Czytając
„Opowieści z kniei. Legendy i baśnie” Anety Lejwody-Zielińskiej, dałam się
porwać baśniowej, niezwykle obrazowej tkance opowieści i sugestywnej, żywej
narracji. Na kilkadziesiąt minut przeniosłam się do świata dziecięcej
wyobraźni, z którego trudno powrócić do rzeczywistości. Klimat tych opowieści
przywołuje magię słuchanych w dzieciństwie baśni, które zapadają głęboko w
serce, stając się dla małych odkrywców skarbnicą drogowskazów moralnych,
uniwersalnych prawd i mądrości, przemawiających do dziecięcej wrażliwości za
pośrednictwem baśniowej fabuły.
Ze
źródła baśni dzieci czerpią wartości, które kształtują ich umysły na całe
życie. Jakie prawdy moralne kryją się w „Opowieściach z kniei”? O jakie
refleksje będą bogatsi czytelnicy po lekturze tych legend? Jak dalece pogłębi
się ich emocjonalna więź z najbliższą okolicą, w której osadzone są wydarzenia
ukazane w zaprezentowanych baśniach, nasyconych kolorytem lokalnych podań i
legend? Czy po lekturze będą spoglądać na otaczający je świat z nieznaną im
dotąd fascynacją, pozostając pod urokiem gawędziarskiej swobody, z jaką snuje
swoje opowieści Aneta Lejwoda-Zielińska? Czy urzeczeni ich baśniowym stylem i
gawędziarskim żywiołem zdołają poczuć się cząstką natury, otworzą się na jej
osobliwości i zapragną żyć z nią w harmonii, na przekór technologicznej rewolucji,
która coraz bardziej zaburza naturalną więź ze światem przyrody? Niewątpliwie
tak. Na tym polega niezwykła siła tych opowieści.
Natura
ukazana w baśniach Anety Lejwody-Zielińskiej jest tajemnicza, pierwotna,
niedostępna i dzika, a zarazem czuła i empatyczna: „Przyglądały mu się w
milczeniu. Jego wyjątkowo wątła i mizerna postać bardziej przypominała
delikatny pęd młodej brzozy szarpany przez wiatr niż okrutnika zdolnego im
zagrozić. Był kruchy i słaby. Szedł zgarbiony, ledwo powłócząc nogami. Kiedy
przewracał się i przez dłuższą chwilę leżał bez ducha, by po chwili resztkami
woli dźwignąć udręczoną głowę i brnąć dalej przez zasieki kolczastych gałęzi
bezlitośnie szarpiących resztki jego odzienia, pragnęły pochylić się nad nim i
wesprzeć go siłą swych ramion. Wynędzniałe, do krwi poranione ciało budziło w
ich sercach tylko litość, nie strach. Przyłapywały się na tym, iż mimowolnie
strącały ze swych gałęzi liście, aby uczynić miękką ścieżkę, po której pełzł ów
nieszczęśnik”. Autorka niezwykle subtelnie odmalowuje słowami delikatność i
zarazem potęgę natury, uwrażliwiając czytelnika na świat od wieków
współistniejący z człowiekiem.
Baśnie
zabierają nas w podróż w głąb dziejów, do źródeł, z których wywodzą się
współczesne Brzeziny leżące w powiecie kaliskim. „Do czasów tak odległych, że
nawet najstarsze dęby były wówczas jedynie zalążkami w gałęziach olbrzymów.
Usiądź i wsłuchaj się w ich szum, a dowiesz się, jak było. Stare to dzieje”.
Jak ta okolica wyglądała przed wiekami? Jaki jej obraz mogą odnaleźć na kartach
książki mali czytelnicy? Jakie postacie ją zaludniały w zamierzchłych czasach?
Jedną z nich jest kaleki, szkaradny olbrzym Olbin, bohater tutejszych podań,
przywodzący na myśl tragicznego bohatera opowiadania Grudzińskiego
zatytułowanego „Wieża”. To uniwersalna historia o człowieku wykluczonym z
powodu kalectwa, który znajduje schronienie i ukojenie w dziczy, z dala od
ludzkich siedzib. Dręczy go poczucie odrzucenia, czuje się nieakceptowany,
niekochany i wzgardzony, co sprawia, że jego serce z żalu i gniewu zamienia się
w twardy kamień. „Nie mogąc udźwignąć ciężaru samotności, wyrywał się ze swej
pieczary i biegł na skraj puszczy, gdzie ukryty w gęstwinie, całymi godzinami
przyglądał się ludziom. A gdy napatrzył się na nich do woli, jak wspólnie
gospodarzą i bawią się, błądził potem bez celu po leśnych bezdrożach, żałośnie
łkając albo wrzeszcząc wniebogłosy”. Z zazdrością i zarazem z rozrzewnieniem
podgląda ludzi z ukrycia, rozkoszując się poczuciem więzi i przynależności,
którego doznają. Kiedy z dala patrzy na ludzkie szczęście, jego sercem targają
sprzeczne uczucia. O duszę zatrutą jadem goryczy walczą dwie siły: dobro i zło.
