25 maja 2010

Świat bez pieniędzy... Mark Boyle, The Moneyless Man

Czy potrafiłabym żyć bez pieniędzy? Całkowicie, absolutnie bez pieniędzy... Czy w dzisiejszym świecie zdominowanym przez kult posiadania i zatrważający, graniczący z bezmyślnością konsumpcjonizm, nakręcany przez koncerny, reklamy, media, jest jeszcze możliwe życie niepodporządkowane wartościom materialnym? Czasem się nad tym zastanawiam, zwłaszcza obserwując ludzi wprzęgniętych w wyścig za dobrami materialnymi, poddanych warunkowaniu przez reklamy i media.  Biegniemy w tym wyścigu jak ślepcy, wypreparowani mentalnie przez propagowaną powszechnie kulturę posiadania, konsumowania, posiadania, konsumowania, posiadania... Błędne koło, z  którego chyba nie sposób się wyrwać. Mam wrażenie, że machina zmaterializowania pochłonęła ludzkość tak dalece, że nie jesteśmy w stanie się od niej uniezależnić. Mam na myśli także siebie, choć raczej skromne możliwości finansowe nie czynią ze mnie modelowego niewolnika pieniędzy. Staram się dystansować do szaleństwa konsumpcjonizmu, który ogarnął świat, czyniąc z nas niewolników, maszyny do produkowania i wydawania. Gdyby tego zabrakło, tych wszystkich przedmiotów, rzeczy, którymi się otaczamy na co dzień, a które tak naprawdę nie są nam potrzebne do życia, przestalibyśmy się nim cieszyć? Co nam by pozostało? W jaką stronę zwróciłby się człowiek w obliczu pustki, którą teraz zapełnia poczuciem posiadania i przywiązaniem do dóbr materialnych?


Takie pytania zadał sobie Mark Boyle,  brytyjski absolwent ekonomii zainspirowany przez wezwanie Gandhiego, aby samemu stać się zmianą, którą chcemy zaobserwować na świecie. Po sześciu latach pracy na stanowisku kierownika w firmie z organiczną żywnością w Bristolu w Wielkiej Brytanii Boyle zdecydował się wyruszyć w nowym, śmiałym kierunku. Zapragnął radykalnie zmienić swoje życie. Rzucił pracę, sprzedał dom. Zamieścił ogłoszenie w gazecie, w którym poprosił o namiot,  przyczepę kempingową i samochód, i – o dziwo – otrzymał takowe od osób, które chciały się pozbyć tego typu staroci i zamiast przeznaczyć je do utylizacji, oddały je Markowi. Boyle przeznaczył pieniądze ze sprzedaży swego domu na założenie portalu społecznościowego justfortheloveofit.org, który ma pomóc łączyć ludzi w lokalnych społecznościach poprzez prosty akt dzielenia się czymś. Użytkownicy portalu oferują swoje umiejętności, miejsce, narzędzia czy inne rzeczy, którymi mogą podzielić się za darmo. Kiedy  ktoś czegoś potrzebuje, po prostu o to prosi. To koło dobroci. Obecnie strona ma blisko 18 tysięcy użytkowników w 131 krajach, którzy dzielą się 315 757 umiejętnościami, 62 033 narzędziami i 287 miejscami. 

