Cudzoziemka. Jest stąd i nie
jest stąd. Ci ludzie są jej zupełnie obcy, ale jest jedną z nich. Żyje w
tłumie, ale osobno. Ma walizkę, torebkę, płaszcz i parasolkę. Paszport i bilet
– na pociąg, na samolot, na statek. Bilet na
samotność... w jedną stronę. Ma ciężką walizkę wypełnioną demonami z
przeszłości. I lekki podręczny bagaż, niewielki, wygodny, do którego zapakowała
nadzieję. Jest jeszcze parasolka, jej drugie ja. Jej alter ego. „Nigdy nie
mam parasola, kiedy jest mi potrzebny, ale bardzo często wędruję z nim w jasne,
słoneczne dni” [s. 19]. Jest utkana z paradoksów. Jest Polką. Jest Żydówką.
Jest kobietą z przeszłością, ale bez dzieciństwa. Ma płaszcz. Kobieta w podróży
nie może obejść się bez płaszcza. Jest dziewczynką w czerwonym płaszczyku,
która rozpaczliwie próbuje znaleźć dla siebie schronienie przed gehenną.
Schronić się pod parasolem. Być niewidoczną. Jej podróż trwa. Nawet wtedy, gdy nie musi biec do
odjeżdżającego pociągu. Jest z Krakowa. Jest z Berlina. Jest z Monachium. Jest
z Wiednia.… Jest z getta. Jest dziewczynką w czerwonym płaszczyku… mimo że od
gehenny minęły lata. Ma męża i synka. Są „znowu w podróży [z Hiszpanii do Włoch] – jak zawsze z walizkami i torbami: całym
tułaczym dobytkiem. (…) Nasza nowa przyjaciółka potrafiła opowiadać niezwykle
interesujące historie. Słuchaliśmy jej zafascynowani. – Teraz państwa opuszczę.
Muszę się jeszcze wykłócić z kapitanem, żeby dał mi inną kabinę. Wyobraźcie
sobie państwo – dodała oburzona – na statku jest prawie dwa tysiące pasażerów,
i akurat ja muszę dzielić kabinę z Żydówką! Proszę to sobie wyobrazić! Ani
jednej nocy nie spędzę z tą kobietą! Wiecie państwo, jak strasznie Żydzi
śmierdzą! To naprawdę był błąd, że się ich wszystkich nie… W lodowatym milczeniu, które
zapada, spojrzeliśmy wzajemnie na siebie. Nagle w oczach damy błysnęła iskierka
zrozumienia” [s. 43]. Jest kobietą w czerwonym płaszczyku… która znowu
zapomniała parasola. Nie osłoni jej przed nienawiścią i głupotą. Miała
szczęście i nie miała szczęścia. Przeżyła. A mogła urodzić się w innym miejscu
i w innym czasie. Tak jak ciotka Amelia, o której matka Romy powie, że „miała
szczęście”, bo zmarła, zanim „przyszedł Hitler”. Albo jak dziadek, Samuel
Liebling, który zmarł na pół roku przed urodzinami najmłodszego syna. „Tak,
teraz pewnie powiecie, że mój dziadek był marzycielem, nieszczęśnikiem,
prawdziwym pechowcem. Jednak nie musiał już patrzeć na to, jak później Niemcy
spalili jego lokal, nie musiał oglądać tego, co zrobili z jego właścicielem i
rodziną. Również los żony i czterech synów został mu oszczędzony. I dlatego,
jak by powiedziała moja mama, Samuel Liebling był szczęśliwym człowiekiem”
[s. 62].
Ta książka jest jednym z takich rzadkich klejnotów. Jest jak róża. Poszczególne opowiadania to jej płatki – krótkie, miniaturowe, utkane z delikatnej i zwiewnej refleksji, którą przesycona jest narracja, a przy tym niepozbawione subtelnej ironii, humoru i dystansu, kiedy bohaterka – wrażliwa, dojrzała kobieta – opowiada o swojej przeszłości, o sobie, o bliskich jej osobach. Ale są też ciernie, które wyzierają spoza tragicznych wspomnień i stają się przyczyną neuroz i poczucia wyobcowania. Poszczególne opowiadania wtulają się jedno w drugie, układając się w wielowarstwową opowieść o potrzebie pogodzenia przeszłości i teraźniejszości, a co za tym idzie – o pragnieniu przezwyciężenia samotności i obłaskawienia ran, które mimo upływu czasu ciągle pozostają żywe.
