„Czy umiesz
gwizdać, Joanno” to niezwykła książka o przyjaźni i pożegnaniu, o przemijaniu,
starości i śmierci – rozczulająca, wzruszająca, wywołująca uśmiech przez łzy. „Czy umiesz gwizdać, Joanno?” to
tytuł pewnej melodii, stanowiącej nacechowany symbolicznie i emocjonalnie
muzyczny lejtmotyw łączący przeszłość i teraźniejszość, młodość i starość. Czułość, tęsknota, miłość… W tej melodii mieści się cała paleta
niewypowiedzianych uczuć, które skrywa w swoim sercu stary samotny Nils. Zdjęcie
Joanny, jedwabna apaszka i stary jedwabny krawat to jedyne pamiątki po
ukochanej żonie.
Narratorem książki jest kilkuletni Ulf, opowiadający o
swoim szkolnym przyjacielu Bertilu, który postanawia znaleźć sobie dziadka. Dziadka,
którego mógłby odwiedzać, przynosić mu cygaro, nóżki wieprzowe w galarecie, chodzić
z nim na ryby. Dziadka, którego mógłby kochać. Pewnego razu w pokoju starego Nilsa,
w domu starców, pojawia się siedmioletni chłopiec, który z rozbrajającą
szczerością i dziecięcą naturalnością nazywa go dziadkiem. Między starym
człowiekiem i małym Bertilem rodzi się wyjątkowa więź. Obu cieszy sprawianie
sobie nawzajem przyjemności i niespodzianek. Na tym przecież polega bycie
razem. Kiedy okazuje się, że Nils nie jest w stanie zabrać chłopca na ryby,
postanawia sprawić mu inną niespodziankę. Nie zważając na swój stan zdrowia,
zabiera Bertila i Ulfa do pobliskiego ogrodu na długi spacer, podczas którego
delektują się śpiewem ptaków i zapachami natury. Nils ofiarowuje chłopcom
latawiec zrobiony z jedwabnej apaszki w róże, którą dawno temu podarował swojej
żonie. Za ogon latawca posłużył piękny jedwabny krawat, ten, który Nils kiedyś
dostał w prezencie od Joanny. Podczas spaceru staruszek wygwizdywał
piękną melodię, która nazywała się Czy umiesz gwizdać, Joanno?, a potem opowiedział Bertilowi o
swojej żonie. Historia przyjaźni małego chłopca i pensjonariusza domu starców
utkana jest z wielu przeplatających się sytuacji na przemian zabawnych,
rozczulających i wywołujących wzruszenie. Kiedy Bertil urządza dziadkowi
urodziny, zabiera go na kradzione czereśnie. Tak jak Nils robił to w
dzieciństwie. I jeszcze było cygaro dla dziadka na urodziny, i nowy jedwabny
krawat, i poczęstunek w zagajniku za kapliczką, który Bertil przygotował
za swoje wszystkie oszczędności. I obietnica, że nauczy się gwizdać ulubioną
melodię Nilsa...
To książka o bezinteresownej potrzebie przynależności,
o pragnieniu dzielenia się sobą z drugim człowiekiem, o radości dawania. Kiedy
Bertilowi udaje się opanować trudną sztukę gwizdania i uszczęśliwiony biegnie
do Nilsa, by podzielić się z nim swoją radością, dowiaduje się, że jego dziadek
odszedł na zawsze: „A ja się nauczyłem gwizdać i w ogóle! – zaszlochał. A
potem w drodze do domu nie odezwał ani słowem. Tylko kopał kamienie”. Następnego
dnia Bertil zjawił się na pogrzebie. Kilka chwil milczał poruszony nad trumną
starego przyjaciela. W końcu zagwizdał. Zagwizdał tak przejmująco, że słyszałam
tę melodię długo po zakończeniu lektury. „Czy umiesz gwizdać, Joanno?” wciąż
rozlega się echem w małej kaplicy, w której Bertil żegnał się ze swoim
dziadkiem, ciągle słyszę ją w swojej wyobraźni. A kiedy czytam książkę swojej
córeczce, ukradkiem ocieram oczy, chociaż może niepotrzebnie tak się kryję ze
swoim wzruszeniem. Przecież cała historia została wyrażona słowami dziecka,
ukazana jego oczyma i opowiedziana z prostotą bliską dziecięcym uczuciom i
dziecięcej wrażliwości.
