25 kwietnia 2022

Czerpać ze źródła baśni… „Opowieści z kniei. Legendy i baśnie” Anety Lejwody-Zielińskiej

 


Czytając „Opowieści z kniei. Legendy i baśnie” Anety Lejwody-Zielińskiej, dałam się porwać baśniowej, niezwykle obrazowej tkance opowieści i sugestywnej, żywej narracji. Na kilkadziesiąt minut przeniosłam się do świata dziecięcej wyobraźni, z którego trudno powrócić do rzeczywistości. Klimat tych opowieści przywołuje magię słuchanych w dzieciństwie baśni, które zapadają głęboko w serce, stając się dla małych odkrywców skarbnicą drogowskazów moralnych, uniwersalnych prawd i mądrości, przemawiających do dziecięcej wrażliwości za pośrednictwem baśniowej fabuły.

 

Ze źródła baśni dzieci czerpią wartości, które kształtują ich umysły na całe życie. Jakie prawdy moralne kryją się w „Opowieściach z kniei”? O jakie refleksje będą bogatsi czytelnicy po lekturze tych legend? Jak dalece pogłębi się ich emocjonalna więź z najbliższą okolicą, w której osadzone są wydarzenia ukazane w zaprezentowanych baśniach, nasyconych kolorytem lokalnych podań i legend? Czy po lekturze będą spoglądać na otaczający je świat z nieznaną im dotąd fascynacją, pozostając pod urokiem gawędziarskiej swobody, z jaką snuje swoje opowieści Aneta Lejwoda-Zielińska? Czy urzeczeni ich baśniowym stylem i gawędziarskim żywiołem zdołają poczuć się cząstką natury, otworzą się na jej osobliwości i zapragną żyć z nią w harmonii, na przekór technologicznej rewolucji, która coraz bardziej zaburza naturalną więź ze światem przyrody? Niewątpliwie tak. Na tym polega niezwykła siła tych opowieści.

 

Natura ukazana w baśniach Anety Lejwody-Zielińskiej jest tajemnicza, pierwotna, niedostępna i dzika, a zarazem czuła i empatyczna: „Przyglądały mu się w milczeniu. Jego wyjątkowo wątła i mizerna postać bardziej przypominała delikatny pęd młodej brzozy szarpany przez wiatr niż okrutnika zdolnego im zagrozić. Był kruchy i słaby. Szedł zgarbiony, ledwo powłócząc nogami. Kiedy przewracał się i przez dłuższą chwilę leżał bez ducha, by po chwili resztkami woli dźwignąć udręczoną głowę i brnąć dalej przez zasieki kolczastych gałęzi bezlitośnie szarpiących resztki jego odzienia, pragnęły pochylić się nad nim i wesprzeć go siłą swych ramion. Wynędzniałe, do krwi poranione ciało budziło w ich sercach tylko litość, nie strach. Przyłapywały się na tym, iż mimowolnie strącały ze swych gałęzi liście, aby uczynić miękką ścieżkę, po której pełzł ów nieszczęśnik”. Autorka niezwykle subtelnie odmalowuje słowami delikatność i zarazem potęgę natury, uwrażliwiając czytelnika na świat od wieków współistniejący z człowiekiem.

 

Baśnie zabierają nas w podróż w głąb dziejów, do źródeł, z których wywodzą się współczesne Brzeziny leżące w powiecie kaliskim. „Do czasów tak odległych, że nawet najstarsze dęby były wówczas jedynie zalążkami w gałęziach olbrzymów. Usiądź i wsłuchaj się w ich szum, a dowiesz się, jak było. Stare to dzieje”. Jak ta okolica wyglądała przed wiekami? Jaki jej obraz mogą odnaleźć na kartach książki mali czytelnicy? Jakie postacie ją zaludniały w zamierzchłych czasach? Jedną z nich jest kaleki, szkaradny olbrzym Olbin, bohater tutejszych podań, przywodzący na myśl tragicznego bohatera opowiadania Grudzińskiego zatytułowanego „Wieża”. To uniwersalna historia o człowieku wykluczonym z powodu kalectwa, który znajduje schronienie i ukojenie w dziczy, z dala od ludzkich siedzib. Dręczy go poczucie odrzucenia, czuje się nieakceptowany, niekochany i wzgardzony, co sprawia, że jego serce z żalu i gniewu zamienia się w twardy kamień. „Nie mogąc udźwignąć ciężaru samotności, wyrywał się ze swej pieczary i biegł na skraj puszczy, gdzie ukryty w gęstwinie, całymi godzinami przyglądał się ludziom. A gdy napatrzył się na nich do woli, jak wspólnie gospodarzą i bawią się, błądził potem bez celu po leśnych bezdrożach, żałośnie łkając albo wrzeszcząc wniebogłosy”. Z zazdrością i zarazem z rozrzewnieniem podgląda ludzi z ukrycia, rozkoszując się poczuciem więzi i przynależności, którego doznają. Kiedy z dala patrzy na ludzkie szczęście, jego sercem targają sprzeczne uczucia. O duszę zatrutą jadem goryczy walczą dwie siły: dobro i zło. Upostaciowieniem zła jest diabeł, który — niczym w balladzie „Pani Twardowska” Mickiewicza — umyślił sobie, że bez trudu pozyska duszę nieszczęśnika, omamiwszy odmieńca obietnicą beztroskiego życia w przepychu i luksusach. Na drodze jego niecnym planom nieoczekiwanie staje potrzebujący pomocy człowiek, którego tragedia tak dalece poruszyła olbrzyma, że postanowił ocalić nieszczęśnika, a diabła wyprowadzić w pole. Ludzkie nieszczęście skruszyło kamienne serce. Jest to baśń przesiąknięta humanitaryzmem, a zarazem niepozbawiona akcentów humorystycznych: „Nie namyślając się ani chwili, dał potężnego susa do kufra, a wówczas olbrzym zatrzasnął wieko i zamknął skrzynię na kłódkę. Diabeł znalazł się w potrzasku! Podobno siedzi tam po dziś dzień i czeka na głupców, którzy zwiedzeni opowieściami o złocie ukrytym w skrzyni przeszukują puszczańskie bagna. Siedzi i cierpliwie czeka, aż ktoś, ogarnięty zwykłą ludzką zachłannością i chęcią szybkiego wzbogacenia się, odnajdzie skrzynię i wypuści go z niewoli”. Tymczasem olbrzym tak rozsmakował się w czynieniu dobra, że postanowił resztę życia poświęcić służbie ludziom. Czyż to nie piękne przesłanie? Warto zatroszczyć się o to, aby dotarło do jak największego grona małych czytelników, zasiewając w ich sercach ziarenko dobra.

