29 maja 2010

Z dziecięcego punktu widzenia. Spór o regionalizmy

Od liku lat mieszkam na Podbeskidziu. Administracyjnie region ten przynależy do Śląska, choć wielu górali reaguje oburzeniem na taką klasyfikację ["My som górole, a nie Ślązacy"]. Każdy region ma swoje osobliwości: zwyczaje, tradycje, kuchnię i gwarowe nawyki. Nagminnie używanym tutaj sformułowaniem jest wyraz "pole" w znaczeniu: podwórko, przestrzeń poza domem, plener. Zawsze bawiło mnie, gdy słyszałam to sformułowanie na ulicy, w autobusie, w sklepie itd. Początkowo nie bardzo wiedziałam, o co chodzi. Ale z czasem oswoiłam się z tym słowem, choć, broń Boże, sama go nie używam, aczkolwiek uważam je za dość zabawne i osobliwe. Reaguję nań tolerancyjnym uśmiechem i pobłażliwością, czym wszakże byłby region bez swoich charakterystycznych, przaśnych akcentów. Ale żeby go używać.. co to, to nie.

Aż tu któregoś dnia pojawiło się ono w moim własnym domu. I to w wersji karykaturalnie zdrobnionej: polko. Nie mogłam uwierzyć. W przedszkolu wszystkie panie mówią nie "podwórko", tylko "pole", a wręcz "polko", bo jak inaczej zwracać się do dzieci. "Idziemy na polko", "Dziś byliśmy na polku" itd. Nie uważam się za purystkę, ale instynktownie i odruchowo próbowałam poprawiać naszą córcię, serwując jej bardziej literackie warianty.
– Nie na polko. Na podwórko.
– Na polko – powtarza uparcie Tatianka, zniesmaczona moimi interwencjami.
Widocznie autorytet pań z przedszkola jest w tej kwestii nie do podważenia.
Za jakiś czas próbuję znowu:
– Tatianko, nie mówimy "polko", tylko "podwórko", "plac zabaw" – próbuję zdobyć się na kreatywność i skierować uwagę Tatianki na inne aspekty terenu okalającego przedszkole.
– Nie, mamo, dziś byliśmy na polku –  Tatianka nie tylko mnie poprawiła, ale podniosła do góry palec w geście oznaczającym: posłuchaj uważnie, może się czegoś mądrego nauczysz.
No i mam dylemat. Poprawiać czy nie? Dziecko samo się kiedyś nauczy? A może po prostu zaakceptować ten wyraz z szacunku dla językowego dorobku regionu, w którym mieszkam?

źródło zdjęcia 

36 komentarzy:

  1. Oj, ja jestem z Krakowa i u nas się mówi "na pole" - nie widzę w tym nic złego. "Na polko" również u nas występuje (takie typowo krakowskie, wszak sporo zdrobnień używamy ; )) Zresztą to nie jest błąd, tylko właśnie regionalizm. Nie widzę sensu poprawiania dziecka - owszem, w pewnym momencie dobrze jest wyjaśnić, że nie wszyscy mówią "na pole", ale poprawiać? ; ) Analogicznie jest na przykład z jagodami i borówkami xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Na pole, na pole ;)
    a na pojemnik na chleb to jak mówicie: chlebak czy chlebownik...? ;)
    Regionalizm nie jest błędem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jolu, a jak u was się mówi na przyrząd do ostrzenia kredek? Słyszałam różne cudaczne nazwy. U mnie jest to ostrzytko - słownik podkreśla jako błąd :) lub temperówka.

    OdpowiedzUsuń
  4. @ owarinaiyume
    Moje obiekcje wynikają zapewne z tego, że dotąd nie oswoiłam się z tym słowem na tyle, by traktować je jako coś naturalnego. Zawsze kojarzy mi się z polem uprawnym. I może stąd mój odruchowy pociąg do eliminowania tego sformułowania z Tatiankowego słownika [jeśli jest ono używane w znaczeniu "podwórka"]. :) Nie wiedziałam, że w Krakowie też mówią "pole" w tym kontekście. :)

    @ Olu
    u nas w domu mówiło się chlebiarka. :-))) Znasz taką wersję?