Ulf Stark napisał mądrą i pozbawioną
infantylizmu książkę dla dzieci podejmującą trudny temat, ujęty w sposób daleki
od banału. Na jej podstawie powstał
film, który pokazywany jest co roku w szwedzkiej telewizji w święta Bożego
Narodzenia.
wydawnictwo Zakamarki
Ciekawe, czy Ulf - główny bohater ma coś wspólnego z pisarzem? Czy to jakoś jednak oparte na faktach?
OdpowiedzUsuńTak
UsuńPrzyznaję, że strasznie mnie zainteresowałaś. Piękna recenzja. Wrzucam na listę. :)
OdpowiedzUsuńJa chyba powinnam przestać się odzywać. zawsze tak cielęco zachwycona jestem tymi recenzjami Twoimi...
OdpowiedzUsuńCudnie :)
Leży na półce w biblio, ale na razie nie mam siły na poważne tematy. Potrzebuję czegoś wesołego i dlatego katujemy "Mamę Mu". Ale Twój tekst jak zwykle woła: "Wypożycz!". :D
OdpowiedzUsuńZ racji "nieposiadania" w zasięgu wzroku Małej Osóbki, której można by czytać książki dla dzieci, sama niemal po nie nie sięgam. Ale to bardzo mądre książki są!
OdpowiedzUsuńPrzypomniałaś mi tę przyjemność pochłaniania opowieści,gdy wszystko jest pierwsze i takie bardzo ważne. Poza tym: w książkach dla dzieci ciekawe są też postaci dorosłych. Jak tu nie kochać samotnego Nilsa?
ren
My często wracamy do tej książki, warto by rozgościła się w dziecięcej biblioteczce
OdpowiedzUsuńO rany! To musi byc piekna ksiazeczka! I jak ty cudnie ja opisalas. Poczulam wielka ochote na czytanie. Wiesz co, zagladajac na twoj blog mam coraz wieksze wrazenie, ze powinnam wreszcie wygrac w toto lotka, bo kazda ksiazke, o ktorej opowiadasz ja mam natychmiast ochote kupic. Tak. Wygrac i wydac na ksiazki.Ale byloby fajnie..... Z nadzieja, ze u was nastepuje poprawa pogody ( u nas upaly)pozdrawiam serdecznie!!!
OdpowiedzUsuńO, muszę się zapoznać. Szczególnie gdybym miała przyjemność w szkole uczyć.
OdpowiedzUsuńPiękna recenzja.
@ Naczynie,
OdpowiedzUsuńUlf pojawia się w kilku opowiadaniach tego autora, który na imię ma także Ulf, więc kto wie. :) Mnie także to nurtuje. W każdym razie obie książka Ulfa Starka podbiły moje serce, a ta ostania – stoi na półce w pokoju z książkami Tatiany na honorowym miejscu.
@ Ondine
Dla dzieci (i nie tylko) to naprawdę doskonały prezent. Moja córcia uwielbia tę książkę. A ja pokochałam Bertila i Nilsa. :)
@ Nivejko,
raduje się moje serce na takie słowa :-)).
Polecam tę książkę jako lekturę dla Twojego Krzysia. I córci.
@ Bazyl,
OdpowiedzUsuńwbrew pozorom książka nie jest przygnębiająca. Jest wzruszająca, ale określiłabym ją raczej jako rozczulającą niż napełniającą smutkiem. Naprawdę polecam.
@ Tamaryszku,
książka jest faktycznie zapisana z zadziwiającą świeżością ujęcia tematu; ma swoje lata, a wciąż zachwyca. Jest to także książka o starości, ale ukazanej w niebanalny, ciepły sposób. :-) Ja pozostaję wciąż pod urokiem tej historii.
@ Pikinini,
dziękuję za komentarz i za odwiedziny. Oj tak, książka jest warta rozpropagowania. Już od pierwszej strony udzieliła mi się jej magia. Nie można się do niej oderwać. Piękna.
Pooddychałam u Ciebie i mogę wrócić do zajęć... dziadek nauczył mnie gwizdać jak miałam 9 lat, dzisiaj nawet na jednym palcu, i gwiżdżę na wszystko, co powinno przytłaczać i idę dalej... chociaż pewnie, bohaterowie zmagają się z głębszymi dylematami
OdpowiedzUsuń@ Kasiu,
OdpowiedzUsuń:-))
Jeśli będziesz miała możliwość, wypożycz albo kup tę książkę, to perełka wśród literatury dziecięcej. Cieszą mnie twoje słowa, sprawiłaś mi ogromną radość, tym bardziej że za oknem pada i grzmi. ja już mam dość tej pogody i powodzi...
