19 listopada 2023

Czerpać ze źródła baśni… „O czym szumią drzewa nadProsną. Legendy i baśnie Gminy Brzeziny” Anety Lejwody-Zielińskiej








Czytając „O czym szumią drzewa nad Prosną. Legendy i baśnie Gminy Brzeziny” Anety Lejwody-Zielińskiej, dałam się porwać baśniowej, niezwykle obrazowej tkance opowieści i sugestywnej, żywej narracji. Na kilkadziesiąt minut przeniosłam się do świata dziecięcej wyobraźni, z którego trudno powrócić do rzeczywistości. Klimat tych opowieści przywołuje magię słuchanych w dzieciństwie baśni, które zapadają głęboko w serce, stając się dla małych odkrywców skarbnicą drogowskazów moralnych, uniwersalnych prawd i mądrości, przemawiających do dziecięcej wrażliwości za pośrednictwem baśniowej fabuły. 


Ze źródła baśni dzieci czerpią wartości, które kształtują ich umysły na całe życie. Jakie prawdy moralne kryją się w książce „O czym szumią drzewa nad Prosną”? O jakie refleksje będą bogatsi czytelnicy po lekturze tych legend? Jak dalece pogłębi się ich emocjonalna więź z najbliższą okolicą, w której osadzone są wydarzenia ukazane w zaprezentowanych baśniach, nasyconych kolorytem lokalnych podań i legend? Czy po lekturze będą spoglądać na otaczający je świat z nieznaną im dotąd fascynacją, pozostając pod urokiem gawędziarskiej swobody, z jaką snuje swoje opowieści Aneta Lejwoda-Zielińska? Czy urzeczeni ich baśniowym stylem i gawędziarskim żywiołem zdołają poczuć się cząstką natury, otworzą się na jej osobliwości i zapragną żyć z nią w harmonii, na przekór technologicznej rewolucji, która coraz bardziej zaburza naturalną więź ze światem przyrody? Niewątpliwie tak. Na tym polega niezwykła siła tych opowieści. 


Natura ukazana w baśniach Anety Lejwody-Zielińskiej jest tajemnicza, pierwotna, niedostępna i dzika, a zarazem czuła i empatyczna: „Przyglądały mu się w milczeniu. Jego wyjątkowo wątła i mizerna postać bardziej przypominała delikatny pęd młodej brzozy szarpany przez wiatr niż okrutnika zdolnego im zagrozić. Był kruchy i słaby. Szedł zgarbiony, ledwo powłócząc nogami. Kiedy przewracał się i przez dłuższą chwilę leżał bez ducha, by po chwili resztkami woli dźwignąć udręczoną głowę i brnąć dalej przez zasieki kolczastych gałęzi bezlitośnie szarpiących resztki jego odzienia, pragnęły pochylić się nad nim i wesprzeć go siłą swych ramion. Wynędzniałe, do krwi poranione ciało budziło w ich sercach tylko litość, nie strach. Przyłapywały się na tym, iż mimowolnie strącały ze swych gałęzi liście, aby uczynić miękką ścieżkę, po której pełzł ów nieszczęśnik”. Autorka niezwykle subtelnie odmalowuje słowami delikatność i zarazem potęgę natury, uwrażliwiając czytelnika na świat od wieków współistniejący z człowiekiem.


Baśnie zabierają nas w podróż w głąb dziejów, do źródeł, z których wywodzą się współczesne Brzeziny leżące w powiecie kaliskim. „Do czasów tak odległych, że nawet najstarsze dęby były wówczas jedynie zalążkami w gałęziach olbrzymów. Usiądź i wsłuchaj się w ich szum, a dowiesz się, jak było. Stare to dzieje”. Jak ta okolica wyglądała przed wiekami? Jaki jej obraz mogą odnaleźć na kartach książki mali czytelnicy? Jakie postacie ją zaludniały w zamierzchłych czasach? Jedną z nich jest kaleki, szkaradny olbrzym Olbin, bohater tutejszych podań, przywodzący na myśl tragicznego bohatera opowiadania Grudzińskiego zatytułowanego „Wieża”. To uniwersalna historia o człowieku wykluczonym z powodu kalectwa, który znajduje schronienie i ukojenie w dziczy, z dala od ludzkich siedzib. Dręczy go poczucie odrzucenia, czuje się nieakceptowany, niekochany i wzgardzony, co sprawia, że jego serce z żalu i gniewu zamienia się w twardy kamień. „Nie mogąc udźwignąć ciężaru samotności, wyrywał się ze swej pieczary i biegł na skraj puszczy, gdzie ukryty w gęstwinie, całymi godzinami przyglądał się ludziom. A gdy napatrzył się na nich do woli, jak wspólnie gospodarzą i bawią się, błądził potem bez celu po leśnych bezdrożach, żałośnie łkając albo wrzeszcząc wniebogłosy”. Z zazdrością i zarazem z rozrzewnieniem podgląda ludzi z ukrycia, rozkoszując się poczuciem więzi i przynależności, którego doznają. Kiedy z dala patrzy na ludzkie szczęście, jego sercem targają sprzeczne uczucia. O duszę zatrutą jadem goryczy walczą dwie siły: dobro i zło. Upostaciowieniem zła jest diabeł, który — niczym w balladzie „Pani Twardowska” Mickiewicza — umyślił sobie, że bez trudu pozyska duszę nieszczęśnika, omamiwszy odmieńca obietnicą beztroskiego życia w przepychu i luksusach. Na drodze jego niecnym planom nieoczekiwanie staje potrzebujący pomocy człowiek, którego tragedia tak dalece poruszyła olbrzyma, że postanowił ocalić nieszczęśnika, a diabła wyprowadzić w pole. Ludzkie nieszczęście skruszyło kamienne serce. Jest to baśń przesiąknięta humanitaryzmem, a zarazem niepozbawiona akcentów humorystycznych: „Nie namyślając się ani chwili, dał potężnego susa do kufra, a wówczas olbrzym zatrzasnął wieko i zamknął skrzynię na kłódkę. Diabeł znalazł się w potrzasku! Podobno siedzi tam po dziś dzień i czeka na głupców, którzy zwiedzeni opowieściami o złocie ukrytym w skrzyni przeszukują puszczańskie bagna. Siedzi i cierpliwie czeka, aż ktoś, ogarnięty zwykłą ludzką zachłannością i chęcią szybkiego wzbogacenia się, odnajdzie skrzynię i wypuści go z niewoli”. Tymczasem olbrzym tak rozsmakował się w czynieniu dobra, że postanowił resztę życia poświęcić służbie ludziom. Czyż to nie piękne przesłanie? Warto zatroszczyć się o to, aby dotarło do jak największego grona małych czytelników, zasiewając w ich sercach ziarenko dobra.