Po sprzedaży domu Boyle zgłosił się do ochotniczej pracy trzy dni w tygodniu w zamian za miejsce, w którym mógłby mieszkać i hodować swoje warzywa. Od jednego z przyjaciół dostał
"tani piecyk na drewno, którym mógłby ogrzewać przyczepę, a mając także kilka nowych gadżetów, jak baterie słoneczne i przyczepę na rower, był gotów wyruszyć w drogę.
Miał gotować swoje jedzenie na kuchence zrobionej z dwóch starych puszek, a myć miał się pod prysznicem, którym w zasadzie był czarny plastikowy worek zawieszony na drzewie, a w którym woda była ogrzewana przez słońce. Jego toaletą miała być dziura w ziemi przysłonięta kawałkami drewna, aby osłonić się przed wzrokiem osób przypadkiem przechodzących w pobliżu. Boyle postanowił mieć całkiem puste kieszenie i nawet nie nosić klucza do przyczepy, której postanowił nie zamykać. Stwierdził, że będzie się uczył bardziej ufać światu. Wtedy uznał, że naprawdę jest gotowy na zmiany, a zmienić się miało dosłownie wszystko" [Wolny i beztroski? Czy da się żyć bez pieniędzy? Onet.pl – wszystkie cytaty pochodzą z tego artykułu].
Boyle radykalnie zmienił swój styl życia. Dawniej śniadanie było celebracją składającą się obowiązkowo z filiżanki ekskluzywnej, doskonale zaparzonej kawy z dodatkiem puszystej śmietanki, zapewne były jakieś płatki i mleko, może rogalik – tak sobie to wyobrażam. Obecnie Mark pije herbatę z pokrzywy, czasem z werbeny cytrynowej, jeśli taką znajdzie.
"To wszystko jest bardzo zdrowe: żelazo, wapń, antyoksydanty. Pije też herbatę z babki lancetowatej, która rośnie wszędzie, nawet w pęknięciach na drodze".
Boyle prowadzi takie życie już osiemnaście miesięcy. Jak powiedział CNN, on naprawdę je pokochał i nigdy nie był szczęśliwszy ani zdrowszy. "Kilka pierwszych miesięcy było trudnych, szukałem swojej drogi" – przyznaje.
"Jeśli pomyślisz o tym, jak trudna jest zmiana domu lub zmiana pracy, wyobraź sobie, że zmieniasz wszystko od razu. Ale po kilku miesiącach stało się to łatwe. Wszystko sobie dopracowałem".
Mark żyje bez gotówki, kart kredytowych, pożyczek i innych form finansowania. Swoje doświadczenia  i przemyślenia opisał w książce zatytułowanej "The Moneyless Man" (z ang. "Człowiek bez pieniędzy"). 
Wyjaśnia w niej filozofię, która nim kieruje i  może sprawić, jak wierzy Mark, że społeczeństwo stanie się bardziej uczciwe, szczęśliwe i bezpieczne, kiedy podstawą relacji przestaną być pieniądze. 
"Po prostu wstaję co rano i mówię sobie, że jeśli to się stanie, to się stanie" – wyjaśnia. "Po prostu staram się brać takie życie, jakie przychodzi, i cieszyć się tym, co przyniesie".
Zyski z książki zostaną zainwestowane w kupienie ziemi i stworzenie tzw. społeczności "Freeconomy community", w której ludzie będą mogli spróbować żyć bez pieniędzy. Nie ukazało się jeszcze polskie wydanie tej publikacji, ale czekam na nie z niecierpliwością, pragnąc przeczytać na własne oczy, jak wygląda od kulis przedsięwzięcie Marka. Mam jednak wiele wątpliwości. Czy  eksperyment, w jaki zamienił swoje życie Mark Boyle, nie jest kolejnym produktem, który na fali rozgłosu będzie się świetnie sprzedawać w postaci książki i zapewne kolejnych publikacji? I najważniejsze pytanie: czy rzeczywiście w dzisiejszym świecie możliwe jest przetrwanie, utrzymanie rodziny i wychowanie potomstwa bez jakichkolwiek środków finansowych?

zdjęcia pochodzą ze strony poświęconej książce na Facebooku



Książka "The Moneyless Man" ma  swoją stronę na Facebooku
Informacje na temat książki i autora można także znaleźć na stronie serwisu guardian.co.uk
Autor książki prowadzi bloga poświęconego swojej idei: Freeconomy Blog

Mark Boyle, The Moneyless Man, wydawnictwo Oneworld Publications 2010

43 komentarze:

  1. Ano właśnie! To kolejna filozofia, która mnie się wydaje nastawiona zbyt egocentrycznie. Fajnie, że koleś chce żyć bez pieniędzy - tylko po co? Żeby sprawdzić, jak to jest? Żeby być zdrowszym. Dla mnie to trochę płytkie.
    Znam przykłady ludzi, którzy zostawili wszystkie swoje dobra i poszli służyć innym - św. Franciszek czy Matka Teresa. To przynajmniej ma konkretny wymiar, konkretny sens - pomoc drugiemu.
    Ja myślę, że w tym całym konsumpcjonizmie nie chodzi tylko o to, że się posiada dużo pieniędzy. Można nie być bogatym, a wiele posiadać. Bo najtrudniejsze jest to przywiązanie serca do dobra materialnego, choćby to był tylko stara zardzewiała łyżeczka - pamiątka po pradziadku. Niby bezwartościowa, a jednak jak wiele warta!
    Ja kiedyś zrobiłam na sobie eksperyment z przywiązaniem do dóbr. Miałam bardzo dużo książek, pięknych kolekcji, które gromadziłam w czasie studiów. Wydawało mi się długo, że to ostatnia rzeczą, której mogłabym się pozbyć, którą mogłabym sprzedać. I wystawiłam wszystko na aukcjach. Sprzedałam, a pieniądze wrzuciłam dla ubogich. Bolało, ale jednocześnie miałam też poczucie, że nic nie może mnie zniewolić. I to było oczyszczające. Czasem robię sobie takie eksperymenty:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny wstęp do recenzji - eseistyczny, jakże prawdziwy.
    Co do samej idei, mam mieszane odczucia...

