest 1946 rok. Guernsey. Cudownie było oderwać się na jakiś czas od rzeczywistości i znaleźć się w tym wykreowanym przez autorki, fikcyjnym świecie, w którym miłość do książek i do słowa pisanego pobrzmiewa niemal z każdej frazy. Pozazdrościłam głównej bohaterce, Juliet, która miała okazję poznać mieszkańców wyspy. Juliet Ashton jest pisarką przeżywającą kryzys twórczy. Pewnego razu otrzymuje list od Dawseya Adamsa z Guernsey, który przypadkiem kupił w antykwariacie należącą niegdyś do niej książkę. Tak oto nawiązuje znajomość z Dawseyem, stopniowo poznając wszystkich członków Stowarzyszenia Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek, dzięki którym znalazła temat do swojej nowej książki. "Zakochałam się w Ebenie Ramseyu i Dawseu Adamsie. Clovisa Fosseya i Johna Bookera lubię. Przez Amelię Maugery chciałabym zostać adoptowana, a Isolę Pribby sama bym chętnie adoptowała"[s. 91]. Moje myśli uporczywie powracały do Guernsey. Tęskniłam. Ja także chciałam zostać adoptowana przez Amelię Maugery, a najlepiej przez całe Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek. Zapragnęłam znaleźć się choć raz na "uczcie" literackiej okraszonej słynnym plackiem z kartoflanych obierek. Zasmakować tej urzekającej atmosfery, w jakiej odbywały się emocjonujące dyskusje o przeczytanych książkach prowadzone przez zwykłych, skromnych ludzi, spróbować placka przyrządzonego z resztek obierek kartoflanych z braku innego pożywienia i poczuć magię agape: uczty duchowej, jaką niewątpliwie były dla mieszkańców wyspy te literackie posiedzenia. Rozdarta pomiędzy obowiązkiem a tęsknotą, rygorystycznie spędzałam godziny w pracy, ukradkiem popatrując z poczuciem nostalgii na powieść, od której tak trudno było mi się oderwać.
Jej lektura to prawdziwa uczta dla miłośników książek. Jest to powieść o książkach. Książki – na wzór poezji u Słowackiego – "przemieniają zwykłych zjadaczy chleba w aniołów", sprawiają, że życie nabiera pełniejszego wyrazu. Książki zbliżają do siebie ludzi, scalają ich, łączą we wspólnotę, czynią ich codzienność znośniejszą, co jest tym cenniejsze, że bohaterowie muszą się zmagać z wojennymi, często dramatycznymi realiami – dzięki książkom ich tragedie stają się łatwiejsze do przezwyciężenia. "Czyta się po to, by nie zwariować"[s. 37] – napisze Dawsey w jednym z listów do Juliet. Bohaterowie czerpią z książek pociechę, znajdują w nich ukojenie, pokrzepienie i mądrość: "Czyż to mało znaczy cieszyć się słońcem, radośnie powitać wiosnę, kochać, zamyślić się, związać koniec z końcem" – Matthew Arnold, Hymn Empedoklesa, "Empedokles na Etnie"[s. 65]. Na Wyspach Normandzkich okupowanych przez Niemców panowały trudne warunki. Głodni, niedożywieni, przytłoczeni ciężką pracą, zwątpieniem oraz lękiem o własne życie i o najbliższych, mieszkańcy znajdują remedium w książkach. "Jedynym ratunkiem były książki i przyjaciele, bo człowiek przypominał sobie, że w życiu jest coś jeszcze"[s. 65]. Dla Johna Bookera książki okazały się autentycznym lekarstwem: "Listy Seneki (...) i Stowarzyszenie do spółki razem uratowali mnie przed godnym pożałowania życiem nałogowego pijaka"[s. 86]. Przede wszystkim trzeba zacząć od tego, że książki uratowały bohaterów przed aresztowaniem. Ocaliły im życie...