Takich ziarenek dobra jest w tych opowieściach mnóstwo. Historia beztroskiego Stacha z „Baśni o szczęściu” w przewrotny sposób ukazuje prawdziwą istotę szczęścia — radość nie płynie z bezmyślnego posiadania bogactw, lecz z pasji, miłości i życia dla innych. „Baśń o szczęściu” bez wątpienia współgra z ewangeliczną przypowieścią o talentach, piętnując ludzi leniwych, a przyklaskując zaradnym i pracowitym. Sporo w tych opowieściach literackich i kulturowych tropów, uwypuklających intertekstualną strukturę baśni. Można ją dostrzec również w „Legendzie o wielkiej miłości”, która oparta jest na motywie miłości silniejszej niż śmierć, znanym z opowieści o Tristanie i Izoldzie. W legendzie Anety Lejwody-Zielińskiej ucieleśnieniem takiej miłości staje się uczucie wrażliwego lekarza drzew do nieczułej kasztelanki, zamienionej przez ducha puszczy w brzozę za to, że była egoistką. Człowiek ów troszczy się o dobrostan brzozy aż do późnej starości. „Gdy więc dopaliło się łuczywo jego życia i pogrążone w żałobie drzewa złożyły najdroższe ciało swego opiekuna w matce ziemi, na jego grobie wyrósł ogromny dąb. Legenda głosi, iż swymi potężnymi konarami każdego roku sięgał coraz dalej, aż pewnej wiosny, wypuściwszy młode liście, udało mu się musnąć ich koniuszkami wysmukłe ramiona białokorej brzozy, ona zaś, czując ten dotyk, skłoniła ku niemu swą koronę...”.


Podobną tkliwością i czułością przesycone są wszystkie „Opowieści z kniei…”, między innymi „Legenda o walecznej paproci”, która ujęła mnie empatią, z jaką autorka opowiada o wyprawie w nieznane maleńkiego, a jakże dzielnego ziarenka paproci. To upersonifikowana historia powstania Brzezin, osady położonej w dolinie rzeki Prosny. Ziarenko dotarło tutaj, wczepione we włosy złotowłosego wędrowca, który był protoplastą społeczności zamieszkującej te tereny. Paproć zwana długoszem królewskim stała się jednym z najcenniejszych skarbów brzezińskiej ziemi. „Nasza bohaterka postanowiła osiedlić się blisko tych, z którymi los ją związał i przywiódł do tej urodzajnej krainy. Kiedy wnikała swymi delikatnymi korzonkami w życiodajną glebę, nawet przez myśl jej nie przeszło, że stanie się kiedyś królową tej puszczy. Od tamtych wydarzeń minęły wieki...”.


Lata mijają, a opowieści trwają, stanowiąc łącznik między przeszłością a współczesnością. Ich wartość jest ponadczasowa i ponadmaterialna. Legendy autorstwa Anety Lejwody-Zielińskiej urzekają nie tylko bogactwem inspiracji i motywów zaczerpniętych z lokalnych podań, lecz także kunsztownym, plastycznym stylem i wyobraźnią językową, które stanowią o literackim artyzmie niniejszego zbiorku.


 Zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

4 lipca 2022

Czarna walizka. Wszystko dla ciebie / Katarzyna Ryrych

 

Walizka nieodparcie kojarzy się z podróżą, a jeśli jest czarna – tak jak tytułowy rekwizyt – wzbudza w czytelniku elektryzujący dreszczyk niepokoju na podobieństwo czarnej magii. Łączy się z tajemniczością, galerią czarnych charakterów skrywających mroczne sekrety i nieprzewidywalnością zdarzeń. Powieść Katarzyny Ryrych jest jak magiczny kufer – pełen barwnych opowieści i fascynujących postaci, które zaludniają świat wykreowany na kartach książki. Ta literacka walizka nie jest zbyt ciężka czy przytłaczająca, a skrywane w niej wątki i ludzkie historie idealnie dopasowują się do siebie niczym w puzzlach, wciągając czytelnika w wir narracji, która toczy się wartko i potoczyście już od pierwszej strony książki. Tytułowa walizka towarzyszy jednej z najbardziej znaczących, a zarazem tajemniczych postaci. Jakie sekrety skrywa? Czego doświadczymy, uchylając jej tekturowe wieko? 