    OdpowiedzUsuń
  3. Pieniądze szczęścia nie dają? Być może, ale jakoś trudno być bez nich szczęśliwym. Oczywiście nie mogą być wyznacznikiem działania, ale bez przesady. Tak już mam że każde przegięcie, budzi moje zdecydowane NIE! To tyle jeśli chodzi o ideę. Co do recenzji, to jak zwykle - jesteś wielka:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hm.....ciekawa idea a moze kaprys??? Trudny do realizacji jesli ma sie na glowie rodzine i dzieci, no bo jak tu zyc bez pieniedzy i w takich warunkach majac pod opieka swoja gromadke pociech??? W naszym swiecie to raczej trudne do wyobrazenia sobie, choc zdaje sobie sprawe z tego, ze sa miejsca, gdzie wlasnie tak, a moze gorzej zyja cale rodziny. Tylko, ze one tego nie robia z wlasnego wyboru. Rzeczywiscie swiat jest bardzo poddany "forsie" i czasami jest to obrzydliwe. Doslownie obrzydliwe. Nie moge uwierzyc, co sie stalo z niektorymi z moich starych znajomych i jak ich zycie niszczy ( czego oni niedostrzegaja) pogon za pieniedzmi, lepszym samochodem, wiekszym domem, luksusowymi rzeczami ....a wszystko kosztem wolnego czasu, rodziny, kosztem wartosci. Zatracaja granice. Nie potrafia przystanac przy kwiatku na ktorym usiadl motylek, bo to ich nie cieszy, nie dostrzegaja prawdziwe piekna swiata. Osobiscie uwazam, ze pieniadze dodaja pewnosci siebie w zyciu i to cudownie jest rano wstac i nie martwic sie, ze musisz kupic chleb a tu nie masz za co. Cudownie jest zyc w spokoju i nie znac niepokoju zwiazanego z komornikiem, odcieciem gazu czy pradu. Fajnie jest isc do sklepu i kupic dziciakom buty bez wiekszego zastanawiania sie czy mnie na to stac. Ale wazne jest by nie zatracic granicy, pomiedzy tym co konieczne a tym co jest wymyslem cywilizacji zniewalajacym umysl, cialo, przez co zatracamy godnosc, honor i poczucie rzeczywistosci bo musimy TO miec. Nie jestem zwolennikiem takich eksperymentow jakiemu poddal sie opisany przez Ciebie pan. Zgadzam sie z Naczyniem Glinianym ,ze co innego wyrzeczenie sie wszystkiego w imie wiekszej wartosci jak pomoc i poswiecenie zycia ubogim. Ale samo przeczytanie historii tego czlowieka moze byc ciekawym doswiadczeniem. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. I znowu sie rozpisalam......ja chyba juz nie potrafie inaczej...

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmm... nie wierzę w utopie. Ale to chyba ciekawa przygoda. Boyle jest młody, odkrył w sobie nonkonformizm, zamiast gadać - postanowił poeksperymentować. Uczy się życia i siebie. Oryginał. I nawet bym go nie podejrzewała o pokusy na sławę (tu ja wykażę się ufnością wobec świata;)). Tylko jakoś nie dociera do mnie, że to ma być na zawsze i że zamierza swą postawą zarażać innych. To już nadto. Ja lubię ten stan, kiedy mogę o pieniądzach nie rozmyślać (czyli gdy jest ich wystarczająco). :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Naczynie,
    mnie się sama idea nawet podoba, nie tylko jako wyraz manifestacji, kontestacji, bo ostatecznie Mark nie tylko mówi czy pisze o swoich przemyśleniach, ale wciela je w czyn i tworzy przestrzeń do działania dla ludzi o podobnych do niego poglądach. Nurtuje mnie, czy jednak takie działania mają szanse na sukces w tak zmaterializowanym świecie, w jakim żyjemy. Nie zgodziłabym się do końca z tym, że jego wybór jest czysto egocentryczny: daje innym możliwość bezinteresownego pomagania sobie nawzajem na forum społeczności internetowej, którą zintegrował w internecie wokół założonego przez siebie serwisu. Nie wiem do końca, na ile jest to działanie bezinteresowne, a na ile marketingowe. Ale chcę wierzyć, że Mark jest autentyczny w tym, co robi i co proponuje w zamian za kult pieniądza.
    A Twój eksperyment podziwiam. Ja chyba nie byłabym zdolna do pozbycia się ukochanych książek. Ale Twoje działanie pokazuje, że potrafisz wznieść się ponad to, co masz i do czego jesteś przywiązana. Przypomniało mi się pytanie bohaterki "Pożegnania z Afryką" po tym, gdy wszystko straciła: "Dlaczego nie?". Nie zadręczała siebie pytaniem: "Dlaczego?", lecz "Dlaczego nie?". Gdy dzieje się coś takiego jak powódź, która zrujnowała nam w ubiegłym roku mieszkanie i dobytek, przypominam sobie tę książkę i postawę Karen. Autentycznie odnajduję w niej pokrzepienie. Coś się skończyło, ale zaczynamy od początku. Skromniej, z kredytem do spłacenia za mieszkanie, którego wciąż nie mamy do dyspozycji (podmyło nam je drugi raz w tym roku), ale z pytaniem: Dlaczego nie? Dlatego zainteresowała mnie idea Marka i jego otwartość na eksperymentowanie z życiem. Podchodzi do niego kreatywnie, i to mnie inspiruje. No i ta kreatywność jest dość nietuzinkowa. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Owarinaiyume,
    dziękuję. Idea budzi wiele kontrowersji, ale też ma coraz więcej zwolenników (warto zerknąć na strony internetowe, podane pod zdjęciami). Stąd pewnie propozycja wydania książki, z którą zgłosiło się do Marka kilka wydawnictw. Podejrzewam, że najwięcej zyskają na jego eksperymencie właśnie wydawnictwa. Żeby w miarę obiektywnie ocenić naszego bohatera, musiałabym przeczytać jego książkę. Czekam na polskie wydanie. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nivejko, dziękuję. Trudno uznać moje zapiski za recenzję, to raczej refleksje wywołane kilkoma artykułami na temat Marka i jego eksperymentu. Mnie w jakiś sposób zaintrygowała jego postawa i ujęło aktywne podejście do wyznawanych poglądów. Nie ogranicza się do idei, działa. to jest cenne. Choć poglądy i działanie dość ekstremalne.