    @ Agatoris
    Ostrzytko? Urocze. Brzmi jak 'kopytko'. Nie znam tej opcji. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. zabawne:) W mojej rodzinie uzywa się wielu okresleń przy opuszczaniu domu:) Pole jest bardzo popularne, moja babcia Krakowianka nim zaraziła. Natomiast co powiesz na zdanie - Wyjśc na dwór. Tak mówia krewni ze strony taty, których genealogiczne korzenie siegaja Prus Wschodnich . Co za nonszalancja, prawda...chodzic po dworze, W tym ujeciu mogę byc Panią Dworu:))

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja całe życie mieszkam w Rzeszowie i tylko i wyłącznie mówiono u mnie i ja mówiłam, będąc dzieckiem: idę na pole - w znaczeniu na podwórko pobawić się. Też nie widzę w tym nic dziwnego. W życiu nie powiedziałabym np. idę na dwór. Choć i taka wersję wielokrotnie słyszałam.
    Na chlebak mówię chlebak. ;) A na temperówkę zamiennie zastrugiwaczka. ;))

    OdpowiedzUsuń
  7. Pewnie, że w Krakowie mówi się "wyjść na pole" ;) A mieszkając tu od zawsze, ja też tak mówię i nie zamierzam się oduczać.

    OdpowiedzUsuń
  8. To ja, jako szara eminencja z Pyrlandii, dodam, że gdy byłam mała to wychodziłam na dwór (i poniekąd tak mi zostało), choć z racji tego, że dziadek to gorol jakby, to na polu też bywałam, choć rzadziej...
    Osobiście bardzo lubię regionalizmy, i sporo prac o nich pisałam przez pierwsze trzy lata studiów ;) I dobrze byłoby, gdyby nie znikły z języka...
    A w domu były i pyrki, i szneki, i ryczki, i inne takie ładne słówka ;)
    Na temperówkę mama mówiła ostrzytko, gdy posyłała mnie do przedszkola :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Odzywa się istota spod Lublina. Tutaj mówi się "wyjść na dwór" i dopiero dzięki forom natknęłam się na regionalizmy. Na początku musiałam się naprawdę pilnować, bo u mnie na pole to się szło z grackami chwasty pielić. ^^
    Słyszałam inne określenie temperówki - strugaczka.

    Zresztą sposób w jaki mówimy wydaje się nam normalny i właściwy, do czasu spotkania osoby z innego regionu. Tak zostałam oświecona, że "przechódź" (w sensie przechodź, przejdź) nie jest tak powszechnym sformułowaniem.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja również znałam tylko "na pole". Nawet pamiętam sobie, gdy któregoś dnia wprowadziła się do mojego blogu koleżanka (z Radomia) i zapytała czy wyjdę "na dwór". Pamiętam moje zdziwienie: Jaki dwór???? Dwór to się mi kojarzył z pałacem, damami, orszakami i takie tam...:)
    Co kraj to obyczaj:))))

    OdpowiedzUsuń
  11. Mama mamą, ale w pewnym wieku to pani z przedszkola jest autorytetem. I to co mówi jest niemalże święte;)
    A tak przy okazji...
    Przeprowadziłam się na pomorze z centralnej polski. Por był u nas porem i w sklepie prosiło się o para. Kiedyś stojąc w kolejce w warzywniaku usłyszałam jak pewna pani prosi o dwie pory. Nie poprawiłam bo nie wypada, a z drugiej strony jaka mogłam mieć pewność, że nie ma racji?
    Po powrocie do domu rzuciłam się na słownik. I jak byk stało por rodzaj męski;)
    Przyzwyczaiłam siei już mnie to nie dziwi, ale sama mówię po staremu;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Chlebiarki nie znałam :)
    Bardziej kojarzy mi się z czymś do produkowania chleba, do wyrobu, urządzeniem, działaniem (-arka: kosiarka, pralka, zamrażarka, obrabiarka...).

    eeech:) takie już uroki naszej polszczyzny...