Moją wyobraźnię rozpaliły już pierwsze strony książki. Jest grudzień 1898 roku. Stara mniszka Agłaja, jedna z trzydziestu sześciu sióstr opiekujących się żydowskimi sierotami, w tajemniczych okolicznościach znajduje żydowskie niemowlę. Zostało ono porzucone u bram przyklasztornego sierocińca w wiklinowym koszyku pełnym ciepłych bochenków chleba. Wraz z pojawieniem się niemowlęcia w klasztorze zaczynają dziać się cuda. Dziecko uspokaja się jedynie w ramionach siostry Agłai. Zajmowana przez nią cela wypełnia się zapachem fiołków. Tej nocy we śnie Agłaję nawiedza Najświętsza Panienka i zleca jej, aby ochrzciła dziecię i nazwała je imieniem Mikołaja. Chłopczyk zostaje ochrzczony przez księdza Nepomucena, a w rolę rodziców chrzestnych wcielają się przypadkowo napotkani ekscentryczni przechodnie: złodziej o manierach dżentelmena zwany Arbuzem oraz jego towarzyszka – piękna i wytworna chórzystka Lidia z objazdowego teatrzyku. Nieoczekiwanie osiemdziesięciopięcioletnia Agłaja doświadcza daru macierzyństwa: jej piersi napełniają się mlekiem dla maleńkiego Mikołaja. Niebawem zakonnica zasypia snem wiecznym, a jej zwłoki wydzielają intensywny fiołkowy zapach. Wydarzenia rozgrywające się we lwowskim klasztorze zyskują rangę cudu, a losem niezwykłego niemowlęcia fascynuje się coraz więcej osób. Ostatecznie chłopca adoptuje bezdzietne małżeństwo Brodskich z Odessy: zamożny kupiec i filantrop Konstanty wraz z żoną Zinaidą. 

Motyw czarnej walizki pojawia się za sprawą Chai, żydowskiej mamki, której historia współgra z losami chłopca. W tym samym dniu, w którym siostry przygarniają niemowlę, Chaja w niejasnych okolicznościach traci własne dziecko. Po śmierci siostry Agłai zostaje mamką i nianią małego Mikołaja, a przed podróżą do Odessy cały swój skromny dobytek pakuje do czarnej, tekturowej walizki, którą dostała od nowego chlebodawcy. Czarna walizka towarzyszy odtąd bohaterce na kolejnych etapach jej życia, ilustrując iluzoryczność i nietrwałość ludzkich poczynań w obliczu gwałtownych wydarzeń targających ówczesną Europą. Nieprzypadkowo jest to walizka z tektury, co zdaje się jeszcze podkreślać, że wszystko, co ludzkie i ziemskie – jest nietrwałe i ulotne, skazane na przemijanie, a człowiek jest igraszką w rękach losu. W teatrze życia – niczym na scenie – wchodzimy w role narzucane nam przez okoliczności i wiatr historii. „…Zacność, uroda, moc, pieniądze, sława, / Wszystko to minie jako polna trawa; / Naśmiawszy się nam i naszym porządkom, / Wemkną nas w mieszek, jako czynią łątkom” [„O żywocie ludzkim” J. Kochanowski]. Tę wymowę podkreślają też słowa przyjaciółki Zinaidy: „Życie takie… jak porcelana kruche…”. Motyw przemijania wybrzmiewa w powieści wielokrotnie – za utraconą młodością tęskni Zinaida Brodska, z trudem godząc się z faktem, że uroda nie jest wieczna. Doświadczenie to splata się z uczuciem zazdrości o młodość i urodę Chai, niani Mikołaja. Zinaida nie akceptuje pierwszych zmarszczek i fałdek na brzuchu. Swoją frustrację leczy romansami i flirtami, ale one jedynie pozostawiają niedosyt i osad niespełnienia. To typ kobiety obdarzonej nieposkromionym  temperamentem i apetytem na życie, której zarazem obca jest sztuka akceptacji. Nie jest zdolna do prawdziwej, głębokiej miłości, jest skupiona na sobie. Dając dom sierocie, nie czyni tego w odruchu autentycznego współczucia, lecz kieruje się egoizmem i chęcią zaspokojenia własnych potrzeb. 

Ważne w tym kontekście jest pojęcie czasu. Czas w powieści dosłownie galopuje: akcja posuwa się bardzo dynamicznie, a okres obejmujący fabułę powieściową od 1898 do 1916 roku wydaje się niczym mgnienie. Zanim się obejrzymy, Mikołaj dorasta i staje się młodym mężczyzną, przez kontynent zaś przetacza się pierwsza wojna światowa, dochodzi też do pogromów i prześladowania Żydów, co bezpośrednio oddziałuje na sytuację Mikołaja (Izaaka) i Chai, a wkrótce Rosja pogrąża się w odmętach rewolucji. W rezultacie rodzina Brodskich opuszcza Odessę, gdzie w dobrobycie i z dala od trosk dorastał Mikołaj, aby osiąść we Lwowie, który rozkwita w okresie międzywojennym. 