    OdpowiedzUsuń
  10. Kasiu, pomyślałam podobnie. Gdy jest się młodym, niezależnym, można eksperymentować. Nie wyobrażam sobie takiego stylu życia, jeśli ma się rodzinę. A poza tym zapytywałam siebie, czy jakaś kobieta zechce podzielić takie los. Współczesne dziewczyny są (może jestem tendencyjna) zbyt interesowne. Chyba że Mark spotkałby pokrewną duszę, zdolną do zanegowania najpotężniejszej machiny naszej cywilizacji: pieniędzy. Jednak wątpię.

    OdpowiedzUsuń
  11. Tamaryszku, świetnie to ujęłaś. Przygoda. Może się okazać, że dla młodego, nieskrępowanego więzami rodzinnymi faceta taki eksperyment to jest po prostu przygoda. Wyzwanie. Powiew inności. I również wyobraziłam go sobie jako staruszka: wiekowy Mark w przyczepie, bez pieniędzy, bez emerytury, nie będzie się kojarzyć z eksperymentatorem czy kontestatorem, a z kloszardem. Człowiekiem przegranym, a nie ze zwycięzcą. Budzącym pogardę, a nie podziw. Teraz wzbudza podziw i zainteresowanie – jest młody, pełen energii, może dorywczo pracować; ale jako stary schorowany człowiek...? Jaki czekałby go los na starość, gdyby ten eksperyment stał się sposobem na całe jego życie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hmm a moze nie bedzie chory bo pije herbatke z pokrzywy? :) a moze nie bedzie stary bo umrze zanim to nastapi, he?;)

      Usuń
  12. Fascynujący człowiek, głównie ze względu na konsekwencję i upór. Podziwiam tak silną wolę i odwagę w dążeniu do wolności. Pozostaje pytanie: czy to własnie jest Wolność czy tylko "wolność od..."?

    OdpowiedzUsuń
  13. A może Mark Boyle zamierza założyć komunę, w której będzie pełnił rolę guru?

    OdpowiedzUsuń
  14. Malinconia,
    ano właśnie. Mam wrażenie, że wolność jest iluzją, ale "wolność od" już brzmi bardziej realistycznie.

    OdpowiedzUsuń
  15. Grzegorz,
    trudno powiedzieć. Wierzę w jego szczere intencje. Imponuje mi jego postawa, choć budzi też niedowierzanie. Może jesteśmy już zbyt zmaterializowani, uzależnieni od obowiązujących kanonów życia i myślenia, by bez zastrzeżeń podchodzić do takich propozycji.

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardzo kontrowersyjny sposób na życie i ja wiem, że osobiście nigdy bym się na taki czyn nie zdobyła. Denerwują mnie nasze współczesne czasy, w których bez pieniędzy nic nie można i wielokrotnie myślę o tym jakby to było gdybym po prostu od wszystkiego gdzieś uciekła, np. do jakiejś amazońskiej dżungli na misję ;-) ale wiem też, że nie jestem typem człowieka, który umiałby żyć bez wszystkich udogodnień jakie niesie ze sobą posiadanie choćby skromnych dóbr materialnych. Co do Boyle'a to podziwiam go szczerze. Musiało go to pozbycie się wszystkiego wiele kosztować. Nie uważam aby robił to dla sławy ani pieniędzy (przynajmniej tak to zrozumiałam czytając o nim) i zdecydowanie uważam, że każdy powinien żyć tak jak tego chce. Fakt, że coś jest inne niż ogólnie przyjęte normy postępowania nie znaczy od razu, że jest złe. Czytałam kiedyś o kobiecie, która mieszkała na drzewie. Julia Butterfly jeśli dobrze pamiętam.Chciała w ten sposób uchronić tysiącletnie drzewo przed ścięciem. Wiem, że na pewno wytrzymała bez zejścia na ziemię rok. Czy to zła postawa? Myślę, że nie. Ona po prostu tego chciała. Nie robiła nikomu krzywdy, a jej zachowanie przynosiło jej poczucie szczęścia i chyba to jest najważniejsze. Myślę, że trzeba mieć naprawdę silny charakter, żeby tak daleko podążyć za swoimi pragnieniami.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  17. Lubię wysnuć zdanie wiążące również dla mnie:

    "aby samemu stać się zmianą, którą chcemy zaobserwować na świecie"

    To słowa bardzo ważne dla mnie. Już głęboko przemyślane i stosowane nieudolnie w praktyce. Tym nie mniej są moim mottem.

    Trochę się zaniedbuję blogowo, ale goście, goście, goście....
    Wiesz jak to w Krakowie :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Bosa,
    ja także jestem często zmęczona powszechnością ślepego dążenia do posiadania i skażeniem materializmem. I może dlatego postać Marka w jakiś sposób mnie ujęła, choć nie twierdzę, że nie wzbudza też mojego niedowierzania, nieufności nawet. Czy to aby szczere? Czy to nie na pokaz? Dla rozgłosu? Dla kasy właśnie? I martwi mnie jednocześnie ta moja nieufność, bo okazuje się, że już nie jestem w stanie bez zastrzeżeń przyjmować tego typu deklaracji i nie dopatrywać się w nich podstępu. Podstępu w tym sensie, że ktoś chce zarobić na promocji takiego działania, takiej filozofii. Z drugiej strony działanie Marka wydaje mi się absurdem -- jeśli spojrzeć na cały kontekst, w jakim się ono odbywa: zmaterializowany świat, podporządkowany machinie pieniędzy i dążeniu do dobrobytu, gdzie jednocześnie ten dobrobyt staje się wyznacznikiem postępu cywilizacyjnego. Niemniej sądzę, że takie postawy jako manifestacja odmiennego poglądu, innego niż obowiązujący systemu wartości niesie ze sobą ważny przekaz i zmusza do chwili refleksji. Bo czy z tego działania Marka wyniknie coś konstruktywnego dla świata? Czy to coś zmieni? Jeśli tak, to jedynie na skalę kilku, kilkudziesięciu jednostek-zapaleńców.

    OdpowiedzUsuń
  19. Mota,
    z poczynań Marka głównie ta deklaracja ["aby samemu stać się zmianą, którą chcemy zaobserwować na świecie"] najmocniej do mnie przemawia, jako bodziec do przyjrzenia się sobie, do pracy nad sobą. Wierzę w to, że można coś dobrego (dla innych, dla siebie)zrobić w granicach swojego życia, trudno mi natomiast uwierzyć, że tacy zapaleńcy jak Mark zdołają zmienić świat i fundamenty, na których się opiera współczesna cywilizacja. I czy tylko współczesna? Czy materializm i chęć posiadania nie są wpisane w naszą ludzką naturę? Dążenia Marka są pokrzepiające i godne podziwu, ale czy nie będzie to kolejny głos wołającego na puszczy...

    OdpowiedzUsuń
  20. Zastanawialiśmy się także z Grzegorzem, czy dla Marka "ta przygoda" [eksperyment] nie jest przypadkiem formą ucieczki: nie tylko od materialistycznej, nastawionej na konsumpcjonizm kultury, ale też od własnych problemów, od zmęczenia pracą, od wypalenia zawodowego... kto wie. Jeśli tak, byłaby to ciekawa forma naładowania akumulatorów. :)

    OdpowiedzUsuń
  21. to chyba niezbyt dobry moment na mój komentarz, bo mam lekką złość na mężczyzn i dziś, ani jeszcze jutro żaden ich pomysł mnie nie zachwyci (jak by taki wysprzątał dom żonie to bym go tu wychwala, albo jak by miał w planach zostać Super Nianią dla swoich dzieci i dzieci sąsiadów :), ale gdybym na jego miejscu, tam na tym kamyku, obok przyczepy i starego namiotu zobaczyła kobietę, to bym pomyślała, że taka próba wyzbycia się materialistycznego życia może być całkiem przyjemna, oczyszczająca i niczym joga wyciszająca. Ale na krótko ... nie wierzę, że z takiego w pewnym sensie "żebrania" na dłuższą metę można odczuwać radość, spełnienie, po co mu to? Co chce tym udowodnić? Zarobić na książce? Bo na to wygląda ... Moim zdaniem to bardzo efemeryczne przedsięwzięcie i nie potrwa zbyt długo, ale absolutnie nie neguję go za to co robi. Każdy ma swój sposób na życie.
    Miłego, aczkolwiek znowu deszczowego dnia Jolu.