Zabieram tę różę ze sobą. Spoglądam wzruszona na okładkę książki. Na kobietę w czerwonym płaszczu. Muszę jej podziękować, zanim zniknie za drzwiami pociągu, niosąc swoją walizkę i podręczny bagaż wypełniony nadzieją…
Podziwiam ludzi, którzy żyją z takim bagażem. Za nadzieję w walizce, za uchylanie serca...Podziwiam Romę - różę. :)
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się kiedyś nad fenomenem prozy Ligockiej. Trochę jak z Singerem? Sama nie wiem, ale dziewczynka w czerwonym płaszczyku na zawsze pozostanie mi w pamięci...
OdpowiedzUsuń...
OdpowiedzUsuńZaniemówiłam.
Różana metafora jest prześliczna, a cała recenzja ("recenzja"? To za ciasny termin dla tego, co napisałaś!) mnie zauroczyła.
Gdybym miała w domu "Kobietę w podróży" już mknęłabym z prędkością światła w stronę regału z książkami.
Dziękuję Ci!
Beatko,
OdpowiedzUsuńNivejko,
Lirael,
ja także jestem pod wielkim wrażeniem osobowości pani Romy i jej powieści. Przeczytałam na razie jedną książkę. Udało mi się na razie dotrzeć do dwóch: właśnie "Kobiety w podróży" i "Tylko ja sama". Miałam zabierać się za lekturę "Miasta ślepców" Saramago, ale idąc za ciosem, sięgnę jednak po książkę Ligockiej "Tylko ja sama". Nie są to być może utwory na miarę książek wielkich noblistów i tego nie oczekiwałam, ale powieść "Kobieta w podróży" oddziałała na mnie o wiele mocniej niż wiele książek wybitnych pisarzy. Przede wszystkim wyzwoliła we mnie bardzo silne emocje, może dlatego, że sama książka jest pozbawiona rozemocjonowania i histerii, które może wywoływać tematyka nawiązująca do holokaustu. Oczarowało mnie to, że autorkę mimo wszystko stać na optymizm, ironię i poczucie humoru. Poza tym urzekła mnie lekkość i refleksyjność narracji, właśnie taka subtelna i eteryczna jak płatki róży. Nie sposób czytać tej książki bez wzruszenia i oczarowania.
Pozdrawiam was ciepło. :)
Jola, dlaczego Ty tego nie publikujesz w czasopismach?
OdpowiedzUsuńwłaśnie, dlaczego? Jola na Prezydenta !!! :):):)
OdpowiedzUsuńTo nie jest zwyczajna recenzja, to obraz utkany z perfekcyjnie dobranych słów; poruszasz, wnikasz, wzruszasz ... uwielbiam Cię czytać !!!
p.s zakupię na pewno, to moja sfera prozy, moja wrażliwość, dziękuję.
Miłej niedzieli :)
Monika, szczerze mówiąc, nie zastanawiałam się nad tym. Żeby sobie móc pisać o swoich przemyśleniach, założyłam bloga*. Do samego pomysłu prowadzenia bloga początkowo podchodziłam sceptycznie. Ale przyznaję, że wciąga mnie to pisanie coraz bardziej. ;-)
OdpowiedzUsuń*używam formy 'bloga' w dopełniaczu i bierniku, mimo że w słowniku ort. jest podana forma 'blogu'; ponieważ redaguję książki informatyczne, wiele razy przypominano mi w redakcji, że jednak należy stosować formę używaną przez informatyków i obowiązującą jako uzus. Stąd bloga. :)
Virginia, tylko nie na prezydenta! ;-))) Oj, naszemu państwu groziłaby zapaść, gdyby znalazło się w rękach tak odrealnionej osoby jak ja. :)
OdpowiedzUsuńA za ciepłe słowa na temat "recenzji" bardzo, bardzo Ci dziękuję. Myślę, że ta proza może trafić do Twojej wrażliwości. Już teraz życzę Ci miłej lektury.
