Jedni kochają konie, inni ptaki, jeszcze inni zwierzęta różne. Ja natomiast od dziecka namiętnie pragnąłem posiadać książki.
Julian Apostata, Listy, 107
Kiedy byłam nastolatką, całe kieszonkowe wydawałam na książki. Mało tego, wysyłana przez mamę na zakupy do pobliskiego sklepu spożywczego, natychmiast po wyjściu z domu zapominałam o praktycznym celu mojej wyprawy i dawałam się prowadzić wewnętrznemu kompasowi na ulicę, przy której mieściła się księgarnia. W jej objęciach czułam się jak w jakimś magicznym, odległym od przyziemnych spraw świecie, a z każdej półki uwodziły mnie rzędy książek o kolorowych grzbietach, obiecując niezwykłą przygodę w świecie imaginacji. Objuczona kilkoma nowymi nabytkami, z ciężkim sercem, ale lekkim portfelem, wracałam do domu, opóźniając jak najdłużej moment spotkania z mamą. Droga dłużyła mi się niemiłosiernie. Żeby uwolnić się od złowrogich rozmyślań na temat konsekwencji, jakie niechybnie przyjdzie mi ponieść po dotarciu na miejsce, snułam wizje swojej przyszłości, wyobrażając sobie, że a to jestem pisarką, a to księgarzem, a to bibliotekarką, za każdym razem widząc siebie oczami wyobraźni w otoczeniu książek, które tyle dla mnie znaczyły. O skutkach namiętnych książkowych zakupów nie będę się rozwodzić, dodam jedynie, że wszystkie moje obietnice poprawy, składane w poczuciu winy i skruchy przed zatroskanym obliczem mamy, pękały jak bańka mydlana, gdy tylko okazja czyniła ze mnie książkożercę. W końcu mama przestała posyłać mnie na zakupy, a swoją namiętność do książek musiałam koić w takich miejscach, jak biblioteki i czytelnie, żałując, że nie mogę ukochanych lektur zatrzymać na zawsze.
Kiedy byłam studentką, musiałam dokonywać dramatycznych wyborów: książka albo kolacja (lub obiad!), książka albo kino, książka albo teatr... Z braku funduszy, ze świadomością, że stypendium i finansowe wsparcie rodziców musi mi wystarczyć na opłacenie akademika, na życie i na porywy ducha, pokrzepiałam się lekturą książek wypożyczanych z biblioteki tudzież czytanych łapczywie podczas wizyt w księgarni, które przeobrażały się w swoisty rytuał, godny takiej oto refleksji:
Mnie bardzo buduje, gdy widzę w księgarniach, że młodzież siedzi sobie na jakimś plecaku, na ziemi, pod regałami. I czyta książki, bo nie ma na nie pieniędzy. I być może siedzi tam także dlatego, że ma nadzieję na spotkanie kogoś, kto też będzie tak siedział z książką, i okaże się, że to jest właśnie ta druga połówka jabłka. I potem będą opowiadać wnukom, że miłość swojego życia spotkali w księgarni [Magda Umer].
Na studiach odkryłam magię antykwariatów. Tutaj panował inny klimat niż w księgarni. Przesycony zapachem starych, wysłużonych kartek, pięknych, choć zniszczonych książek czule strzeżonych przez antykwariusza, ze wzrokiem ukrytym za szkłami okularów, mającego baczenie na wszystko, co się dzieje w jego książkowym bastionie.
Każda znajdująca się tu książka, każdy tom, posiadają własną duszę. I to zarówno duszę tego, kto daną książkę napisał, jak i dusze tych, którzy tę książkę przeczytali i tak mocno ją przeżyli, że zawładnęła ich wyobraźnią [Carlos Ruiz Zafón "Cień wiatru (Cmentarz Zapomnianych książek)].