Upostaciowieniem zła jest diabeł, który — niczym w balladzie „Pani Twardowska”
Mickiewicza — umyślił sobie, że bez trudu pozyska duszę nieszczęśnika,
omamiwszy odmieńca obietnicą beztroskiego życia w przepychu i luksusach. Na
drodze jego niecnym planom nieoczekiwanie staje potrzebujący pomocy człowiek,
którego tragedia tak dalece poruszyła olbrzyma, że postanowił ocalić
nieszczęśnika, a diabła wyprowadzić w pole. Ludzkie nieszczęście skruszyło
kamienne serce. Jest to baśń przesiąknięta humanitaryzmem, a zarazem
niepozbawiona akcentów humorystycznych: „Nie namyślając się ani chwili, dał
potężnego susa do kufra, a wówczas olbrzym zatrzasnął wieko i zamknął skrzynię
na kłódkę. Diabeł znalazł się w potrzasku! Podobno siedzi tam po dziś dzień i
czeka na głupców, którzy zwiedzeni opowieściami o złocie ukrytym w skrzyni
przeszukują puszczańskie bagna. Siedzi i cierpliwie czeka, aż ktoś, ogarnięty
zwykłą ludzką zachłannością i chęcią szybkiego wzbogacenia się, odnajdzie
skrzynię i wypuści go z niewoli”. Tymczasem olbrzym tak rozsmakował się w
czynieniu dobra, że postanowił resztę życia poświęcić służbie ludziom. Czyż to
nie piękne przesłanie? Warto zatroszczyć się o to, aby dotarło do jak
największego grona małych czytelników, zasiewając w ich sercach ziarenko dobra.
Takich
ziarenek dobra jest w tych opowieściach mnóstwo. Historia beztroskiego Stacha z
„Baśni o szczęściu” w przewrotny sposób ukazuje prawdziwą istotę szczęścia —
radość nie płynie z bezmyślnego posiadania bogactw, lecz z pasji, miłości i
życia dla innych. „Baśń o szczęściu” bez wątpienia współgra z ewangeliczną
przypowieścią o talentach, piętnując ludzi leniwych, a przyklaskując zaradnym i
pracowitym. Sporo w tych opowieściach literackich i kulturowych tropów,
uwypuklających intertekstualną strukturę baśni. Można ją dostrzec również w
„Legendzie o wielkiej miłości”, która oparta jest na motywie miłości silniejszej
niż śmierć, znanym z opowieści o Tristanie i Izoldzie. W legendzie Anety
Lejwody-Zielińskiej ucieleśnieniem takiej miłości staje się uczucie wrażliwego
lekarza drzew do nieczułej kasztelanki, zamienionej przez ducha puszczy w
brzozę za to, że była egoistką. Człowiek ów troszczy się o dobrostan brzozy aż
do późnej starości. „Gdy więc dopaliło się łuczywo jego życia i pogrążone w
żałobie drzewa złożyły najdroższe ciało swego opiekuna w matce ziemi, na jego
grobie wyrósł ogromny dąb. Legenda głosi, iż swymi potężnymi konarami każdego
roku sięgał coraz dalej, aż pewnej wiosny, wypuściwszy młode liście, udało mu
się musnąć ich koniuszkami wysmukłe ramiona białokorej brzozy, ona zaś, czując
ten dotyk, skłoniła ku niemu swą koronę...”. Podobną tkliwością i czułością
przesycone są wszystkie „Opowieści z kniei…”, między innymi „Legenda o
walecznej paproci”, która ujęła mnie empatią, z jaką autorka opowiada o
wyprawie w nieznane maleńkiego, a jakże dzielnego ziarenka paproci. To
upersonifikowana historia powstania Brzezin, osady położonej w dolinie rzeki
Prosny. Ziarenko dotarło tutaj, wczepione we włosy złotowłosego wędrowca, który
był protoplastą społeczności zamieszkującej te tereny. Paproć zwana długoszem
królewskim stała się jednym z najcenniejszych skarbów brzezińskiej ziemi.
„Nasza bohaterka postanowiła osiedlić się blisko tych, z którymi los ją związał
i przywiódł do tej urodzajnej krainy. Kiedy wnikała swymi delikatnymi
korzonkami w życiodajną glebę, nawet przez myśl jej nie przeszło, że stanie się
kiedyś królową tej puszczy. Od tamtych wydarzeń minęły wieki...”.
Lata
mijają, a opowieści trwają, stanowiąc łącznik między przeszłością a
współczesnością. Ich wartość jest ponadczasowa i ponadmaterialna. Legendy
autorstwa Anety Lejwody-Zielińskiej urzekają nie tylko bogactwem inspiracji i
motywów zaczerpniętych z lokalnych podań, lecz także kunsztownym, plastycznym
stylem i wyobraźnią językową, które stanowią o literackim artyzmie niniejszego
zbiorku.
Książka w przygotowaniu: Home (wydawnictwoomnibus.com.pl)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz. :-)