Wątki przeplatające się w powieści zostały skomponowane na zasadzie symetrii. Symetryczne są wobec siebie aluzje staro- i nowotestamentowe, w które obfituje książka: na przykład motyw dziecka ocalonego w koszyku zaczerpnięty z Księgi Wyjścia i wątek cudownego macierzyństwa siostry Agłai nawiązujący zarówno do wizerunku Matki Boskiej karmiącej małego Jezusa, jak i historii Świętej Elżbiety obdarzonej łaską poczęcia mimo zaawansowanego wieku. Symetria rządzi losami głównych bohaterów: przeciwwagą pełnego hipokryzji i zdrad małżeństwa państwa Brodskich (przybranych rodziców Mikołaja) wydaje się wolny związek Arbuza oraz Lidii (rodziców chrzestnych chłopca), a orbity działań obu par przenikają się nieustannie, podobnie jak w filmach Kieślowskiego, gdzie bohaterowie mijają się ze sobą, niemal stykają, ale nie mają pojęcia o swoim istnieniu, a jednocześnie ich perypetie nawzajem na siebie wpływają. Wiele ich różni, ale też łączą pewne analogie. Motto Arbuza brzmi: „Człowiek jest jak nóż, znajdziesz sprężynkę, naciśniesz, otworzy się”. Równie instrumentalnie postrzega ludzi kupiec Konstanty Brodski. Nie wyraża wprost  swoich intencji, ale hipokryzją i zachłannością zdaje się przewyższać słynnego złodziejaszka. Filantropia Brodskiego jest wszakże tylko pozorna, pod jej płaszczykiem realizuje cele ekonomiczne. Symetrycznie zostały też ukazane dwa obrazy dzieciństwa: beztroski, niemal bajkowy, sielankowy świat małego Mikołaja oraz brutalny, realistyczny świat dzielnego Sienii, który imponuje Mikołajowi doświadczeniem, zaradnością dziecka ulicy, hardością i odwagą. Chłopców połączyła przyjaźń ukrywana przez Mikołaja, a rozdzieliła zawierucha rewolucyjna i bezlitosna śmierć Sienki, który podzielił los dziesiątek podobnych do siebie dzieci. Mimo że wydarzenia zostały ukazane w konwencji pół baśniowej, poł realnej, scena śmierci chłopca i opis rewolucyjnego chaosu ogarniającego Odessę przywołuje niektóre obrazy zapamiętane z „Przedwiośnia” Żeromskiego, obnażając iluzoryczność wszelkich idei, w imię których jeden człowiek pozbawia drugiego człowieka całego dobytku i życia. 

Ważne miejsce w hierarchii wartości bohaterów zajmują pieniądze, stan posiadania i pomnażanie dóbr. Państwo Brodscy kierują się żądzą stworzenia finansowego imperium, planując adopcję Mikołaja i namawiając do podobnego kroku sąsiadów. Małżeństwo Kogenów idzie w ślady przedsiębiorczego kupca i jego żony. Niebawem Kogenowie przygarniają dziewczynkę z zamiarem wydania jej za mąż za Mikołaja. W tym kontekście książka inspiruje do rozważań na temat ludzkiej natury. Co stanowi jej kwintesencję? Chciwość, chęć zysku i pogoń za splendorem. „Światem rządzi pieniądz”. To dewiza bohaterów. Tyle że  mimo stanu posiadania nie wydają się oni szczęśliwi. Ciągle za czymś gonią, za czymś pędzą, stale trawi ich jakiś niedosyt. Jeśli nie pieniądze, to co daje choćby błysk szczęścia? Miłość?  

Miłość przybiera w książce różne oblicza. Zgodnie z duchem czasów – mamy tu przełom XIX i XX wieku – bohaterów fascynuje miłość erotyczna, szukają w niej zatracenia, remedium na nudę, odskoczni od prozy życia i rutyny codzienności. Zdrada i flirt nie budzą zgorszenia, są postrzegane jako element życia towarzyskiego, ale też są wyrazem zepsucia moralnego wyższych sfer, być może formą nihilizmu, formą buntu wobec mieszczańskiej mentalności. Wyrazem tak postrzeganych relacji damsko-męskich jest znajomość Zinaidy z sąsiadem Eugeniuszem, a także pozamałżeńska relacja Mikołaja i Eweliny. Na porządku dziennym są aranżowane małżeństwa, przybierające formę transakcji gwarantującej pomnażanie stanu posiadania, ale pozbawione namiętności i uczucia. Te doznania zarezerwowane są dla związków pozamałżeńskich. Kiedy czytałam „Czarną walizkę”, nasuwały mi się skojarzenia z osławioną rodziną Kossaków. Jej miru rodzinnego nie mąciły wszakże liczne flirty głowy rodziny – słynnego malarza, ojca Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i Magdaleny Samozwaniec. Bycie mężem i ojcem nie przeszkadzało Wojciechowi Kossakowi w utrzymywaniu licznych kochanek i flam. Podobnie było z Witkacym, który pojawia się na kartach „Czarnej walizki” w opowieściach wyzwolonej, nowoczesnej Eweliny, ukochanej Mikołaja. Bohaterka została wykreowana na wzór młodopolskiej femme fatale, kobiety wyemancypowanej. Budzi pożądanie wśród panów, rozpala namiętność, a mężczyzn traktuje jak zabawki. Niemniej Mikołaj wyzwala w niej głębsze uczucie, do którego początkowo nie chce się przyznać sama przed sobą. Dla kochanka jest jednak w stanie wiele poświęcić, co każe sądzić, iż znajomość z nim znaczy dla niej więcej niż przelotny flirt. Jej przeciwieństwem jest Maria, żona Mikołaja, uosobienie kobiety anioła, ale tylko na zewnątrz, bowiem bohaterka okazuje się niezdolna do doświadczania głębszych uczuć. Szukając przyczyny takiego stanu rzeczy, można zauważyć, że zawiniło tutaj między innymi ówczesne wychowanie. Kobiety z tzw. dobrych domów od dziecka były utwierdzane w przeświadczeniu, że ich życiowa rola polega na byciu potulną żoną męża i pana, na heroicznym godzeniu się na swój upokarzający status żony przy mężu. Maria zdaje się ucieleśniać taki wzorzec wychowania, który ewidentnie ją unieszczęśliwił i uczynił z niej ofiarę. Spełnia obowiązek małżeński z godnym podziwu poświęceniem. Ciąża i macierzyństwo to jej cel. Tym się zadowala jako żona. 