Polubiłam intymną atmosferę takich miejsc, tym bardziej że dzisiejsze księgarnie coraz częściej przypominają supermarkety, co potwierdzają również inni: jakiś czas temu na blogu Kasi.eire rozgorzała bardzo ciekawa dyskusja na temat ulubionych księgarń, zarówno tych realnych, jak i wirtualnych. Z wypowiedzi Kasi oraz komentarzy do jej notatki można wysnuć wniosek, że trudno o taką księgarnię, która spełniałaby oczekiwania większości zdeklarowanych miłośników książek. Padały rozmaite zarzuty: najczęściej dotyczyły one nieprofesjonalizmu osób pracujących w księgarniach, ich niekomunikatywności i niekompetencji oraz bezosobowego charakteru współczesnych księgarń, którym bliżej do domów towarowych niż do miejsc sprzyjającym molom książkowym spragnionym kontaktu z prawdziwymi pasjonatami.
Kiedy przeczytałam powieść "Cień wiatru" Carlosa Ruiza Zafóna, zakochałam się w obrazie księgarenki, prowadzonej przez ojca głównego bohatera. Zawsze marzyłam, żeby znaleźć się w takim miejscu. W otoczeniu książek, gromadzonych z pasją przez właściciela księgarni, traktowanych z największym pietyzmem i miłością. Dla mnie ojciec Daniela to ideał księgarza. Podejrzewam, że księgarń z prawdziwego zdarzenia jest coraz mniej, o ile w ogóle się jeszcze takie zachowały w dobie coraz liczniejszych księgarni wysyłkowych.
A jeśli mowa o księgarniach internetowych, pierwszą taką księgarnią, którą się zachłysnęłam, był Merlin.pl. Do czasu. Kilkakrotnie zraziłam się tym, że na przesyłkę czekałam ponad tydzień. Zdarzyła się i taka sytuacja, że zamówiłam książkę, czekałam tydzień na przesyłkę, po czym otrzymałam informację, że zamówionej książki nie ma w danym momencie i trzeba na nią jeszcze poczekać. Nie ukrywam, że mój entuzjazm nieco ostygł. Empik.com – na ile zdążyłam się zorientować – również każe dość długo oczekiwać klientom na przesyłkę. A ja nie lubię czekać na książki! Tak długo!? Pod tym względem jestem niepoprawnie niecierpliwa.
Przypadkowo odkryłam księgarnię, która zaskoczyła mnie błyskawiczną dostawą zamówionych książek: Selkar.pl. Dwa dni. Tyle najdłużej oczekiwałam na przesyłkę. Innym atutem tej księgarni są znacznie niższe ceny. Można zaoszczędzić nawet do 8–10 złotych na książce. Moja współpraca z tą księgarnią zaczęła się od konkursu na najciekawszą recenzję miesiąca. Można wygrać bon na książki w wysokości 100 złotych. Wydaje mi się, że nagroda jest dość atrakcyjna. A to nie wszystkie konkursy. Obecnie trwają trzy konkursy oprócz już wspomnianego wcześniej (na najlepszą recenzje miesiąca):
Szczegóły konkursów na stronie księgarni Selkar.pl.Jestem ciekawa Waszych przemyśleń dotyczących księgarni. Czy macie jakieś swoje ulubione książkowe zakątki?
I jeszcze obiecany stosik, który zawdzięczam księgarni Selkar.pl, BiblioNETce, Zakamarkom i wydawnictwu Świat Książki, a to za sprawą zwycięstw w kilku konkursach na najlepsze recenzje:
1) Rabih Alameddine "Hakawati. Mistrz opowieści", Znak
2) Annie Barrows, Mary Ann Shaffer "Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek", Świat Książki
3) Michal Viewegh "Aniołowie dnia powszedniego", Prószyński i S-ka
4) Linda Olsson "Niech wieje dobry wiatr", Inna Strona
5) Ulf Stark "Czy umiesz gwizdać, Joanno?, Zakamarki
6) Astrid Lindgren "Dzień Dziecka w Bullerbyn", Zakamarki
7) Pija Lindenbaum "Igor i lalki", Zakamarki
Ukoronowaniem stosiku jest przeurocza, stylowa zakładka do książek, haftowana własnoręcznie przez Aeljot. Agnieszko, bardzo, bardzo dziękuję!!!