    OdpowiedzUsuń
  22. Virginio, widzę, że powinnam być zachwycona swoim mężem -- gotuje, zajmuje się Tatianką [ja mam tyle zaległości w pracy, że bez jego wsparcia nie dałabym rady]. ;-) Ale u nas czasem bywa na odwrót w stosunku do tego, co Ciebie irytuje: chciałabym móc mniej pracować, ale na razie nie mam wyjścia, bo ktoś musi. :) Zaciskam zęby i... do pracy. Czekam na lepsze czasy. Na uporanie się z naszym popowodziowym mieszkaniem, na to, aż mój mężczyzna je wyremontuje i zajmie się w końcu swoją działalnością. Bo teraz tylko ja się taką działalnością zajmuję. Mieliśmy kontynuować remont, ale znowu podtopiło nam nasze lokum. Będziemy je suszyć osuszaczami. Remont wstrzymany. Przeprowadzka wstrzymana. Stan zawieszenia trwa. Jedynie moje zlecenia się piętrzą. I narasta zmęczenie.

    A wracając do Marka, szanuję go za piękne poglądy, idealizm, poparty konkretnymi czynami. I chcę wierzyć, że to jest autentyczne. Nawet jeśli miałoby trwać przez chwilę.
    Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  23. Wczoraj przeczytałam Twojego posta i od wczoraj o tym myślę. Kiedyś wierzyłam, że można żyć bez pieniędzy (anarchistyczne ideały), ale teraz już nie wierzę. Do tego trzeba by zlikwidować całą ideę pieniądza na świecie. Wtedy może. Handel wymienny. Ale jeśli pieniądz gdziekolwiek istenieje, to niestety moim zdaniem się nie da.
    Słuszne jest stwierdzenie, że Mark jest młody i bez rodziny, dlatego może eksperymentować. Gdyby nie był sam - myślę, że byłoby to niemożliwe.
    A poza tym jedna istotna rzecz - od razu skojarzyłąm go sobie z książką i filmem Wszystko za życie o Chrisie, który zrobił dokładnie to samo, tylko uciekł na Alaskę. I dokładnie pamiętam, jaka była jego konkluzja po całym eksperymencie (choć niestety go nie przeżył): że nie ma sensu w byciu samemu, że każdy zachód słońca trzeba z kimś dzielić, bo inaczej nie pojmujemy w pełni jego piękna. Mark robi w tej chwili to samo - zrzesza ludzi, chce założyć farmę, na której będą tak żyli. A to z kolei prowadzi do "Niebiańskiej plaży" (która już jest fickją literacką) i konkluzji, że jeszcze nikomu się nie udało...
    Oczywiście - trzymam za niego kciuki i liczę, że mu się uda. I czekam na polski przekład książki. I nie sadzę, że musi to robić po coś, w jakimś celu - wyższym, czy niższym, jeśli tak mu dyktuje serce... niech idzie za jego głosem.

    Pozdrawiam Cię Jolanto...

    OdpowiedzUsuń
  24. Chciałabym tak zginąć, zapodziać się i żeby wszyscy o mnie zapomnieli :) zazdroszczę mu i ciekawe, co on robi na tym facebooku, blogu... jak bez kasy to i wszelkich dóbr... noo

    OdpowiedzUsuń
  25. Marpil, czytam Twoją wypowiedź – i łapię się na tym, że podążamy podobnym tropem myślowym. "Ale jeśli pieniądz gdziekolwiek istnieje, to niestety moim zdaniem się nie da". Szkoda. Bo mimo wszystko Mark obudził we mnie jakąś tęsknotę za innym, lepszym światem. Zainteresowała mnie książka, na którą się powołujesz: Wszystko za życie. Przeczytałam recenzję i jestem szalenie zaintrygowana. To autentyczna historia (tak wywnioskowałam z opisu książki) -- tym bardziej muszę ją poznać. Dziękuję za inspirację.


    Ja także pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  26. Margo, a ja... i chciałabym, i się boję. ;) Pociąga mnie idealizm Marka, a zniechęca do tej idei lęk przed biedą, niewygodą, lęk przed upadkiem na samo dno. Kiedy nie ma się z zobowiązań, można zaryzykować eksperyment, ale mając rodzinę... wydaje mi się to niewykonalne. A przynajmniej brzemienne w tragiczne skutki.

    Też sobie o tym myślałam. O tym laptopie, Facebooku i blogu. Ale z drugiej strony za pomocą tych narzędzi Mark ma szansę propagować swoją ideę. Robi to na miarę czasów, w jakich żyje. Podsumowując eksperyment Marka: i podziwiam, i nie dowierzam. Ale trzymam za niego kciuki. :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Tak, to prawdziwa historia, opisana przez Krakauera na podsatwie rozmów z rodzicami Chrisa, z jego siostrą i na podstawie jego pamiętnika. Później powstał film. Przejmujący obraz i wciągająca lektura. Polecam.