Poświęcenie to temat, który często  przewija się na kartach „Czarnej walizki”. A ponieważ w książce nie ma czarno-białych postaci i sytuacji, również ten motyw przybiera rozmaite odcienie znaczeniowe. Symbolem poświęcenia jest bez wątpienia tajemnicza Chaja. Bohaterka poświęca całą siebie dla Mikołaja. Można odnieść wrażenie, że personifikuje ideał czystej miłości. Kieruje nią miłość łagodna, delikatna, wierna, cierpliwa, przepełniona pasją, oddaniem, bezgranicznym, bezwarunkowym poświęceniem. Jest to miłość mistyczna i zarazem zmysłowa. Miłość matczyna i miłość granicząca z ekstazą. Chaja zawsze jest w pobliżu Mikołaja. Nawet po latach, pod innym imieniem i nazwiskiem, czuwa nad bohaterem, choćby z daleka. Czarna walizka w tym kontekście staje się symbolem więzi silniejszej niż czas i przestrzeń. Czarna walizka związała na zawsze jej los z życiem chłopca. Możliwe, że tajemnica pojawienia się pięknej Chai w życiu Mikołaja wyjaśni się w następnym tomie. 

Na uwagę zasługuje  oryginalny styl, w jakim autorka snuje swoją narrację. Mistycyzm splata się w niej z ironią i groteską, co potęguje niezwykły klimat, w jakim zanurzona jest opowieść. Jest ona utrzymana w konwencji realizmu magicznego, co sprawia, że rzeczywistość zatraca  ostre kontury. Baśniowość i niezwykłość współistnieją z realnością. „Czarna walizka” może kojarzyć się z klimatem znanym z filmów Jana Jakuba Kolskiego, gdzie świat realny ulega subtelnemu odkształceniu, a chwilami zdaje się lawirować między jawą a snem, rzeczywistością a imaginacją. Czasem można odnieść wrażenie, że fabuła wymyka się logice, akcja nagle irracjonalnie przyspiesza, a czytelnik traci poczucie realności i zadaje sobie pytanie, czy Lwów jest już Odessą, a może Odessa Lwowem. Czasem się gubi w natłoku zaskakujących zwrotów akcji, czasem zżyma na autorkę, że nie podaje konkretnych nazw, rozstrzygających dat, nie wprowadza realistycznych szczegółów. Według  mnie taka gra z formą narracyjną jest dodatkowym impulsem dla wyobraźni.  Po lekturze bowiem wszystko dokoła będzie się wydawało jakieś inne. „Nie, żeby świat się odmienił, ale zwyczajne rzeczy” ukażą się czytelnikowi z przedziwną ostrością. Zapewne „zdziwi go ten stan, ale zarazem zachwyci i przerazi”. Tak właśnie działa potęga wyobraźni. 

I o tym też jest „Czarna walizka”. O potędze miłości, życia i śmierci – i o zniewalającej sile wyobraźni, która jest natchnieniem dla artystów, poetów, kompozytorów, ale też kochanków, bohaterów i zwykłych ludzi. 

 


25 kwietnia 2022

Marzena Żurek „10 czynności dla zdrowotności według Tobiego, kotka psotliwego”. Zapowiedź

 

 


W zdrowym ciele zdrowy duch, a szczęśliwe dziecko to… zdrowe, aktywne i mądre dziecko. Jak zachęcić maluchy do stosowania w praktyce zasad zdrowego — i mądrego — życia? Sięgając po najnowszą książkę Marzeny Żurek adresowaną do małych czytelników. Dlaczego warto jeść śniadanie przed wyjściem z domu? Jak dbać o higienę i jakie to ma znaczenie dla naszego zdrowia? Co daje uprawianie sportu? Jaką rolę odgrywa sen i po co nam odpoczynek? Co zawdzięczamy nauce i dlaczego warto się uczyć? Za co lubimy szkołę? Po co nam zabawa i co dzięki niej zyskujemy? „10 czynności dla zdrowotności według Tobiego, kotka psotliwego” to kontynuacja „Żywieniowych przygód Tobiego…”. Pierwsza część skupiała się na propagowaniu wśród małych łasuchów zdrowych nawyków żywieniowych. W drugiej części uroczy kotek Tobi z uśmiechem udziela czytelnikom cennych wskazówek dotyczących nie tylko zdrowej diety i żywieniowych trików, lecz także mądrego stylu życia. Za pomocą wpadających w ucho wesołych rymowanych wersów psotny Tobi z łatwością nawiązuje przyjazną relację z małym czytelnikiem. Przemawia doń z wdziękiem i rozbrajającą szczerością, czym z marszu zjednuje sobie dziecięcą sympatię: „Jestem Tobi, kotek mały/ Nie brak wdzięku mi ni chwały,/  Pewnie o mnie już słyszałeś,/ Może ze mną gotowałeś?/ Nasze drugie to spotkanie,/ Ja się bardzo cieszę na nie!”. Od wesołego i rezolutnego kotka dzieci dowiadują się między innymi, co to znaczy żyć mądrze i godnie. Zdrowy styl bowiem to nie tylko zdrowe jedzenie. Aby być zdrowym, warto zatroszczyć się zarówno o wygląd i formę, jak i o jakość naszych myśli, które kształtują życiowe postawy oraz wpływają na dokonywanie mądrych wyborów. Sympatyczny Tobi prezentuje te trudne zagadnienia prostym językiem, bliskim dziecięcej wrażliwości.