...Wszystko zaczęło się od pieczonego prosiaka i od zakazanej kolacji. Przyłapani po godzinie policyjnej, wracający z zakazanej kolacji od Amelii, chcąc uniknąć aresztowania, bohaterowie opowiedzieli strażnikom o fikcyjnym Stowarzyszeniu Miłośników Literatury, którego spotkanie właśnie się odbyło. Warto dodać, że rzekomo nasi bohaterowie mieli dyskutować o książce bardzo popularnej wśród Niemców. Opowiastka udobruchała strażników na tyle, że puścili wolno nieszczęsną gromadkę, ale zapowiedzieli kontrolę. Tak oto zrodził się pomysł Stowarzyszenia. Z czasem czytanie książek i dyskusja o nich stały się nie tyle sposobem na przetrwanie, ile receptą na życie. Ideą. Pasją. Książki zrosły się z codziennością bohaterów. Stały się wartością samą w sobie. Niektórzy z członków Stowarzyszenia nigdy wcześniej nie mieli do czynienia z literaturą piękną. Byli prostymi ludźmi, całe życie ciężko pracującymi na chleb: rolnikami, hodowcami zwierząt, sklepikarzami, ogrodnikami. Cykliczne spotkania Stowarzyszenia stały się tradycją, zyskując sobie popularność i coraz to nowych uczestników. Rozmowa o książkach, dzielenie się wrażeniami z lektury otworzyły ich na zupełnie nowe relacje: między obcymi sobie ludźmi zawiązuje się przyjaźń i poczucie wspólnoty. W przypadku dwojga głównych bohaterów dyskusja o książkach staje się początkiem prawdziwego uczucia.
Nie jest to wielka literatura, ale nie sądzę, by autorki uzurpowały sobie prawo do takiego statusu dla swojej książki. To lekka, urocza, czarująca, skrząca się humorem powieść epistolarna: wyidealizowani bohaterowie nie irytują, szczęśliwe zakończenie mimo wszystko zaskakuje, a fragmenty listów nawiązujące do dzieł i postaci literatury światowej (Katullusa, Seneki, sióstr Brontë, Charlesa Lamba, Yeatsa, Marka Aureliusza, Chaucera, Oscara Wilde'a), obfitujące w humor sytuacyjny i językowy, to prawdziwe perełki – uznałabym je za jeden z głównych atutów tej powieści. Książka pozbawiona ciężaru filozoficznych refleksji i eksperymentów literackich, ale na pewno z głębszym przesłaniem. Będę tęsknić za Guernsey...
Mnie też ta książka urzekła. Nie da się nie pokochać jej prostodusznych bohaterów i dowcipnego stylu Juliet:)
OdpowiedzUsuńZaciekawiła mnie Twoja recenzja.
OdpowiedzUsuńOkładka książki jest piękna.
Czeka cierpliwie na moim stosiku :-) Myślę, że mi się spodoba. Lubię książki o książkach. Podobne spotkania książkowe odbywały się w książce Glorii Goldreich "Kolacja z Anną Kareniną". Fajnie mi się ją czytało. Ale wesołe, wiosenne tło :-) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTo jest następna pozycja do zaliczenia "po sesji" ;)
OdpowiedzUsuńDobrze wiedzieć, że warto jeszcze chwilę poczekać, by się nią porozkoszować...
Pozdrawiam
Przez ciebie całe wakacje spędzę w książkach;)
OdpowiedzUsuńPeeS. Czy każda literatura musi być"wielka"? I co to właściwie znaczy?
Zachęciłaś mnie... Bardzo.
OdpowiedzUsuńNaczynie gliniane,
OdpowiedzUsuńmam podobne odczucia. Książka porywająca, urzekająca, czarująca. Prostoduszność bohaterów bardzo mnie ujęła, zwłaszcza w połączeniu z zabawnymi sytuacjami, tak ciepło i humorystycznie zaprezentowanymi w listach.
owarinaiyume,
OdpowiedzUsuńzachęcam. Książka warta uwagi. I szalenie pokrzepiająca. Mnie także ujęła okładka, ma w sobie uroczą, nostalgiczną mgiełkę.
jjon
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że nie będziesz zawiedziona. Dziękuję za rekomendację książki Glorii Goldreich "Kolacja z Anną Kareniną" - nie znałam tej pozycji.
Malutka, życzę Ci owocnej sesji. A po sesji zachęcam do lektury tak kojącej książki.To doskonałe remedium na stres i zmęczenie.