    OdpowiedzUsuń
  13. @ Magda
    U nas zawsze mówiło się 'na dwór'. W książkach również dominuje ta forma, nie spotkałam się ze słowem "pole' w tym znaczeniu w żadnej powieści.

    W słowniku języka polskiego mamy takie wyjaśnienie:
    dwór m IV, D. dworu 1. posiadłość ziemska: Mieszkać, pracować we dworze. 2. rodzina królewska lub magnacka wraz ze służbą: Dwór królewski, francuski. 3. przestrzeń otaczająca dom · Używane tylko z przyimkami. Np.: Dzieci wyszły na dwór. Chłopiec przybiegł z dworu bardzo głodny. Zimno na dworze. Biegać po dworze...
    Czyli jednak forma "dwór" byłaby tą ogólnopolską. :-)

    @ Matylda_ab
    Matylda, są widocznie rejony (regiony), gdzie użycie sformułowania 'pole' jest tak mocno zakorzenione w świadomości językowej, że inna forma nie pasuje i już. Dla mnie, przyzwyczajonej do "podwórka", 'pole" długo brzmiało egzotycznie. :)

    @ Ultramaryna
    Zaczynam powoli osłuchiwać się z tym słowem; podsumowuję Wasze wypowiedzi i widzę, że większość preferuje stosowanie formy 'pole'. Czyli coś jest na rzeczy.

    @ Malutka
    Wygląda na to, że na wschodzie podwórza są formą powszechną. Ja pochodzę z Podlasia. Regionalizmów nie krytykuję, są urocze, lubię je w wydaniu tubylców. Tutaj, w Bielsku, dużo ludzi mówi np. schow (zamiast schowaj), schowię [schowam], trzym [trzymaj], trzymię [trzymam]... itd. Ma to swój urok, ale sama nie potrafię tak mówić i chyba wolę wersję ogólnopolską. :-)

    OdpowiedzUsuń
  14. @ Agna
    To prawda. Nawet jeśli używamy formy nieogólnopolskiej, tylko gwarowej, ona wydaje się nam najwłaściwsza. Zrosła się z naszą świadomością, językiem, myśleniem i wszystkie inne wydają się dziwaczne.
    Czytam, że jesteś z tych, co to chodzą na dwór. ;-)) Nie czuję się już taka osamotniona. ;-)


    @ Ida, zaczynam wierzyć w teorię [swoją], że południe Polski mówi "na pole", północ -- "na dwór". :) U mnie było odwrotnie: ja nie mogłam się oswoić z formą 'pole', długo to trwało. Teraz przynajmniej się nie uśmiecham na dźwięk tego wyrazu, bo dawniej, gdy go słyszałam, natychmiast widziałam oczyma wyobraźni pole uprawne i siebie między grządkami upraw. ;-))

    @ Nivejka
    Dwie pory -- to zupełna nowość. :-)
    Oj, tak, pani wychowawczyni jest czasami ważniejsza niż mama i tata. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  15. Olu, teraz, gdy się na tym zastanawiam, dochodzę do podobnych wniosków. Ta końcówka -arka jest wymowna. Ale chlebak kojarzy mi się jedynie z torbą [«torba z nieprzemakalnego płótna lub ze skóry, z paskiem» SJP PWN]. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. U nas to się nazywa 'chlebownik' :) Ale spotkałam się z określeniami 'chlebak' właśnie na pojemnik na chleb.
    Ale takich wyrażeń i słów jest bardzo dużo.

    OdpowiedzUsuń
  17. U nas (trochę wyżej niż Ty mieszkamy) mówi się "idymy na dwór" i bynajmniej my nie północ, więc to chyba zbyt duże uproszczenie.