 

Tobi to ujmujący koci gawędziarz, który snuje barwne opowieści zdolne poruszyć dziecięcą wyobraźnię. Obfitują one w szczegóły, które tak uwielbiają dzieci. Liczne zdrobnienia sprawiają, że opowieść psotnego kotka staje się dla dziecka niezwykle komunikatywna i przystępna, konfrontując je z bogactwem kolorów, kształtów, zapachów i smaków. Podążając tokiem barwnej narracji, mały odbiorca przyswaja również nowe słownictwo i pojęcia abstrakcyjne. Dzięki temu może sobie uzmysłowić, że podobnie jak jego sympatyczny  koci przewodnik po mądrym życiu, nie warto się dąsać i złościć, lecz czerpać z życia to, co pozytywne, i dawać innym od siebie to, co mamy najlepszego. Wśród wskazówek udzielanych przez Tobiego dziecko odnajdzie receptę pozwalającą spoglądać na świat z zachwytem, a na jego różnorodność — z szacunkiem i tolerancją. Bohater o aksamitnym futerku przekonuje również dzieci, że warunkiem mądrego życia jest akceptacja i polubienie siebie. Te umiejętności są tak samo potrzebne jak zdrowe odżywianie, ponieważ miłość jest pokarmem dla duszy i sprawia, że dziecko potrafi kochać i doceniać innych, nawet tych, którzy całkowicie różnią się od nas samych. „Warto więc się akceptować,/ Odmienności swe szanować,/ Tolerancją się kierujmy,/ Otoczenie swe kreujmy. / Od dziś, kiedy w lustro spojrzysz/  I swe piękno wreszcie dojrzysz,/ Pamiętaj: jesteś wspaniały,/ Zasługujesz na pochwały./ Aby dbać o swoje zdrowie,/ Weź do serca to, co powiem”. Wkraczając w świat Tobiego, dziecko będzie mogło poczuć się wyjątkowe i odkryć własną niepowtarzalność.

 

Zachęcając maluchy do wspólnej przygody, Tobi zdradza, że na końcu książki znajduje się niespodzianka: czyli „duża zgadywanka”. Publikacja została wzbogacona o  grę planszową „Kraina Pokus” opartą na treści książki — aby w nią zagrać, należy uważnie przeczytać lekturę i wsłuchać się w cenne rady Tobiego. Do gry załączone zostały odpowiedzi na pytania, dzięki czemu wspólna zabawa będzie łatwiejsza do zorganizowania i przeprowadzenia. Ale to nie wszystko! Na wytrwałych czytelników czekają też inne nagrody: przepisy na zdrowe potrawy, które dziecko może przyrządzić w grupie rówieśników, pod okiem rodzica bądź pedagoga, rozwijając własną kreatywność i poznając tajniki zdrowej kuchni. Wśród nich znajdują się kuszące receptury o apetycznych, oddziałujących na wyobraźnię nazwach, które zachęcają do eksperymentowania w kuchni: Owocowa Taca Zdrowia czy Warzywna Taca Smaku. Przygotowywanie zdrowych przekąsek zaprezentowano w formie ekscytującej przygody, a towarzysząca jej perspektywa degustacji kolorowych przysmaków przyprawia o prawdziwy dreszczyk emocji. Dodatkową atrakcją jest bonus w postaci receptur na smakowite sosy, które wydobywają bogactwo walorów smakowych przyrządzanych przekąsek.

 

Dzieła dopełniają piękne, wyraziste ilustracje. Autorką szaty graficznej wyzwalającej bogatą gamę wrażeń zmysłowych — wizualnych i smakowych — jest Marta Raźniewska, której udało się za pomocą dopracowanych ilustracji oddać charakter książki. Dzieciom spodobają się również liczne obrazki urealniające obecność Tobiego na kartach lektury. Grafika współgra z przekazem książki, nie dominując nad słowem, lecz pozwalając dziecku na grę wyobraźni oraz skupienie się na prezentowanej treści.

 

Jeśli  marzysz o tym, aby wychować dziecko na zdrowego, wrażliwego i świadomego człowieka, poczytaj mu opowieści Tobiego, kotka psotliwego.

 

Jolanta Chrostowska-Sufa

redaktorka, korektorka, recenzentka, autorka bloga Pociąg do ksiąg

 

Marzena Żurek

„10 czynności dla zdrowotności według Tobiego, kotka psotliwego”

2022 r.

ilustracje Marta Raźniewska

wydawnictwo: Zdrowieta! 

książka w przygotowaniu: Żywieniowe przygody Tobiego, kotka psotliwego

Czerpać ze źródła baśni… „Opowieści z kniei. Legendy i baśnie” Anety Lejwody-Zielińskiej

 


Czytając „Opowieści z kniei. Legendy i baśnie” Anety Lejwody-Zielińskiej, dałam się porwać baśniowej, niezwykle obrazowej tkance opowieści i sugestywnej, żywej narracji. Na kilkadziesiąt minut przeniosłam się do świata dziecięcej wyobraźni, z którego trudno powrócić do rzeczywistości. Klimat tych opowieści przywołuje magię słuchanych w dzieciństwie baśni, które zapadają głęboko w serce, stając się dla małych odkrywców skarbnicą drogowskazów moralnych, uniwersalnych prawd i mądrości, przemawiających do dziecięcej wrażliwości za pośrednictwem baśniowej fabuły.

 

Ze źródła baśni dzieci czerpią wartości, które kształtują ich umysły na całe życie. Jakie prawdy moralne kryją się w „Opowieściach z kniei”? O jakie refleksje będą bogatsi czytelnicy po lekturze tych legend? Jak dalece pogłębi się ich emocjonalna więź z najbliższą okolicą, w której osadzone są wydarzenia ukazane w zaprezentowanych baśniach, nasyconych kolorytem lokalnych podań i legend? Czy po lekturze będą spoglądać na otaczający je świat z nieznaną im dotąd fascynacją, pozostając pod urokiem gawędziarskiej swobody, z jaką snuje swoje opowieści Aneta Lejwoda-Zielińska? Czy urzeczeni ich baśniowym stylem i gawędziarskim żywiołem zdołają poczuć się cząstką natury, otworzą się na jej osobliwości i zapragną żyć z nią w harmonii, na przekór technologicznej rewolucji, która coraz bardziej zaburza naturalną więź ze światem przyrody? Niewątpliwie tak. Na tym polega niezwykła siła tych opowieści.