    OdpowiedzUsuń
  28. No nie wiem, może z tym, co mu robi zdjęcia świetnie się bawią, ech... Nie układa mi się to propagowanie, gdybym wyjechała w Bieszczady zgubić się, nic by mnie do internetu nie zagoniło... może po powrocie zrelacjonowałabym moje rozważania, wydała książkę... Grzegorz mnie zainspirował sektą, tym bardziej, że niedawno byłam na takim pogrzebie sektowym i gadali tak samo jak on... mnie tam zbytnie epatowanie takimi sprawami uwrażliwia i mówię sobie hamuj, hamuj... no tak tylko :*

    OdpowiedzUsuń
  29. Na pogrzebie sektowym... ojej.
    Przypomniałam sobie pewną grupę ludzi, artystów, dla których sztuka stała się życiem. Gdy mieszkałam w Olsztynie, często bywałam na ich spektaklach, zazwyczaj kreowanych w plenerze. To teatr Węgajty -- www.wegajty.pl. Artyści (to taki wielokulturowy tygiel;: Niemcy, Ukraina, Wielka Brytania, Białoruś, Polska) wykupili stare chałupy i przemianowali je na swoje atelier, w którym żyją i tworzą. Niesamowici ludzie. Część z nich to spadkobiercy Grotowskiego. Żyją na uboczu wielkiego świata, ubierają się w ciucholandach, noszą się dość ekscentrycznie, i początkowo w okolicy nazywano ich sektą. To był odbiór prostych ludzi, którzy nie rozumieli świata i mentalności tych artystów. Być może kojarzysz tych twórców, gdyż przy teatrze działa Schola Węgajty. Ze swoim repertuarem jeżdżą po całym świecie. Zresztą w Węgajtach odbywają się przedsięwzięcia o charakterze międzynarodowym. Ale ci ludzie zdają się być z innego świata. Żyją w swoistej komunie. Nie ma granicy między życiem i sztuką, te dwa wymiary zlały się w jedno. Oczywiście nie mogą się obejść bez pieniędzy, ale tutaj są one środkiem do celu: sztuki, a nie na odwrót. W każdym razie ta grupa ("sekta" artystów) skojarzyła mi się z poszukiwaniami przez Marka recepty na osiągnięcie wolności i szczęścia. Tyle że nie w całkowitym oderwaniu od pieniądza.

    OdpowiedzUsuń
  30. Pewnie, że znam, nawet tam byłam :) I to jest sposób na życie który mi bardzo odpowiada, dlatego do Markowego poszukiwania mam pewien dystans, a bardziej do tego w jaki sposób o tym pisze... no ale to ja :)

    OdpowiedzUsuń
  31. Szalenie mnie zaciekawiłaś tą postacią... Nietuzinkowa, nie przeczę, a jako że od dziecka cierpię na utopijne marzenie życia w komunie (mam na myśli jakąś neohipisowską grupę, ewentualnie Green Peace, etc), po cichu zazdroszczę każdemu kto może choćby częściowo uwolnić się od mamony. To głównie z tego powodu my z pape odcięliśmy się od świata, w miarę oczywiście naszych skromnych możliwości :)

    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Witaj, Anhelli.
    Przyznaję, że idea pociągająca – może dlatego, że tak oderwana od codzienności, prawda? Do mnie przemawia może nie tyle w aspekcie całkowitego odrzucenia pieniądza [nie wierzę w możliwość ziszczenia się tego postulatu], ile raczej jako pochwała minimalizmu.

    Ja także pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  33. Może inspirujące, ale czy realne?
    Wszystko pięknie, zobaczymy jak długo tak pożyje...

    OdpowiedzUsuń
  34. Bibi, ja tak naprawdę sekunduję Markowi. Oby jak najdłużej. :)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  35. Strasznie się cieszę, że zajrzałaś do mnie i zostawiłaś swój ślad! Dzięki temu jestem tu i rozglądam się jak dziecko w sklepie ze słodyczami :)

    I masz cytat z Williamsa, z mojej kultowej książki, ojej! Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  36. Niedzielko, dziękuję za odwiedziny. :) U Ciebie to dopiero jest pięknie. Podziwiam takie twórcze działania. ja chyba nie mam talentów manualnych, więc pozostaje mi jedynie patrzeć na prace innych i się zachwycać.
    Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  37. Lubię takie historie i zazdroszczę ludziom, że się zdobyli na coś takiego. Dla mnie byłaby to chyba okropnie trudna decyzja. Ale lubię takie eksperymenty. Kiedyś czytałam o angielskim dziennikarzu, który ze swoją rodziną przeszedł na ekologiczny tryb życia – bez prądu, bez chemii – np. mycie włosów samą wodą. Potem projekt jakiegoś dziennikarza, chyba też angielskiego, który przez kilka miesięcy odżywiał się tylko w McDonaldzie. Ciekawe…Choć łatwiej pewnie eksperymentować młodym ludziom bez zobowiązań, co zauważyli już przedmówcy. A tak na marginesie – życie bez pieniędzy – hm – za tę książkę pewnie coś dostanie …I to niemało…