@ owarinaiyume
Gdyby ta książka była lekturą, byłoby to z korzyścią dla dzieci. To bardzo piękna, mądra i wartościowa opowieść. :)
Margo,
OdpowiedzUsuńa ja nigdy nie nauczyłam się gwizdać, ale nie miałam dziadka -- to znaczy kiedy byłam dzieckiem, mieszkałam na drugim końcu Polski, i w zasadzie w ogóle go nie znałam. A potem, po śmierci dziadka, nawet nie miałam jakichkolwiek wspomnień dziadkowych. :-( Szkoda.
Jolanto - powiem szczerze - gdy czytałam Twoją recenzję ciarki mi po plecach chodziły... Pięknie, pieknie, bardzo ważnie...
OdpowiedzUsuńMarpil, dziękuję. Dla takich słów warto pisać. :) Ale to w dużej mierze zasługa książki. Jest niezwykła...
OdpowiedzUsuńPolecanki biblionetki wyłuskały mi ten tytuł i od kilku miesięcy szukam tej książki (czasem zapominam, fakt). Może dlatego, że woła mnie osobiście - czy umiesz gwizdać, Joanno? ;-) Ano umiem, umiem. Ale i tak przeczytam.
OdpowiedzUsuńJoanno, a wiesz, że podczas pisania recenzji pomyślałam o Tobie. To pytanie w tytule aż się prosi o Twój odzew. :-) No i proszę: jest pytanie, jest odpowiedź. :-)
OdpowiedzUsuńTak, moje dziadkowe wspomnienia, gdybym potrafiła opisać... dziadek nauczył mnie bycia sobą... robienie form, odlewania ołowiu, malowania spławików, wędkowania i posługiwania się przyrządami wszelkimi, wtedy wydawały się magiczne, zabierał mnie na próby chóry, łaziłam za nim jak smród po gaciach, nauczyłam się w mig grać w karty i kleić dziurę w dętce, naprawić łańcuch zerwany i rozstawiać namiot... byłam w zasadzie jedyną wnuczką... oj, wspomnień na książkę!
OdpowiedzUsuńMargo, może napiszesz? :-) A wspomnienia masz piękne. Dla mnie to jest niesamowite – móc czerpać inspiracje z doświadczeń starszych od siebie, od rodziców czy dziadków. Dla mnie taką inspiracją była babcia (drugiej nie znałam, bo zmarła, wraz z dziadkiem, przed moim urodzeniem). Wspaniała osoba. Odeszła w wieku dziewięćdziesięciu kilku lat. Była osobą bardzo pogodną, zawsze łagodną, dobrą i uśmiechniętą. I ufającą w dobro ludzi.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak ciepło na sercu mi się zrobiło, że o mnie pomyślałaś :-) I to w towarzystwie takiej książki... Pozdrawiam i słońca życzę!
OdpowiedzUsuńJoanno, cieszy mnie to, że pisanie o tej niezwykłej książce przekłada się na takie sympatyczne reakcje. :-)
OdpowiedzUsuńNa pewno już wiesz, że wznowili "Dziewczynkę w czerwonym płaszczyku"... :):):):) Miłej lektury!
OdpowiedzUsuńTak, wiem, Olu. :) Dziękuję Ci bardzo. Liczę na jakieś spotkanie z panią Romą, może będzie coś organizowane w Krakowie? Marzę, by ją spotkać, zamienić z nią choć dwa słowa, podziękować za książki, które napisała. Bardzo ją cenię i podziwiam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie.
Jolu - wzajemnie. Twój (Wasz) blog jest niesamowity.
OdpowiedzUsuńBędę wpadać ;)
Olu, dziękuję. Dziękujemy. I zapraszamy, będzie nam miło. :)
OdpowiedzUsuńDobrze mieć takiego profesjonalnego przewodnika wśród nowości książkowych jak Ty. Nie zawsze nadążam za krytyką. A - choć dobrych pozycji są setki - to czasem przychodzi taki moment, że nie wiem, co wybrać albo boję się zainwestować w coś, czego nie znam, choć wszyscy mówią, że to jest dobre.
OdpowiedzUsuńDlatego to miejsce jest także moją Przystanią;)
Olu, dziękuję. Nie zawsze piszę o nowościach: lubię zaglądać do starszych książek; nowości dotyczą raczej literatury dziecięcej -- ze względu na Tatiankę. :)
OdpowiedzUsuń