Jaka ciepła opowieść... Dobrze się przy niej ogrzać. Mam na myśli głównie Twój tekst, choć jest on pewnie zharmonizowany z Ligocką. Będę sobie tu wracała, jak mnie coś zmrozi. Tymczasem jestem wychłodzona wynurzeniami Veroniki Hegarty;)
OdpowiedzUsuńZnam: "Tylko ja sama" (chyba jednak powinnam odmienić - znam "Tyko ją samą" ?? Na wszelki wypadek dwukropek). To a propos kwestii poprawnościowych:))
Pozdrawiam.
To musi być dobra recenzja, skoro po jej przeczytaniu chcę od razu sięgnąć po "Kobietę w podróży"...
OdpowiedzUsuńTamaryszku, faktycznie, znam "Tylko ją samą" -- brzmi lepiej. :) W takim razie ja w pośpiechu w jednym w swoich komentarzy popełniłam niezręczność stylistyczną, pisząc: Udało mi się na razie dotrzeć do dwóch: właśnie "Kobiety w podróży" i "Tylko ja sama". Przepraszam.
OdpowiedzUsuńA jakie są Twoje wrażenia po lekturze powieści "Tylko ja sama"? :)
Malinconia, dziękuję za komentarz i za wizytę. Książkę oczywiście serdecznie polecam. :)
OdpowiedzUsuńLubię takie recenzje, a w odpowiedzi na prośbę zapraszam na http://haiku.tandemja.pl/ Pozdrawiam serdecznie, Ola
OdpowiedzUsuńOlu, dziękuję: i za ciepłe słowa, i za zaproszenie. :)
OdpowiedzUsuńLirael ma rację, "recenzja" to za ciasny termin dla tego, co napisałaś. Ja czuję, jakbym tę książkę przeczytała, a nawet nie miałam jej w ręce. Brawo!
OdpowiedzUsuńAgatoris, są takie książki, po przeczytaniu których nie jestem w stanie napisać typowej recenzji. Wtedy piszą się emocje -- same, i układają się w słowa wzruszenia, poruszenia, zachwytu i uniesienia, mimo że książka nie jest może na miarę Nobla. Ale potrafi tak oddziałać, że żadne nagrody nie są tego wrażenia warte.
OdpowiedzUsuńDodajmy do lektury film 'Lista Schindlera' -- bez tego kontekstu nie sposób czytać i przeżywać książki -- i skala wzruszeń jest nieprawdopodobna. Pozdrawiam. :)
Znam to uczucie, kiedy po domknięciu okładki nie sposób uspokoić myśli, bo one biegają tu i tam, jakby pod wpływem książkowego narkotyku.
OdpowiedzUsuńRoma Ligocka to utalentowana kuzynka równie utalentowanego Romana Polańskiego - jakim geniuszem musiał być ich przodek! Dobrze, że pisze, a lepiej było by, gdyby ludzie więcej czytali - może wtedy zrozumieliby lepiej, pełniej, co działo się te kilkadziesiąt la temu.
Pozdrawiam serdecznie!
[a jeśli będziesz jednak starać się o fotel prezydencki, to daj znać, zrobimy taką kampanię, że wszystkim oko zbieleje :-)]
To co piszesz to dla mnie opowieść o Tobie co pozostało w Tobie po lekturze...a to porównanie do róży...przeurocze i bardzo trafione. dzięki, wiem co teraz zacznę czytać!!Dzięki także za odwiedziny u mnie i rozwiązanie zagadki - mini niespodzianka czeka u mnie na bocznym pasku:)a zmiana bloga iście kobieca...podoba mi się:0 buziole!