    Ja bym jej nie poprawiała. Choć o ile z formą "idzemy na pole" jeszcze bym się pogodziła, o tyle forma "idziemy na polko" by mnie uwierała, bo brzmi upupiająco (właśnie pani z przedszkola mogła takie zdrobnienie wymyślić).

    Swoją drogą, ja do szkoły poszłam z gwarą na ustach. A teraz potrafię mówić i po śląsku, i przestawić się na polszczyznę bez akcentów. Na studiach znajomość gwary była przydatna niezwykle na gramatykach (historycznej czy na scs).

    OdpowiedzUsuń
  18. @ Olu
    To prawda, takich tworów językowych jest wiele. Ale one stanowią o specyfice danego regionu. Dobrze, że są. :)

    @ Monika
    No to chyba faktycznie mój podział jest sporym nadużyciem. :) "Idymy na dwór" – to już brzmi typowo po śląsku; brat mojego męża, góral, też tak mówi. Już się do tych niuansów przyzwyczaiłam, i nawet mnie one aż tak nie śmieszą i nie dziwią, a raczej fascynują. Wujek męża, wykształcony duchowny, wykładowca na wyższej uczelni, autor publikacji z liturgiki, człowiek znający języki obce, używa niektórych regionalizmów [schowię, trzymię], i zawsze, kiedy z nim rozmawiam, mnie to szalenie rozczula. To ma swój urok. :)
    Ale 'polko' do mnie nie przemawia. Może potrzebuję więcej czasu, żeby z tym 'polkiem' się zaprzyjaźnić. :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja, z mamy Wielkopolanka, z taty Mazowszanka, uczona byłam jednak "wychodzić na dwór" i do dziś na dwór owy chadzam - pole to pole, w życiu z podwórkiem mi się nie skojarzy;) Regionalizmy doceniam, owszem, jednak trzymam się tych z dzieciństwa wyuczonych.

    Co do autorytetów, o których wspominają osóbki powyżej, mimo iż córcia ma trzeci już rok w przedszkolu spędza, autorytet uznaje tylko jeden - mamę:]

    Pozdrawiam serdecznie!:)

    OdpowiedzUsuń
  20. Rozumiem problem z polem. Mieszkam w Sopocie i pochodzę z Krakowa. Właściwie więc, wychodzę na plażę. I po problemie.

    OdpowiedzUsuń
  21. Litero
    Ja podobnie – u nas zawsze mówiło się pójść na dwór, na podwórko. Szczerze mówiąc, po raz pierwszy z formą "pole" w znaczeniu podwórza spotkałam się tutaj, na Podbeskidziu. :)
    Co do autorytetów, panie w przedszkolu są tak świetne, że wcale mnie nie dziwi to zapatrzenie mojej córci w swoją wychowawczynię. Podejrzewam, że skoro wszyscy wokół mówią "polko" – i panie w przedszkolu, chyba co do jednej, i dzieci – moje "podwórze" siłą rzeczy przestaje być wiarygodne w jej odczuciu. :-)

    OdpowiedzUsuń
  22. Wojtku, w Sopocie faktycznie niewyobrażalne jest wyjście na pole. ;-) A tej plaży przed domem bardzo Ci zazdroszczę. :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Pani w przedszkolu to często pierwszy poważny autorytet poza rodzicami. Ale jeszcze ważniejsza robi się grupa rówieśników. Takie były moje obserwacje. Córeczka po prostu mówi tak, jak reszta dzieci w grupie. Raczej trudno z tym wygrać. Najlepiej pewnie byłoby dać jej możliwość wybrania, jak chce mówić a w domu samemu używać konsekwentnie słów 'domowych'. Łatwo nie jest :)

    U mnie w domu mówiło się "idę na dwór". U mojego męża mówiło się "idę na pole". Wybrnęliśmy z tego ustalając, że my i nasze przyszłe dzieci będziemy wychodzić "na zewnątrz" :D I już od prawie 20 lat tam wychodzimy :DDD

    A na temprówkę spotkałam się z takimi określeniami - ostrzałka, ostrzynka, strugaczka.