Kochana Jolu, gratuluję nagród i pięknej zakładki!
OdpowiedzUsuńTwoje wspomnienia związane z obsesyjnym nawiedzaniem księgarni oraz antykwariatów pokrywają się z moimi :)
Księgarnie internetowe są wygodne, staram się na bieżąco śledzić nowości, ale i tak w księgarniach "naziemnych" zwykle znajduję coś ciekawego, co przeoczyłam w wersji wirtualnej.
Spośród Twoich nowych książek znam pozycję 1, 2 oraz 4. Trafny wybór! Mam nadzieję, że przeżyjesz niezapomniane chwile przy ich lekturze.
księgarnie internetowe są wygodne i najczęściej dużo tańsze. mimo wszystko to uczucie, gdy wchodzi się do rzeczywistej księgarni, ten niepowtarzalny zapach i tysiące książek, które można obejrzeć, dotknąć, (powąchać też) - bezcenne ;-)
OdpowiedzUsuńMiałam szczęście urodzić się w rodzinie czytających. Oznaczało to całkiem fajną bibliotekę rodziców, i bibliotekę dziadka - wielką drewnianą landarę, obiekt moich westchnień dziecięcych. Przez całe dzieciństwo wolno mi było przy każdej wizycie wybrać sobie jedną pozycję i zabrać do domu:)Ależ to były emocje:)A teraz? Odmówię sobie nowych butów, pójścia do fryzjera ale nie domówię sobie książki. Mój obecny smakowity stosik:
OdpowiedzUsuńAleksandra Marinina - Ukradziony Sen /dzięki Amazonce za 4 zł/
Pilipiuk - 5 część Oka Jelenia
Obłędni Rycerze - Woody Allen, Terry Pratchett, Mark Twain i inni
Fortunne i niefortunne przypadki sławnej M.Flanders - Defoe /za 6 zł dzięki Gojabie/
A oprócz podanych przez Ciebie, korzystam z:
http://pl.gojaba.com/ - znalazłam tam cudeńka prawdziwe
http://www.tradebooks.pl/ - wowowowow, co za cudowne traktowanie klienta!!!!
http://www.amazonka.pl/ - zaczajam się na to co tańsze
Oj, antykwariaty... ja chodziłam z kumplami do antykwariatu jak do kawiarni:) Stawaliśmy przy półkach, szukając perełek i przy okazji dyskutując zawzięcie:) Cudowne czasy... Ależ mi się sentymentalnie zrobiło:)
OdpowiedzUsuńGratulacje z wygranych! Zakładka fajna. Też taką chcę! ;))
OdpowiedzUsuńA z internetowych księgarni zdarza mi się często korzystać. Z tych najpopularniejszych - Empik, Merlin, ale zamawiam również w sklepikach wydawnictw. Np. Wydawnictwo Karakter działa rewelacyjnie. Zamówiona książka w ciągu 2-3 dni jest w moich rękach. Właśnie cieszę się nowością ichniejszą, którą wczoraj dostałam. ;)
A będąc młodą studentką często grzebałam w aż 2 antykwariatach w moim mieście (sic!) wojewódzkim!
