29 stycznia 2010

Kwiatowe księżniczki. Książki z morałem


Na stole od dłuższego czasu piętrzy się stosik książek, które kuszą mnie zaproszeniem do lektury. Tylko kiedy znaleźć czas na te wszystkie literackie odyseje... Z zazdrością spoglądam na mężczyznę mojego życia, który pochłania książki w zastraszającym tempie. Ale on może czytać wszędzie, a ja nie potrafię zatracić się w lekturze, nie mając do tego natchnienia i właściwej atmosfery. I przede wszystkim spokoju. Intymności. Grzegorz czyta przy jedzeniu (wiem, karygodny nawyk), bawiąc się z Tatianką (nie mam pojęcia, jak mu się to udaje, ale jakimś znanym mu tylko sposobem jest w stanie połączyć te dwie przyjemności), gotując obiad (w przerwach między kolejnymi etapami przygotowywania posiłku), w toalecie, a nawet podczas snu. To ostatnie osiągnięcie przywołuję trochę na zasadzie anegdotki; nie dalej jak wczoraj późnym wieczorem, gdy próbowałam nadrobić zaległości w swojej redakcyjnej pracy, Grzegorz rozłożył się na podłodze z kolejną książką („Zaułki Edenu” Roberta Olena Butlera – już finiszuje, a ja ciągle tkwię przed półmetkiem „Galerii potworów” Osieckiej), by oddać się swej czytelniczej namiętności. W pewnym momencie dobiegł do mych uszu charakterystyczny odgłos; moja druga połowa pogrążyła  się w słodkim śnie, błogo pochrapując. Nie wiem, co mu się przez tych kilka minut śniło, ale w pewnym momencie mój mąż ocknął się, zerwał z podłogi, zwracając się do mnie tymi oto słowy:
–  Rewelacyjna książka, naprawdę kapitalna…
Tak mnie to rozbawiło, że długo jeszcze krztusiłam się ze śmiechu.
Nic nie jest w stanie oderwać mojego męża od książki, nawet wieczorna drzemka.
A wracając do moich nawarstwiających się ostatnimi czasy zaległości czytelniczych, wynikają one po części z tego, że odkąd zostałam mamą, cały swój wolny czas poświęcam córeczce. Jeśli czytam, to książki dla niej. Czasem, kiedy udaje mi się na chwilę zaszyć gdzieś w kąciku z „moją” książką w ręku, Tatiana nie pozwala mi się rozkoszować lekturą. Natychmiast interweniuje, przynosząc swoją książkę i zachęcając mnie do głośnego czytania. To samo wieczorem. 
Ostatnio zatem zaczytuję się regularnie w książkach dla dzieci. Stąd moja kolejna propozycja czytelnicza – dla małych dziewczynek, tym razem z cyklu Kwiatowe księżniczki: „Księżniczka Stokrotka”, „Księżniczka Dzwoneczek”, "Księżniczka Różyczka", "Księżniczka Lilijka" (wydawnictwo Debit). 

 Są to książeczki z przesłaniem, każda ilustruje inny morał: "Dzwoneczek" – ukazuje przykre skutki samolubstwa  i egoizmu, "Stokrotka" – przekonuje, że w imię przyjaźni warto pamiętać o swoich zobowiązaniach i być odpowiedzialnym, "Różyczka" – podejmuje próbę uświadomienia, że nieśmiałość jest przyczyną samotności i że warto ją przełamać, by zyskać grono przyjaciół, oraz "Lilijka" – która pokazuje, że przyjaźń warta jest pewnych wyrzeczeń, a dobrej zabawy nie zastąpi nawet najpiękniejsza, biała jak lilijka sukienka. W biblioteczce Tatianki znajdują się dwie pozycje z tej serii: "Księżniczka Dzwoneczek" i "Księżniczka Stokrotka". Niemniej obserwując, z jaką uwagą Tatiana wsłuchuje się w treść lektury,  pomyślałam, że przy najbliższej okazji zaopatrzymy się w pozostałe części z tej serii. 


Kwiatowe księżniczki: „Księżniczka Stokrotka”, „Księżniczka Dzwoneczek”, "Księżniczka Różyczka", "Księżniczka Lilijka", opracowanie tekstu Patrycja Zarawska, ilustracje Amanda Gulliwer, wydawnictwo Debit

4 komentarze:

  1. To musi być fajne. Marcie na pewno by się spodobało. Poszukam w bibliotece:)

    OdpowiedzUsuń
  2. To są bardzo proste, krótkie opowiastki, adresowane do 3-, 4-, najwyżej 5-letnich dziewczynek. W każdym razie nasza Tatianka je lubi. :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytając o serii "kwiatowej" przypomniał mi się jeden z moich ukochanych filmów "Masz wiadomość" i seria książeczek o butach: baletki, wrotki... Urocze. Mocno pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedyś oglądałam ten film: te motywy, o których piszesz, pamiętam jak przez mgłę... ale będę musiała sobie tę opowieść odświeżyć. :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz. :-)