 

Takich ziarenek dobra jest w tych opowieściach mnóstwo. Historia beztroskiego Stacha z „Baśni o szczęściu” w przewrotny sposób ukazuje prawdziwą istotę szczęścia — radość nie płynie z bezmyślnego posiadania bogactw, lecz z pasji, miłości i życia dla innych. „Baśń o szczęściu” bez wątpienia współgra z ewangeliczną przypowieścią o talentach, piętnując ludzi leniwych, a przyklaskując zaradnym i pracowitym. Sporo w tych opowieściach literackich i kulturowych tropów, uwypuklających intertekstualną strukturę baśni. Można ją dostrzec również w „Legendzie o wielkiej miłości”, która oparta jest na motywie miłości silniejszej niż śmierć, znanym z opowieści o Tristanie i Izoldzie. W legendzie Anety Lejwody-Zielińskiej ucieleśnieniem takiej miłości staje się uczucie wrażliwego lekarza drzew do nieczułej kasztelanki, zamienionej przez ducha puszczy w brzozę za to, że była egoistką. Człowiek ów troszczy się o dobrostan brzozy aż do późnej starości. „Gdy więc dopaliło się łuczywo jego życia i pogrążone w żałobie drzewa złożyły najdroższe ciało swego opiekuna w matce ziemi, na jego grobie wyrósł ogromny dąb. Legenda głosi, iż swymi potężnymi konarami każdego roku sięgał coraz dalej, aż pewnej wiosny, wypuściwszy młode liście, udało mu się musnąć ich koniuszkami wysmukłe ramiona białokorej brzozy, ona zaś, czując ten dotyk, skłoniła ku niemu swą koronę...”. Podobną tkliwością i czułością przesycone są wszystkie „Opowieści z kniei…”, między innymi „Legenda o walecznej paproci”, która ujęła mnie empatią, z jaką autorka opowiada o wyprawie w nieznane maleńkiego, a jakże dzielnego ziarenka paproci. To upersonifikowana historia powstania Brzezin, osady położonej w dolinie rzeki Prosny. Ziarenko dotarło tutaj, wczepione we włosy złotowłosego wędrowca, który był protoplastą społeczności zamieszkującej te tereny. Paproć zwana długoszem królewskim stała się jednym z najcenniejszych skarbów brzezińskiej ziemi. „Nasza bohaterka postanowiła osiedlić się blisko tych, z którymi los ją związał i przywiódł do tej urodzajnej krainy. Kiedy wnikała swymi delikatnymi korzonkami w życiodajną glebę, nawet przez myśl jej nie przeszło, że stanie się kiedyś królową tej puszczy. Od tamtych wydarzeń minęły wieki...”.

 

Lata mijają, a opowieści trwają, stanowiąc łącznik między przeszłością a współczesnością. Ich wartość jest ponadczasowa i ponadmaterialna. Legendy autorstwa Anety Lejwody-Zielińskiej urzekają nie tylko bogactwem inspiracji i motywów zaczerpniętych z lokalnych podań, lecz także kunsztownym, plastycznym stylem i wyobraźnią językową, które stanowią o literackim artyzmie niniejszego zbiorku.


Książka w przygotowaniu: Home (wydawnictwoomnibus.com.pl)

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz. :-)