Lirael,
OdpowiedzUsuńzostałam sama w domu, z naręczem książek i ciszą sprzyjającą lekturze, i ogarnęły mnie sentymenty. Wszędzie na blogach stosiki, to i ja postanowiłam się skromnie zaprezentować. A do tego ta zakładka od Aeljot. A wracając do buszowania po księgarniach i antykwariatach, zgraliśmy się pod tym względem z mężem. Na przykład wypad do Krakowa polega m.in. na wędrówce po ulubionych księgarniach i koniecznie antykwariatach. Te krakowskie mają to coś. :) Przypomniałam też sobie, że jako nastolatka, będąc w szkole podstawowej, wymieniłam się z pewną osobą szpanerskim swetrem na upragnione książki. Tej transakcji nigdy nie zapomnę. :-)))
Pauliku,
oba typy księgarni mają swoje zalety. W tej tradycyjnej książki można zobaczyć na własne oczy, poczuć jej dotyk, zapach, celebrować wybieranie książek, ale z kolei te internetowe mają to do siebie, że nie trzeba wychodzić z domu, można trochę zaoszczędzić, bo ceny są tu konkurencyjne, a ponadto można sobie spokojnie przeglądać ofertę wtedy, kiedy jest to najwygodniejsze, choćby w nocy, co ja lubię najbardziej. :) Ale lubię takie maleńkie księgarni, w których pracują pasjonaci. I nie ma w nich odpersonalizowanej atmosfery. Jest jakiś taki sympatyczny klimacik. Tyle że chyba takie księgarenki nie będą w stanie się utrzymać.
Czarny Pieprzu,
zazdroszczę ci takich książkolubnych dziadków i rodziców; moja mama także lubi książki, ale była i jest daleko bardziej praktyczna niż ja. Na pewno nie przeżywała takich dylematów, jak książka czy obiad. A książki czerpała z biblioteki, bez żalu, że trzeba je zwrócić.
A Twój stosik też imponujący. A jeszcze bardziej imponujące ceny. Dzięki za namiary do tych księgarni, gdzie te ceny są takie "ludzkie". Zaraz zajrzę. :)
Naczynie,
w czasach licealnych i studenckich chodzenie paczką do antykwariatu to było, jak by dziś powiedziała młodzież, cool. Na imprezach rozmawiało się o książkach, zwłaszcza w liceum. Na studiach imprezy wyglądały już odrobinkę inaczej, chociaż ja od takich całkowicie "innych" imprez stroniłam. ;-)
Matylda,
OdpowiedzUsuńnie znałam księgarni Wydawnictwa Karakter. Zbieram namiary i będę musiała te Wasze księgarnie zlustrować. Ja lubię zaglądać do takich, gdzie są jakieś konkursy, zwłaszcza na recenzje. :) I gdzie nie trzeba długo czekać na przesyłkę.
Ale cytaty wyszperałaś! Piękne.
OdpowiedzUsuńMyślę i zadziwiają mnie wnioski: od pewnego czasu nie mam ulubione księgarni (no, może Kapitałka na Mielżyńskiego, Poznań). A to dlatego, że przesunięcia dziwnie niesprzyjające w nich zachodzą. Słusznie zauważyłaś: w kierunku domów towarowych. Ważny jest asortyment, ale istotny też wystrój wnętrza. Lubię, jak są takie miejsca-nisze. Tu mile wspominam dawną wersję Bookarestu, gdzie półki miały metaforyczne tytuły oferujące podróż w określony region lub czas lub klimat (temat). Coraz częściej wybieram księgarnie wysyłkowe. Sprawdzę Selkar, dotąd trwałam przy Merlinie.
Skąd to się bierze, że dzieciak jest namagnesowany na księgarnie? Zabawne. Ale znam również z autopsji :)
Tamaryszku, a ja właśnie wróciłam z Twojego bloga. :) Miłe to: wracam i widzę Twoją obecność w Przystani. Cytaty zaczerpnęłam z internetu: Apostaty i Magdy Umer, podobnie fragment powieści "Cień wiatru" – pamiętałam go jak przez mgłę i nie mogłam znaleźć w książce, więc skorzystałam z zasobów wirtualnych.
OdpowiedzUsuńTamaryszku, dokładnie: brakuje mi w dzisiejszych księgarniach tego specyficznego klimatu. Podobają mi się natomiast takie księgarenki, które są jednocześnie kawiarenką i można w nich wypić kawę lub herbatę, przeglądając książki do kupienia.