OdpowiedzUsuńNivejko, podejrzewam, że tę książkę pochłoniesz, połkniesz. Będziesz żałować, że ją tak szybko przeczytałaś. :)
OdpowiedzUsuńA co do wielkiej literatury: ta książka jest na pewno wielka dla tych, którzy lubią takie pisarstwo: lekkie, ale nie pretensjonalne, do błyskawicznego pochłonięcia, ale nie do szybkiego zapomnienia.
Bobe Majse, cieszę się. :) Mam nadzieję, że nie będziesz zawiedziona.
OdpowiedzUsuńZachęciłaś mnie bardzo do poszukania tej książki. Pozdrawiam. a.
OdpowiedzUsuńJuż zamówiłam w bibliotece ;-)
OdpowiedzUsuń:) no ja już czuję, że nie będę zawiedziona :*
OdpowiedzUsuńZygza, cieszę się. Życzę miłej lektury! :)
OdpowiedzUsuńMargo, nie powinnaś być zawiedziona, myślę, że książka jest uniwersalna. A dla książkolubnych – jak znalazł. :)
OdpowiedzUsuńMnie bardzo poruszyly niektore fragmenty. Porownanie niemieckich zolnierzy do zdemoralizowanych pretorian juz ze mna zostanie chyba na zawsze - uwagi o siostrach Bronte - podsumowanie wierszy Katullusa:)
OdpowiedzUsuńKocham ksiazki ktore ukazuja uniwersalizm literatury i jej wplyw przemieniajacy ludzi o otwartym sercu. Nie wiem, czy byli az tacy prostoduszni, mialam wlasnie wrazenie ze ich kontakt z literatura czesto ujawnial te aspekty ukryte pod ich konkretna prostodusznoscia.
Poruszyly mnie fragmenty o okupacji wyspy. Niektore rzeczy tu zgrzytaly, ale generalnie postanowilam nie narzekac:)
Hannah
OdpowiedzUsuńsporo tutaj takich fragmentów jak ten o niemieckich żołnierzach porównanych do pretorian. Ten o poezji Katullusa czytałam na głos swojemu mężowi – oboje zaśmiewaliśmy się serdecznie. Listy zawierające tego typy zabawne dywagacje to po prostu perełki. Urocze.
Zgadzam się z Tobą, że literatura, czytanie książek wydobyło z bohaterów to, co było w nich głęboko ukryte. Cudownie zostało pokazane to, jak książki kształtują ludzi, jak ich zmieniają.
Dziękuję Ci za piękny komentarz. Pozdrawiam.
a ja ją mam!!! I dziękuję Jolu za recenzję o czasie. Pakuję ją w takim razie do walizki i biorę na plażę :)
OdpowiedzUsuńVirginio, życzę udanej lektury! :-) I uważaj na mięśnie brzucha – mogą się zmęczyć od śmiechu. Będzie też sporo wzruszeń. Warto zabrać chusteczki. ;-)
OdpowiedzUsuńI jeszcze na zachętę fragment:
OdpowiedzUsuńUważam, że Seneka może trafić do każdego – jest zawsze aktualny. Dam przykład wzięty z życia, chodzi mianowicie o pilotów Luftwaffe i ich włosy. Na Londyn startowali z Guernsey. Latali w nocy, w ciągu dnia mieli wolne. No i co wtedy robili? Otóż głównie odwiedzali salony piękności w St. Peter Port, robili sobie manikiur, masaż twarzy i kazali układać wymyślne fryzury. Kiedyś widziałem takich pięciu świeżo ufryzowanych; szli obok siebie, spychając miejscowych z chodnika. Od razu przypomniały mi się słowa Seneki o gwardii pretoriańskiej: "Któż z nich nie wolałby ujrzeć Rzymu zburzonego niż zniszczonej własnej fryzury". [z listu Johna Bookera do Juliet]. :-))
Potwierdzam: miła, lekka i przyjemna :) Idealna na lato :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie :)
Anhelli, już jesteś po lekturze? Podziwiam Twoje tempo czytania, pochłaniania książek.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
To rzeczywiście bardzo przyjemna książka, choć jest w niej i okupacja, i Niemcy, i kolaboranci, ludzie źli i ludzie głupi. Mimo tego książka jest pełna ciepła i humoru. Bardzo cenię sobie umiejętność opowiadania w lekki sposób o rzeczach wcale nie lekkich.