 

Natura ukazana w baśniach Anety Lejwody-Zielińskiej jest tajemnicza, pierwotna, niedostępna i dzika, a zarazem czuła i empatyczna: „Przyglądały mu się w milczeniu. Jego wyjątkowo wątła i mizerna postać bardziej przypominała delikatny pęd młodej brzozy szarpany przez wiatr niż okrutnika zdolnego im zagrozić. Był kruchy i słaby. Szedł zgarbiony, ledwo powłócząc nogami. Kiedy przewracał się i przez dłuższą chwilę leżał bez ducha, by po chwili resztkami woli dźwignąć udręczoną głowę i brnąć dalej przez zasieki kolczastych gałęzi bezlitośnie szarpiących resztki jego odzienia, pragnęły pochylić się nad nim i wesprzeć go siłą swych ramion. Wynędzniałe, do krwi poranione ciało budziło w ich sercach tylko litość, nie strach. Przyłapywały się na tym, iż mimowolnie strącały ze swych gałęzi liście, aby uczynić miękką ścieżkę, po której pełzł ów nieszczęśnik”. Autorka niezwykle subtelnie odmalowuje słowami delikatność i zarazem potęgę natury, uwrażliwiając czytelnika na świat od wieków współistniejący z człowiekiem.

 

Baśnie zabierają nas w podróż w głąb dziejów, do źródeł, z których wywodzą się współczesne Brzeziny leżące w powiecie kaliskim. „Do czasów tak odległych, że nawet najstarsze dęby były wówczas jedynie zalążkami w gałęziach olbrzymów. Usiądź i wsłuchaj się w ich szum, a dowiesz się, jak było. Stare to dzieje”. Jak ta okolica wyglądała przed wiekami? Jaki jej obraz mogą odnaleźć na kartach książki mali czytelnicy? Jakie postacie ją zaludniały w zamierzchłych czasach? Jedną z nich jest kaleki, szkaradny olbrzym Olbin, bohater tutejszych podań, przywodzący na myśl tragicznego bohatera opowiadania Grudzińskiego zatytułowanego „Wieża”. To uniwersalna historia o człowieku wykluczonym z powodu kalectwa, który znajduje schronienie i ukojenie w dziczy, z dala od ludzkich siedzib. Dręczy go poczucie odrzucenia, czuje się nieakceptowany, niekochany i wzgardzony, co sprawia, że jego serce z żalu i gniewu zamienia się w twardy kamień. „Nie mogąc udźwignąć ciężaru samotności, wyrywał się ze swej pieczary i biegł na skraj puszczy, gdzie ukryty w gęstwinie, całymi godzinami przyglądał się ludziom. A gdy napatrzył się na nich do woli, jak wspólnie gospodarzą i bawią się, błądził potem bez celu po leśnych bezdrożach, żałośnie łkając albo wrzeszcząc wniebogłosy”. Z zazdrością i zarazem z rozrzewnieniem podgląda ludzi z ukrycia, rozkoszując się poczuciem więzi i przynależności, którego doznają. Kiedy z dala patrzy na ludzkie szczęście, jego sercem targają sprzeczne uczucia. O duszę zatrutą jadem goryczy walczą dwie siły: dobro i zło. Upostaciowieniem zła jest diabeł, który — niczym w balladzie „Pani Twardowska” Mickiewicza — umyślił sobie, że bez trudu pozyska duszę nieszczęśnika, omamiwszy odmieńca obietnicą beztroskiego życia w przepychu i luksusach. Na drodze jego niecnym planom nieoczekiwanie staje potrzebujący pomocy człowiek, którego tragedia tak dalece poruszyła olbrzyma, że postanowił ocalić nieszczęśnika, a diabła wyprowadzić w pole. Ludzkie nieszczęście skruszyło kamienne serce. Jest to baśń przesiąknięta humanitaryzmem, a zarazem niepozbawiona akcentów humorystycznych: „Nie namyślając się ani chwili, dał potężnego susa do kufra, a wówczas olbrzym zatrzasnął wieko i zamknął skrzynię na kłódkę. Diabeł znalazł się w potrzasku! Podobno siedzi tam po dziś dzień i czeka na głupców, którzy zwiedzeni opowieściami o złocie ukrytym w skrzyni przeszukują puszczańskie bagna. Siedzi i cierpliwie czeka, aż ktoś, ogarnięty zwykłą ludzką zachłannością i chęcią szybkiego wzbogacenia się, odnajdzie skrzynię i wypuści go z niewoli”. Tymczasem olbrzym tak rozsmakował się w czynieniu dobra, że postanowił resztę życia poświęcić służbie ludziom. Czyż to nie piękne przesłanie? Warto zatroszczyć się o to, aby dotarło do jak największego grona małych czytelników, zasiewając w ich sercach ziarenko dobra.

 