Ciekawie ujęłaś opisaną przeze mnie przypadłość: namagnesowanie na księgarnie. :-) Z tego się chyba nie wyrasta.
lubie wszytskie chyba ksiegarnie - nawet takie pocket'owe na lotnisku; poza antykwariatami. lubie zapach nowosci, farbu drukarskiej (mieszkalam zaraz obok drukarni zwiazkowej), kolorowe i blyszczace okladki
OdpowiedzUsuńz twojego stosiku rozpoznaje nr2 i nr4, kt zdecydowanie polecam!
na dnie mojego stosu plasuje sie "vi drunknade", kt niby wszyscy polecaja, ale zaczynalam juz chyba trzykrotnie, podobno trzeba pzreczytac kolo dwóch trzecich zanim akcja wciagnie na dobre (drobne 700 stron)- ktos proponowal do konkursu nordyckiego. poza tym julien green (franuzka), philippe caludel (tez francuz) i sigrid combüchen (niemko-szwedka)
cieszy mnie, ze darzysz sympatia szwedzkie ksiazki dla dzieci - one sa zazwyczaj dopieszczone graficzne i niebanalne. chociaz teraz akurat rozpetala sie dyskusja, czy aby nie zaczely byc zbyt politycznie poprawne - bo rodzice nagle sa zbyt wyidealizowani i pzrestali miec normalne klopoty. astrid lindgren byla tyle lat przed swoim czasem!
Jestem w sytuacji komfortowej. Za książki płace o wiele mniej niż wynosi ich cena... po prostu, o kupca hurtowego księgarnie dbają...:D
OdpowiedzUsuńGratuluje nagród:)
Wszystkie pieniadze od najmłodszych lat wydawałam na ksiązki ku zgrozie rodziców i rodzeństwa. Co więcej na studiach, kiedy dostałam pieniadze na pierwszy miesiąc na "przeżycie" , te oczywiście poszły na ksiązki. Tyle, że szybko okazało się , że ksiązki mi zjeść nie dadzą. Powędrowały więc na powrót do antykwariatu:)
OdpowiedzUsuńobecnie ksiązki kupuję głównie na allegro, vchoć lubię oglądać w księgarniach naocznie, ale ceny powalają
Cieszę się, że zakładka w końcu dotarła i polecam się na przyszłość :)
OdpowiedzUsuńJa kupuję książki w zasadzie tylko przez internet. Kilka wypraw do księgarni w moim mieście nie miało powodzenia, pani nawet nie wiedziała co chcę (a chciałam tylko Basię lub wróżki-Cynkę- dla dziecka). Z tego powodu przerzuciłam się na Allegro (czasem uda trafić się perełkę. Ostatnio kupowałam mężowi Grishama po angielsku i udało mi się znaleźć u tego samego sprzedawcy baśnie Andersena wydane w 1980 roku) oraz na www.kdc.pl . Ceny w tym drugim też są dość przystępne a paczkę dostaję zawsze bardzo szybko.
Ciekawie napisałaś o fascynacji książkami. Uwielbiam książki, cieszę się, że i moje dzieci lubią czytać i oglądać. Tylko szkoda, że książki mają tak koszmarnie wysokie ceny.
Stosik wygląda ciekawie. Już wcześniej w bocznym pasku zauważyłam "Igor i lalki" i zastanawiam się nad zakupem tej książki dla moich dziewczyn, bo też chcę walczyć ze stereotypem, że np dziewczynka nie może się bawić samochodem.
Sygrydo,
OdpowiedzUsuńto jesteś chyba wyjątkiem, aczkolwiek ja także lubiłam szperać w tych dworcowych stoiskach, bo trudno je nazwać księgarniami. Ale o dziwo, ile tam czasem ciekawych tytułów można znaleźć. Ojej, a ja lubię antykwariaty. Nawet jeśli tylko oglądam książki, nie mając funduszy na zakup. :) Tytułów z Twojego stosiku w ogóle nie znam, ale od czego są blogi książkowe: inspirujmy się nawzajem.