OdpowiedzUsuńDla mnie ciekawe było dowiedzieć się zarówno jak wyglądała okupacja wyspy i wojna z jej perspektywy, jak i tego jak było w Anglii tuż po wojnie. I chociaż mnie (wychowanej na różnych "Kamieniach na szaniec") okupacja Guernsey nie wydawała się taka straszna, to pewnie dla angielskiego czytelnika zmierzenie się z taką przeszłością jest również cenne.
Szkoda tylko, że książka jest tak krótka. Za to na pewno do niej wrócę. Twoja recenzja sprawiła, że mam ochotę usiąść nad nią znowu, tym razem z ołówkiem do zaznaczania ciekawych fragmentów.
Ysabell
OdpowiedzUsuńMimo kilku wątpliwości dotyczących prawdy historycznej (obraz życia w obozie koncentracyjnym) pochłaniałam fragmenty odnoszące się do okupacji wyspy z wypiekami na twarzy. Świetnie zostały oddane wojenne realia i dramaty mieszkańców.
Ja także czuję niedosyt i chciałabym przeczytać jeszcze raz tę powieść, żałując, że jest taka krótka. Niektóre fragmenty-perełki pozaznaczałam sobie karteczkami i wracam do nich od czasu do czasu. są rozbrajające. :) O ważnych rzeczach opowiada się w książce bez patosu i zadęcia. To mnie ujęło.
Skradam się wokół tej książki już od jakiegoś czasu... . Chyba nadszedł czas, by ją wziąć do ręki i przeczytać najnormalniej w świecie ;-)
OdpowiedzUsuńAniu, polecam.
OdpowiedzUsuń"Czyta się po to, by nie zwariować"... i to nie tylko wtedy, gdy wokół kręci się ufryzowane Luftwaffe. Ciekawie się zapowiada to zderzenie uznanej literatury z prostym, bezpretensjonalnym odczytem. To, o czym wspominasz w ostatnim akapicie - humor sytuacyjny i zderzenia literatury z życiem - smaczek sam w sobie. Ale co z tą epistolografią? Cała powieść składa się z listów?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
ren
ps.
Oczywiście, czyta się (Twoją recenzję) przyjemnie nostalgicznie ;)
Tak, Tamaryszku, cała powieść składa się z listów – trochę się takiej formuły bałam, ale gdy tylko zaczęłam lekturę, zostałam wchłonięta i zauroczona. Nawet nie przypuszczałam, że tak napisana powieść może do tego stopnia zaabsorbować czytelnika. Dodatkowo dzięki listom pisanym do siebie mamy możliwość zobaczyć niektóre postacie z kilku perspektyw. To jest taki maleńki element polifoniczności. :)
OdpowiedzUsuńA mnie się nieodparcie Juliet kojarzyła z Anią z Zielonego Wzgórza - swoim sposobem widzenia świata, entuzajezmem, pogodą ducha, optymizmem. Dobrze, dobrze mi się czytało i mimo różnych zgrzytów, polecam - giną w uroku tej opowieści.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:-)
Marpil, miałam podobne odczucia i skojarzenia, ta książka przypominała mi nieco 'Anię z Avonlea', powieść w formie listów. Podobne klimaty, podobnie kojący wpływ na moją duszą. I ten humor... Mimo kilku (małych) zastrzeżeń książka mnie ujęła. Urocza lektura.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
Bardzo się ostatnio zaniedbuję blogowo, wiec proszę o wybaczenie. Koniec czerwca to szczególny czas intensywnej pracy, ale już widać koniec. Koniec roku szkolnego i na 2 miesiące znika połowa obowiązków uff.
OdpowiedzUsuńDlatego tak mało czasu na czytanie....:)
Serdecznie pozdrawiam całą Waszą Rodzinkę i pamiętam!
U mnie także dużo pracy i obowiązków, a przy szkolnych pociechach zawsze jest ich więcej. Rzadziej piszę, bo muszę zdążyć z pracą. A do tego doszły jeszcze problemy zdrowotne. :-(
OdpowiedzUsuńŚciskamy kolorowo i słonecznie. Dużo promyków przesyłamy.