OdpowiedzUsuńJoanno, to prawda. Trafnie ten szum emocji i myśli, otulający umysł tuż po lekturze książki, określiłaś. Postać Polańskiego [to moja hipoteza] pojawia się na kartkach książki w jednym z opowiadań. :)
OdpowiedzUsuńNa tę kampanię na prezydenta chyba się jednak nie dam skusić. :-))
Aga, dziękuję! Byłam u Ciebie i widziałam tę piękną zegarową niespodziankę. Wzruszyłam się podwójnie. :) Pozdrawiam pięknie.
OdpowiedzUsuńDoczekałam się :-)
OdpowiedzUsuńNie wiem tylko, czy teraz wziąć się za 'Kobietę w podróży', czy sto razy przeczytać to, co o tej książce napisałaś - czyli Recenzję (nie mylić z recenzją). Teraz nie wiem, czy bardziej lubię czytać prozę Ligockiej (a wiesz, ze bardzo lubię), czy Twojego bloga [zgodnie z uzusem :-)].
W każdym razie jak zaczniesz pisać do jakiegoś czasopisma, to daj znać - pierwsza chcę zamówić prenumeratę. Serdeczności.
jjon, dziękuję. Z pisaniem do czasopisma... nie wiem, czy do tego dojdzie. Na pewno przyjemnie się pisze, nie będąc pod presją, dla siebie, z potrzeby serca. Cieszy mnie, że od czasu do czasu mogę kogoś zainspirować swoją notką, tym bardziej że ja często znajduję inspirację na innych blogach. Pozdrawiam ciepło. :)
OdpowiedzUsuńWitam, dziękuję serdecznie za wizytę na moim blogu i interesujący komentarz, który dał mi do myślenia:) Jestem zachwycona ideą Waszego rodzinnego bloga - super pomysł:) Będę pilnie śledzic czytane przez Was książeczki, poszukując inspiracji. Napewno czeka Nas mnóstwo ciekawych rozmów o twórczości Llosy:):):)
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego bloga, będzie mi niezmiernie miło Cię Jolu czytać:)Pozdrawiam gorąco:)
Molly, cieszę się, że nas odwiedziłaś. Często do Ciebie zaglądam i czytam Twoje recenzje, tym bardziej że dotyczą książek znajdujących się w moich planach czytelniczych. W takim razie do "zobaczenia". :-)
OdpowiedzUsuńCudzoziemkę przeczytałam dwa razy, po pierwszym rzuciłam w kąt, chyba nie byłam w najlepszej formie, wróciłam do książki, po przeczytaniu recenzji u kogoś na blogu i było mi wstyd, że pozwalam emocjom zewnętrznym wpływać na ocenę tego, co się dzieje w danym czasie we mnie... a przecież w wielu obrazach widziałam siebie... dokładnie. Dziękuję Jolu za przypomnienie, bo w święta, potrzebuję właśnie tych chwil z Cudzoziemką.
OdpowiedzUsuńserdeczności
Margo, ja zachłysnęłam się całą Romą Ligocką. Jej osobowością, kruchością i siłą, wrażliwością i dojrzałością, bezbronnością i walką. Te sprzeczności widzę w jej prozie, one sprawiają, że książka pulsuje emocjami, chociaż one nie są wykrzyczane wprost. Właśnie zaczęłam czytać kolejną powieść ["Tylko ja sama"] i już jestem 'utopiona' w niej. Podoba mi się też malarstwo Ligockiej. Zamierzam dotrzeć do pisanych przez nią felietonów. Sama widzisz, jak na mnie działa słowo. Jak narkotyk. :)
OdpowiedzUsuńI bardzo mi się podoba, że mnie też wciągasz :)
OdpowiedzUsuńTo chyba oznaki literackiego wampiryzmu. ;-)
OdpowiedzUsuńPani Ligocka nie jest mi obca... Dzięki za odświeżenie pamięci, przydaje się Wiosną :) Przy nadarzającej się okazji, poszukam...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplutko, Jolu :)
Anhelli, dziękuję za pozdrowienia, za wizytę, za to, że zaglądasz do nas. Polecam Ci prozę Ligockiej. Nie wiem, czy to Twój typ wrażliwości, ale irracjonalnie czuję, że mogłabyś się z panią Romą porozumieć, że miałybyście wspólne tematy do rozmowy. Przeczytałam Twoją ostatnią, niezwykłą notatkę na Twoim blogu... i teraz wracam - bardzo powoli - do świata realnego. Masz nowy szablon, bardzo sensualistyczny. :)
OdpowiedzUsuńDawno nie kontemplowałam twórczości Romy, pora odkurzyć zaprzeszłości... Nie spiesz się, co by sobie oczek nie poranić. A szablon musiałam zmienić, bo poprzedni przestał mi działać... wszystko się jakoś poknociło. Mówi się trudno.