Co do dziecięcej literatury szwedzkiej, jestem zauroczona. Moja córcia także. A tą poprawnością polityczną się nie przejmuję, kieruję się intuicją i reakcją Tatianki. Co prawda na razie ma prawie 4 lata, więc być może jej lektury jeszcze nie wchodzą w obręb tych tak dyskutowanych, więc może jeszcze z czasem zmienię zdanie. :)
Nivejko,
czyli w dziecięcej młodości dobrze myślałam, żeby zostać bibliotekarką albo księgarzem. ;-) Miałabym spore upusty na książki. ;-)
Montgomerry,
ja także czasami kupuję książki na allegro, ale ostatnio przerzuciłam się na Selkar.pl; na allegro kuszą mnie książki używane, ale nie zniszczone, bo są faktycznie tanie. Widzę, że nie byłam odosobniona w swoich książkowych ekscesach. :)
Aeljot,
dziękuję raz jeszcze za zakładkę. :)
Nasza Tatianka "czyta" non stop. Czasami jest to aż męczące, bo nie mam możliwości poczytania swojej książki. Nasze ostatnie odkrycie: Ulf Stark 'Czy umiesz gwizdać, Joanno?'. Rewelacja! Ale o tym w recenzji niebawem. ;-)) Pozdrawiam ciepło.
Ale się obłowiłaś :D Chyba i ja się pochwalę moim stosikiem który czeka grzecznie na półce :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPochwal się, pochwal... :-))
OdpowiedzUsuńWow. Bardzo ciekawy post. Fajnie, że jest jeszcze tyle osób, które doceniają wartosć księgarni w wymiarze realnym. Czasami mam wrażenie, że już niedługo księgarnie zostaną wpisane na listę Swiatowego Dziedzictwa UNESCO, by nie wyginęły zupełnie. A mnie się zawsze marzyła taka księgarnia własnie z klimatem, z miejscem do poczytania, gdzie można też wypić cos dobrego, porozmawiać, wymienić zdania na tematy niekoniecznie związane z książkami. Kto wie?Q?
OdpowiedzUsuńJako dziecko nie lubiłam czytać. Rodzice, zagorzali czytelnicy, nie byli w stanie mnie zmusić do czytania, choćby nie wiem jakich sposobów próbowali. A potem przyszedł ten moment, ta chwila, kiedy cos zaskoczyło. Miałam 13 lat i kupiłam 'Klienta' John Grishama - nie jest to jakas super ambitna pozycja :p - podczas wakacji w Krakowie. Od tego czasu próbuję nadrobić zaległosci. Ciągle mi się wydaje, że tyle lat mam straconych, że tej dziury nigdy nie będę w stanie załatać. Więc kupuję książki kiedy tylko mam okazję i możliwosci. Nie chodzę do fryzjera, czy nie kupuję ciuchów co pięć minut, bo to tyle potencjalnych książek. A mnie jakos tak zawsze, zupełnie przez przypadek, się zdarza, że nawet spacer kończy się wizytą w księgarni. Na ciężki czasy mam panaceum w postaci miejscowej biblioteki, bo choć lubię mieć książki własne, to nie zawsze się da.
Się rozmarzyłam, piękna sprawa! Ale nic, trzeba wracać do rzeczywistosci :p
Choć przyznam się bez bicia, że po wczorajszej wizycie w Saturnie, który z wiadomych lub nie powodów ma maleńki dział z książkami, dzis zamówiłam sobie Hipnotyzera - czy jaki to ma tytuł po polsku - Larsa Keplera. Chodził za mną i chodził, aż wychodził. I teraz muszę czekać, bo zza morza idzie :p
Pozdrawiam serdecznie!!!
Jolu,
OdpowiedzUsuńserdecznie gratuluję i cieszę się
z Twoich sukcesów!