Pięknie napisane. Zachęciłaś mnie do tej książki, jak tylko uporam się z tym, z czym muszę się uporać przez najbliższe tygodnie i będę mogła wreszcie bezkarnie czytać - sięgnę po nią na pewno!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Marrakuja, obowiązków jak zwykle narasta, a czasu coraz mniej. Ja też mam zaległości towarzyskie i lekturowe. Nie jesteśmy w stanie przeczytać wszystkich wypatrzonych książek. Ale tę naprawdę polecam - to pełna wdzięku, urocza, ciepła i kojąca lektura.
OdpowiedzUsuńMnie książka też się bardzo podobała :) Pozwoliła na chwilę przenieść się w czasie do czasów, gdy słowo jeszcze wiele znaczyło.
OdpowiedzUsuńA "Ania" w formie listów, to chyba była nie z Avonlea, a "Ania z Szumiących Topoli" :)
Manioczytania, tak. Ania z Szumiących Topoli. Nie wiem czemu, ale zawsze, zawsze nakładają mi się na siebie te dwa tytuły. Dodatkowo usprawiedliwiam się faktem, że czytałam te książki ze dwadzieścia lat temu – pamięć także szwankuje. Dziękuję za sprostowanie. :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
:) Ja też je dawno czytałam, ale właśnie dzięki Tobie pomyślałam sobie, że może by do nich wrócić? A że niedługo jadę do domu rodzinnego, to chyba swoje Anie zabiorę :D
OdpowiedzUsuńW takim razie życzę miłej lektury. :-)
OdpowiedzUsuńCałkiem poważnie rozważam przeczytanie. O książkach? Tak, to coś dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńJa miałam podobny apetyt na tę książkę, gdy przeczytałam kilka recenzji – nie miałam wyjścia. Musiałam przeczytać. I nie zawiodłam się. :)
OdpowiedzUsuńJolu... To nie jest nowa książka ;) Zdążyłam prawie o niej zapomnieć :) A poza tym na blogu u siebie zamieszczam tylko recenzje tych książek na które w danej chwili mam ochotę, choć wiele czytałam i wiele też podobało się, to jednak nie o każdej mam ochotę pisać :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie :)
Anhelli, podziwiam Twoje tempo czytania, tempo pisania i zastanawiam się, jak Ty to robisz: ja ciągle na nic nie mam czasu. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło.
Ojej, ale fajnie, masz trzy kolumny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię Jolu!!!
Tak interesująco ją nam przybliżyłaś, że pewnie po nią sięgnę, gdy tylko czas pozwoli:)
OdpowiedzUsuńZnowu zajrzałem tu by poczytać! Pozdrawiam wakacyjnie!:)
OdpowiedzUsuńMoniko, dziękuję za wizytę i jak zwykle - ciepłe słowa. Wydaje mi się, że trzy kolumny to optymalne rozwiązanie. :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło, wręcz upalnie!
slavkosnip - dziękuję! :-)) Wakacje bez lektur... nie wyobrażam sobie. ;-) Tylko jak czytać na rowerze, podczas wyprawy rowerowej?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Pokochałam tę książkę od pierwszego zdania. I żałuję, że ma zaledwie 255 stron (254 i pół gwoli ścisłości).Mogłabym ją czytać latami ;)
OdpowiedzUsuńFreya, cieszę się, że nie jestem odosobniona w swojej opinii. Na pewno wrócę do książki, do takich książek często się wraca.
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłą wizytę i pozdrawiam.
Bardzo się cieszę, że powieść wywołała tyle miłych i ciepłych myśli oraz uczuć.
OdpowiedzUsuńMoc serdeczności!
Lirael, nareszcie. Już się martwiłam. Miło Cię czytać i cieszyć się z Twojego powrotu. :) Pozdrawiam!!!
OdpowiedzUsuńwłaśnie sobie ją kupiłam i mam zamiar wkrótce przeczytać. Przy okazji twojej uwagi zastanawiam się, co to znaczy wielka literatura, czy ta, przez którą nieliczni mogą przebrnąć, czy ta, dzięki której wielu po przeczytaniu się zamyśli, zacznie marzyć, uśmiechnie się, czy zapłacze
OdpowiedzUsuń