OdpowiedzUsuńTaaa... Pamiętam jak wzruszałam się przy "Znajomej z lustra". Wiele mnie łączy z Romą, chociażby syndrom Smutnej Pani, ale u mnie nie wzięła się ona z powojennej traumy, lecz z pustki, odcięcia od korzeni i braku prawdziwej rodziny. Jakie to szczęście, że w notce napisałam tylko 1/10 tego, co miałam do powiedzenia. Błagam, nie smutkuj pod wpływem moich słów. Po prostu pasowały mi w danej chwili, musiałam coś wyrzucić, o czymś nadmienić. Empatia jest piękną cechą, ale nie zawsze można dawać się pochłaniać sensualizmowi, bo zbytnie wczuwanie się w los drugiej osoby także może zniszczyć.
pozdrawiam serdecznie :)
Anhelli, odpowiedziałam na Twoim blogu. Dziękuję za piękną refleksję. :)
OdpowiedzUsuńKochani, czy nie macie problemów z otwieraniem naszego bloga (blogu)? Kilka osób mejlowo sygnalizowało mi, że jest problem z otwieraniem bloga, zwłaszcza ostatniego posta. Co może być przyczyną? Może to kwestia odpowiedniej przeglądarki. Ja korzystam z Firefoksa i jest OK. Pozdrawiam serdecznie. :)
OdpowiedzUsuńLubisz tą kobietę w podroży. Nie tak jak lubi się książkę, lubisz ją osobiście :) Co?
OdpowiedzUsuń*
Kraków jest magiczny. Najbardziej ze wszystkich innych miast. Tutaj dzieją się rzeczy niemożliwe. Tutaj fikcja literacka, krystalizuje się w rzeczywistość. Zimnie, stare mury przytulają i rozkochują.
Nie dziwię się, że tutaj powróciła i odnalazła przyjaciół.
Mota, rozszyfrowałaś mnie :), ale to lubienie Romy Ligockiej wzięło swój początek z książki. To jest pierwsza powieść tej autorki, którą przeczytałam, i teraz zabieram się za kolejną. Nie po kolei, bo "Tylko ja sama" powinna być czytana jako ostatnia, a jako pierwsza "Dziewczynka w czerwonym płaszczyku", ale nie mogę do niej dotrzeć. Ponoć na Allegro ceny "Dziewczynki...." są zawrotne...
OdpowiedzUsuńKraków... kiedyś pisałam u Ciebie na blogu, że to nasze magiczne miejsce. W Krakowie odbyło się nasze pierwsze spotkanie, a potem zaręczyny i ślub. Pozdrów od nas "Poezję smaku" :). Kraków ma niepowtarzalny mikroklimat i magię.
Cieszę, że blog nie sprawia Ci kłopotów. Kilka osób skarżyło się, że nie może otworzyć ostatniego posta.
Pozdrawiam ciepło i życzę dobrej nocy. :)
Nie zauważyłam żadnych problemów z otwieraniem... Jest miodzio :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Piękna recenzja :) Gratuluję zasłużonej nagrody za najlepszą recenzję :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo serdecznie. :-)
OdpowiedzUsuńgratuluję nagrody!!! :)
OdpowiedzUsuń