Dla mnie wszystkie teksty, z którymi zapoznaję się na "Przystani", stanowią przykład doskonale zachowanych proporcji pomiędzy rzeczową analizą a osobistym, pełnym wrażliwości, odbiorem świata. Do tego ta polszczyzna... To wszystko wystarczy, żebyś zrobiła z takim czytelnikiem, jak ja, co chcesz... :)
Jaka przyjemna odmiana od ascetycznej poezji haiku, którą żyję na co dzień :)
... Zaraz przeczytam Twój najnowszy tekst.
Pozdrawiam,
K.
PS. Dziękuję za odwiedziny i pozostawiony ślad na moim blogu :)
Dagal,
OdpowiedzUsuńdziękuję za wspaniały komentarz. To taki post prawie. :) Ale domyślam się, że po prostu temat jest Tobie bliski. Marzenie o zacisznej, klimatycznej księgarni z miejscem na lekturę i degustację kawy jest chyba ponadczasowe. :)
Dagal, życzę miłej lektury. 'Hipnotyzera' nie znam, ale mam nadzieję, że napiszesz recenzję książki. Chętnie przeczytam. :)
Karolu, dziękuję. Inspirujemy się nawzajem. :) Ja bardzo lubię czytać haiku. I z przyjemnością zaglądam na Twoją stronę. :)
OdpowiedzUsuńMerlin jest dobry na wysylki do mnie, do Irlandii. Jest najtańśzy jeżeli chodzi o UPS, tańszy nawet od poczty. Ciekawe, czy te inne tutaj podane wysyłają zagranicę i za ile? Muszę to wybadać
OdpowiedzUsuńKasiu, a wiesz, że nawet nie sprawdzałam Selkara pod tym względem. A tak w ogóle: fajnie, że zajrzałaś; w końcu to Twoja refleksja stała się jedną z inspiracji do napisania tego posta. :-)
OdpowiedzUsuńWizyta u Ciebie zawsze jest wielką przyjemnością :)
OdpowiedzUsuńPiękny tekst o narodzinach miłości do książek. (Jej motywy także i mnie nie są obce ;) )
Nie wyobrażam sobie dzieciństwa bez książek, nie wyobrażam sobie młodości bez książek, ani wieku dojrzałego, ani... starości :)
(Mam nadzieję, że i po tamtej stronie też są jakieś książki... i że będzie je można czytać ;)
Kiedy jestem w kraju, wizyty w księgarniach stały się dla mnie niemal rytuałem (a jeśli jestem w Krakowie - to dochodzą do tego antykwariaty... żaluję tylko, że tak wiele z nich poznikało od moich studenckich czasów :( ).
Tutaj w Stanach są dwie duże sieci księgarń, które bardzo lubię: a mianowicie Borders i Barnes@Nobles (bardzo do siebie podobne, obie przypominają połączenie księgarni, czytelni i kawiarni). Można w nich siedzieć (w wygodnym fotelu) cały boży dzień i czytać dowoli - i co tylko się zapragnie :)
PS. Przepraszam, że dość długo do Ciebie nie zaglądałem, ale byłem w podróży.
(Jeszcze raz dziękuję za Twój znakomity komentarz na temat mitu.
Pozdrawiam
Logosie, jakże mi miło. ;-) I dziękuję od razu za ciepłe słowa. Księgarnie i książki to temat rzeka, jak widzę. W naszym Bielsku nie ma takiej klimatycznej księgarni, takiej, o jakiej piszesz. Może ktoś wpadnie w końcu na pomysł połączenia w jednej magicznej przestrzeni księgarni, czytelni i kawiarni. Marzy mi się taka księgarnia.
OdpowiedzUsuńA co do mitu, jejku, kolejny temat rzeka. I można się spierać do upadłego. Zwłaszcza gdy rozmówcy sprowadzają mit do mitomanii. Dla mnie to coś więcej. Ale o tym już pisałam u Ciebie. :) Zazdroszczę Ci podróżowania. Zdjęcia z Twoich peregrynacji mówią same za siebie. Pozdrawiam.