    OdpowiedzUsuń
  38. be.el
    ja także podziwiam marka, mimo nuty sceptycyzmu, która wdarła się do moich wypowiedzi. Na pewno chce żyć świadomie, a nie poddawać się fali, na której płynie tłum.
    Zyski z książki mają być przeznaczone na zainwestowane w kupienie ziemi i stworzenie tzw. społeczności "Freeconomy community", w której ludzie będą mogli spróbować żyć bez pieniędzy. :)

    OdpowiedzUsuń
  39. Jezeli chcemy swiata bez pieniedzy, bez wojen glodu i przestepczosci... po prostu zmienmy nasz chory ustroj oparty na sztucznych ustaleniach kolesiostwa na taki ktory pozwoli ludzkosci isc do przodu.Swoja droga zamiast ladowac sie w przyczepe i oddawac pieniadze, pan Mark powinien dolaczyc do projektu venus, bo tylko ten projekt daje szanse zmiany tych rzeczy ktory dany pan tak znienawidzil :)
    Oczywiscie popieram jego forme protestu...aczkolwiek wole optymalne wykorzystanie technologii i uwolnienie czlowieka od plemiennych podzialow i zwyczajow ktore ciagna sie z nami przez te kilka tysiecy lat.

    Polecam :

    Zeitgeist Moving Forward PL

    film traktujacy o projekcie naprawienia naszego swiata i realnej ekonomii, nie ekonomi papierka o sztucznej wartosci :)
    Co stanie sie ze swiatem bez ropy naftowej ??
    czy barylka ropy dzieki ktorej pojezdzi swoj samochod ma taka sama wartosc jak 100 dolarow ? czy banknotem zatankujesz swoj samochod :P ?

    OdpowiedzUsuń
  40. życie bez pieniędzy jest możliwe wystarczy pooglądać programy przyrodnicze w afryce czy Ameryce południowej ludzie tak żyją od pokoleń.My ludzie internetu i materializmu nie możemy tego zrozumieć i zaakceptować, dlatego że zatraciliśmy wiedzę jak przeżyć bez zdobyczy cywilizacji. Niektórzy mówią a co zrobi jak będzie stary i chory nic nie zrobi umrze, ale mam wrażenie że jego 50 lat życia będzie dłuższe niż 100 lat moje, ja lecę przez życie takim pędem ze nie widzę tak wielu rzeczy.Może powinienem zwolnić, przystanąć przypatrzyć się dniu i światu, ludziom a 50 lat wyda się wiecznością.Może wtedy poczuje że żyje, może wystarczy mi jeden przyjaciel a nie całe stado że nie wiem kto jest prawdziwy a kto fałszywy.
    Wydaje się że ten eksperyment może mieć sens.Pozdrawiam i życzę świadomego istnienia.

    OdpowiedzUsuń
  41. Mnie do życia w bardzo ograniczonym zakresie pieniężnym zmusił obecny kryzys.Powiem więcej jestem jemu nawet za to wdzięczny a raczej tym,którzy do niego doprowadzili.Z chwilą nastania nowej polityki ekonomicznej w Polsce wziąłem sprawę w swoje ręce.A jakże był okres niezłej prosperity co spowodowało,że kupiłem sobie małą działeczkę i budowałem przez osiem lat niewielki mały domek / choć mogłem szybciej /.Cieszyło mnie to bardzo,domek z wewnetrznymi wyszystkimi mediami lecz bez zewnętrznych przyłączy.Czując postępujące zniewolenie ekonomiczne uczyłem się robić tylko to co konieczne by mieć z tej działalności dochody i to na poziomie normalnego wysiłku /bez pogoni jak szczur w systemie /.Dzisiaj kiedy już żaden interes nie spełnia moich potrzeb jestem bardzo spokojny i akceptuję swoją biedę i wystarczy mi tylko wysiłek na pracę by zapłacić roczny podatek od nieruchomości,na baterię do radia czy minitelewizorka /od czasu do czasu/ i zakupu tej żywności,która jest niezbędna/zapałki,mleko,czasem chleb,sól,przyprawy/,reszta za pomoc sąsiadom na roli.Czasem na zakup paliwa do agregatu prądotwórczego i wody pitnej/mycie,kąpiel - z deszczówki - zbiornik 2000 litrów /
    Jestem normalny i spokojny.Korzystam okazjonalnie z netu i prasy.
    Dla mnie to inny świat,przyjaźnie i mój wybór.
    Obecna rakotwórcza polityka w tym finansowa kraju nakazała mi bronić się w ten sposób.Polecam !Nie będę ratowałpracą państwo,które rozsiewa gangrenę czyli samozagładę !

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz. :-)