Takich ziarenek dobra jest w tych opowieściach mnóstwo. Historia beztroskiego Stacha z „Baśni o szczęściu” w przewrotny sposób ukazuje prawdziwą istotę szczęścia — radość nie płynie z bezmyślnego posiadania bogactw, lecz z pasji, miłości i życia dla innych. „Baśń o szczęściu” bez wątpienia współgra z ewangeliczną przypowieścią o talentach, piętnując ludzi leniwych, a przyklaskując zaradnym i pracowitym. Sporo w tych opowieściach literackich i kulturowych tropów, uwypuklających intertekstualną strukturę baśni. Można ją dostrzec również w „Legendzie o wielkiej miłości”, która oparta jest na motywie miłości silniejszej niż śmierć, znanym z opowieści o Tristanie i Izoldzie. W legendzie Anety Lejwody-Zielińskiej ucieleśnieniem takiej miłości staje się uczucie wrażliwego lekarza drzew do nieczułej kasztelanki, zamienionej przez ducha puszczy w brzozę za to, że była egoistką. Człowiek ów troszczy się o dobrostan brzozy aż do późnej starości. „Gdy więc dopaliło się łuczywo jego życia i pogrążone w żałobie drzewa złożyły najdroższe ciało swego opiekuna w matce ziemi, na jego grobie wyrósł ogromny dąb. Legenda głosi, iż swymi potężnymi konarami każdego roku sięgał coraz dalej, aż pewnej wiosny, wypuściwszy młode liście, udało mu się musnąć ich koniuszkami wysmukłe ramiona białokorej brzozy, ona zaś, czując ten dotyk, skłoniła ku niemu swą koronę...”. Podobną tkliwością i czułością przesycone są wszystkie „Opowieści z kniei…”, między innymi „Legenda o walecznej paproci”, która ujęła mnie empatią, z jaką autorka opowiada o wyprawie w nieznane maleńkiego, a jakże dzielnego ziarenka paproci. To upersonifikowana historia powstania Brzezin, osady położonej w dolinie rzeki Prosny. Ziarenko dotarło tutaj, wczepione we włosy złotowłosego wędrowca, który był protoplastą społeczności zamieszkującej te tereny. Paproć zwana długoszem królewskim stała się jednym z najcenniejszych skarbów brzezińskiej ziemi. „Nasza bohaterka postanowiła osiedlić się blisko tych, z którymi los ją związał i przywiódł do tej urodzajnej krainy. Kiedy wnikała swymi delikatnymi korzonkami w życiodajną glebę, nawet przez myśl jej nie przeszło, że stanie się kiedyś królową tej puszczy. Od tamtych wydarzeń minęły wieki...”.

 

Lata mijają, a opowieści trwają, stanowiąc łącznik między przeszłością a współczesnością. Ich wartość jest ponadczasowa i ponadmaterialna. Legendy autorstwa Anety Lejwody-Zielińskiej urzekają nie tylko bogactwem inspiracji i motywów zaczerpniętych z lokalnych podań, lecz także kunsztownym, plastycznym stylem i wyobraźnią językową, które stanowią o literackim artyzmie niniejszego zbiorku.


Książka w przygotowaniu: Home (wydawnictwoomnibus.com.pl)

 

31 października 2021

Triolety przekorne






















Triolet przekorny
I dobry jesteś, i bywasz zły,
A czasem pełen przekory.
Nierzadko pokazujesz kły,
I dobry jesteś, i bywasz zły.
Bo pośród życia chwiejnej mgły
I świata, co stwarza potwory,
Raz dobry jesteś, raz bywasz zły,
A czasem pełen przekory.
 
Triolet radosny
Na przekór chandrze wesół bądź,
I chwilą żyj, i carpe diem.
Hydrę szarości w przepaść strąć.
Na przekór chandrze wesół bądź.
W kręgu z radością z innymi siądź.
I smakuj życia upojny krem.
Na przekór chandrze wesół bądź.
I chwilą żyj, i carpe diem.
 
Triolet pod psem
Gdy kiepski nastrój od rana masz
Przygarnij psa, spraw sobie psa
Kiedy ci płyną łzy, kiedy cichutko łkasz
Bo kiepski nastrój od rana masz
Jeśli swe serce takiemu dasz
Przepadnie smutków miszmasz
Gdy kiepski nastrój od rana masz
Przygarnij psa, spraw sobie psa...

Triolet zza szyby
Z jednej strony szyby on, a z drugiej ona,
Na szkle zatrzymane spojrzenia i myśli.
Potwór pretensji w milczeniu kona.
Z jednej strony szyby on, a z drugiej ona.
On milczy. Ona ciągle mówi, jak to żona.
On jej nie słucha. Plan ucieczki kreśli. 
Z jednej strony szyby on, a z drugiej ona,
Na szkle zatrzymane spojrzenia i myśli.
 
Triolet na sąsiada
Jak dobrze mieć sąsiada.
Z sąsiadem nie jest źle.
Twoich znajomych obgada.
Jak dobrze mieć sąsiada.
Sąsiad cię chętnie zagada,
Mimo że jesteś na nie.
Jak dobrze mieć sąsiada.
Z sąsiadem nie jest źle.


Triolet wiosenny
Szafirowe światło pada na twą postać,
I błąka się, błąka, po nagich ramionach.
Mkniesz pod rękę ze słońcem, lekka i radosna.
Szafirowe światło pada na twą postać.
Natura szepcze twe imię, echo powtarza: wiosna.
Śniegi senne stopniały, zima zmęczona kona.
Szafirowe światło pada na twą postać,
I błąka się, błąka, po nagich ramionach.

 

Żółty z niebieskim



 






Żółty z niebieskim

Niebieskie cienie na powiekach,
Niebieska suknia melancholii.
Mruczy tęsknota w moich krokach
Niebieskim szeptem. Niebieski słowik
Podfrunął w niebo całkiem niebieskie.
Powietrze zadrgało niebieskim trelem.
Zaniebieściło się od smutku.
Za czym mi tęskno, sama nie wiem.
Niebieski żakiet. Niebieskim szalem
Otulam ramion niebieski chłód.
W niebieskich szpilkach wędruję dalej,
Niebieską aleją, w niebieski żar.
Wokół niebieskie kapelusze.
Niebieskie dusze. Niebieski bal.
Skąd te nastroje, nie pieskie, niebieskie.
Przecież wokoło kwitnie maj.
Na wielkiej sali niebieska muzyka.
Wirują wokół poważne twarze.
Czego pożąda moja dusza?
Czego ja szukam, o czym dziś marzę?
Wtem budzi się we mnie żółty urwis.
Zdejmuję kapelusz, zrzucam szal,
Odkładam na fotel niebieski kostium.
Ściągam z twarzy niebieski woal.
Na żółto uśmiecham się do wszystkich.
W jaskrawym cieple zerkam na świat.
Topnieje niebieski sopel lodu.
Chce mi się tańczyć, chce mi się śmiać.