7 maja 2012

Pacyfistyczna książka dla dzieci

TATIANKA prezentuje:
"Opowieść o generale Tomaszku, który nie chciał pójść na wojnę" – Isa Tutino Vercelloni

Ponieważ jestem "rodzaj żeński" [jak to zwykła mawiać o sobie Danuta Wawiłow], trudno mi stwierdzić na sto procent, że każdy chłopiec lubi bawić się w wojnę. Ale taki stereotyp zakorzenił się w mojej świadomości chyba nie bez przyczyny. Może to sprawka czterech pancernych i psa? W końcu Szarik był bohaterem mojego dzieciństwa, a załoga Rudego 102 stała się dla wielu moich rówieśników ikoną wojennego bohaterstwa. Równie atrakcyjnym wzorcem zaszczepionym w dzieciństwie mojemu pokoleniu był filmowy wizerunek kapitana Klossa. Żołnierski mundur, oficerski szyk, lśniący pistolet, charyzma agenta, zew przygody... Każdy chłopak  na podwórku biegał z karabinem atrapą, śmiertelnie serio traktując wszystkich domniemanych wrogów, tajnos agentos i kolaborantów. Co z nich powyrastało? O ile mi wiadomo, żaden nie został zawodowym żołnierzem, a pobyt w prawdziwym wojsku zapewne wyleczył ich z dziecinnych fantazji. 

Jak zatem potraktować książkę dla dzieci, która burzy stereotypowe wyobrażenia małych chłopców o przygodzie, jaką dla wielu z nich jawi się wojna? 
Moje wątpliwości rozwiała sama autorka. "Isa Tutino Vercelloni napisała tę rymowaną antywojenną historię w reakcji na doświadczenia z dzieciństwa, które przypadło na lata II wojny światowej. Ogromny wpływ wywarły na nią również obserwowane z Europy konflikty w Korei oraz Wietnamie" [nota wydawcy]. Pisarka zadedykowała książkę swoim dzieciom. To książka-manifest, ale pozbawiona zadęcia i patosu, którymi zazwyczaj nasycone są wszelkie manifesty, odezwy i deklaracje. Zawiera zabawną opowiastkę o chłopcu, który nie chciał pójść w ślady swoich przodków – walecznych żołnierzy – i postanowił sprzeniewierzyć się  rodzinnej tradycji. Nie sądzę, by kiedykolwiek z planety Ziemi zniknęły wojny, ale historia Tomaszka pacyfisty pozwala na chwilę uwierzyć, że to, co nierealne, jest jednak możliwe. 

"To tylko bajka –
bajka króciutka,
może jest mądra,
może głupiutka.
Jak ją spamiętasz,
to bądź spokojny,
nie będzie więcej
na świecie wojny". 

Ta opowiastka ujęta w proste rymy wbrew pozorom wcale nie jest banalna. Nie dyskredytuje bohaterów i walecznych żołnierzy. Nie stawia na piedestale dezerterów i anarchistów. Przewartościowaniu nie ulega tutaj status bojownika, lecz jego misja. Tomek nie marzy o wojnie i bohaterskich czynach na polu walki, lecz o muzyce. Nie imponuje mu wojenna sława przodków. Pragnie tworzyć, a nie niszczyć. Jego największym marzeniem jest grać na instrumencie, tworzyć muzykę. To artysta, a nie batalista. Ale cóż z tego, kiedy jego rodzice, wujkowie, dziadkowie i cały sztab pociotek gardzą sztuką, a jego uchylanie się od kontynuowania rodzinnej tradycji postrzegają jako wyraz tchórzostwa. A zatem Tomaszkowi nie pozostaje nic innego, jak pójść w ślady przodków. I Tomaszek zostaje generałem. 
Ale tworzy własny generalski styl. Rozbrajający humor, z jakim autorka opowiada o perturbacjach chłopca w szkole wojskowej, nadaje tej antywojennej opowiastce nieco karykaturalną oprawę.  Niektóre fragmenty skojarzyły mi się z mocno zrytmizowaną poezją księdza Baki:

"Inni się szczycą tym, że konnicą
łupy przechwycą,
że łódź podwodna – prawda – jest modna,
lecz niewygodna,
a siedzieć sobie w długim rowie
szkodzi na zdrowie".

Tomaszek zostaje generałem, ale jego postawa bliższa jest raczej "CK Dezerterom" (potraktujmy tę analogię z lekkim przymrużeniem oka) i dobremu wojakowi Szwejkowi niż Napoleonowi. Jego żołnierze nie  używają broni, lecz uśmiechu i cukierków. Zamiast walczyć, propagują pokój! Zamiast siać postrach, wzbudzają zaufanie i zjednują sobie przyjaciół. 
Książka porusza jeszcze inny ważny problem – pokazuje obraz rodziców, którzy przelewają na dzieci swoje niespełnione ambicje, ignorując ich potrzeby i marzenia oraz okaleczając ich osobowości. Z takich dzieci wyrastają potem nieszczęśliwi dorośli. Na szczęście Tomaszek nie podzielił ich losu. Jako dorosły żołnierz został okrzyknięty pokojowym generałem. 


I jeszcze słowa uznania dla tłumaczki.  Trudno jest przetłumaczyć książkę napisaną wierszem tak, by nie wypaczyć oryginału. Odniosłam wrażenie, że Anna Chociej zgrabnie uniknęła tej pułapki. Polska wersja brzmi naprawdę świetnie. 

Całości dopełnia oryginalna szata graficzna, odbiegająca od cukierkowych ilustracji, tak charakterystycznych dla produktów spod znaku makdonaldyzacji. Doskonale komponują się z prostotą formy i przesłaniem książki. Stworzyła je sama autorka, Isa Tutino Vercelloni. Trafiły one do pierwszego wydania, które ukazało się we Włoszech w 1965 roku.  

To wartościowa, pełna ujmującej prostoty, mądra i bardzo potrzebna książka. 



4 komentarze:

  1. Ładne. Jak tylko dostanę wypłatę (pierwszą w nowej pracy) to odwiedzę księgarnię i na bank wybiorę Małemu coś ładnego i mądrego. Szukam - niestety nie zapisałam autora - książeczki o chłopcu, który ucieka z domu, ale tylko marzeniami, a potem zasypia. Ślicznie malowana.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za wizytę.

    Nie kojarzę tej książki, o której wspominasz, ale może zapytaj na blogu Czytanki-przytulanki? :-) Na pewno dowiesz się więcej.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję. Spytam na pewno. Że ja durna baba, nie zapisałam od razu;) Wiem tylko, że to zagraniczny autor. W ogóle ostatnio przykładam większą wagę do tego, żeby książeczka była ładnie wydana, żeby była zaprojektowana przez artystów, a nie "zwykłych" grafików komputerowych. Dziecko rośnie i chcę, żeby otaczały go ładne przedmioty.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kontakt z przemyślaną koncepcyjnie publikacją dla dziecka jest na pewno dla malucha istotny i wpływa na jego percepcję oraz gust estetyczny. Z tego typu książek mogę polecić serię o Pettsonie i Findusie: http://zaksiazkowani.blogspot.com/2010/03/idylla-svena-nordqvista-pettson-i.html
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz. :-)