    OdpowiedzUsuń
  24. Jak wracałam od babci, spod Śnieżnicy, mówiłam pole i inne takie, podobało mi się i mówiłam długo długo, z czasem wiedziałam już, co i kiedy powiedzieć :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Niedzielko, mam podobne spostrzeżenia: moja córka mówi nie tylko polko, a taka forma dominuje wśród dzieci, ale też "zrobiłem" itp., gdyż w grupie jest więcej chłopców [mam wrażenie, że ona bawi się raczej z chłopcami, z dziewczynkami rzadziej].
    A jednak chodzicie "na dwór", tak jak u nas się mówiło. :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Margo, to trochę tak schizofrenicznie. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  27. Wiem wiem, ale mam się dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  28. my też chodzimy "na pole" ... tylko tak sobie myślę, że nie jest to błędem bo my mamy pole :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Jako dziecko wiele razy wakacje spedzalam w Beskidach u wujka i pamietam, ze slowo "pole" w odniesieniu do podworka dziwilo mnie, smieszylo a potem wchodzi w krew. Po powrocie do domu jeszcze jakis czas wlasnie tak okreslalam podwÓrko. Natomiast innym dla mnie smiesznym slowek, tylko juz rodem z Wielkopolski bylo okreslenie ziemniaka "pyra". Kazdy region ma swoja gware, przyzwyczajenia i okreslenia. Swoja charakterystyczna mowe. Mnie osobiscie nie przeszkadza, gdy moj kolega ze Slaska zamiast spytac " gdzie?" pyta "Kaj?". To ma nawet swoj urok. jesli moge wyrazic wlasne zdanie co do Tatianki, to wydaje mi sie, ze w jej wieku pani w przedszkolu jest najwyzszym autorytetem (przechodzilam to) i chyba lepiej pozwolic jej mowic "pole", samemu zwracajac sie do niej poprawniej. A jak bedzie wieksza, sama zauwazy roznice i moze sama bedzie chciala zmienic ten nawyk o ile taka zmiana bedzie jej potrzebna....Pozdrawiam cie Jolu.

    OdpowiedzUsuń
  30. Kasiu, czyli "pole"-podwórze nie jest Ci obce. :-) Gdybyś słyszała, z jaką estymą wymawia je moja córeczka, i to jeszcze w formie zdrobnienia. Myślę podobnie do Ciebie: nie poprawiam już na inną formę, ale sama używam wariantu ogólnopolskiego. na razie nie da się wytłumaczyć takiej czterolatce [prawie], na czym polegają niuanse językowe, co to jest gwara, a co to jest polszczyzna ogólnopolska czy literacka. :-) Wierzę, że sama z czasem uchwyci te subtelności. :)

    OdpowiedzUsuń
  31. W Beskidzie Wyspowym słowa "Pole" używa się bardzo często, to już jest wpisane w ten teren po prostu. "Na dwór" zawsze brzmiało mi obco i gdy nauczycielka mówiła do mnie "Marcinie- na dwór" ja odpowiadałem "Nie, na pole." Dwór- to brzmi zbyt wzniośle, wszak nie mam dworu, żeby nań wychodzić, lecz pole :D

    Na temperówkę u nas mówi się "strugaczka".

    OdpowiedzUsuń
  32. Marcccinie, zauważyłam. :) Mieszkańcy Podbeskidzia namiętnie używają tego sławetnego zwrotu. Zaczynam go lubić, oswajać go, zwłaszcza gdy słyszę, jak uroczo brzmi w wypowiedziach mojej córci. Na razie nie poprawiam nachalnie i na siłę, ale sama stosuję właśnie zwrot 'podwórze' [ew. podwórko]. Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  33. Pochodzę z woj :opolskiego i u mnie (pole , czy dwór ) to mówi się podwórek :) Sonia

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz. :-)