„Samotni strażnicykamiennej wieżystarają się nie pamiętaćo równie kamienno-samotnych miastach”...(Tadeusz Żurawek, Wielka Sowa)
Wierzę, że każde góry, niezależnie od lokalizacji i wysokości, mają swojego niepowtarzalnego ducha, specyficzny dla siebie klimat. Co prawda z Beskidów do Gór Sowich jest kawałek, jednak w Góry Sowie mogę powędrować choćby zaraz, biorąc do ręki niewielki tomik – Pobocza Tadeusza Żurawka, czwartego strażnika Kamiennej Wieży, poety zrośniętego z Górami Sowimi i z Wielką Sową, czemu daje wyraz w swojej poezji. Czytając wiersze z tomiku Pobocza, odnoszę wrażenie, że zostały one osnute wokół antynomii: natura — cywilizacja, góry — miejska dżungla, odsłaniając głębszy wymiar tej znaczeniowej opozycji: poczucie zniewolenia — wolność, fałsz — prawda, iluzja — deziluzja, „pobocza” — „inne bardziej (...) kolorowe światy”, które
„zawsze gdzieś obok nas
kłębią się zapraszająco”...
Te inne, kolorowe światy — jako antyteza czystego piękna gór i natury — ucieleśniają pustkę pozorów, iluzję, ale też entropię, rozpad wartości:
„gdy zbliżyć się
i wśród nich choćby
na krótko pomieszkać
to ze zdziwieniem dostrzegamy
iż one znowu nie tak
kolorowe jak nam się
na początku zdawało”...
Motyw iluzji i deziluzji powraca w kolejnych wierszach, na przykład w utworze Listopad 2000:
„Ostatnimi czasycoraz rzadziej zaglądamdo kiosku z kolorowymi gazetaminie jestem w stanie ogarnąć iwchłonąć tych wszystkichnapiętnowanych popularnością twarzy
(...)
skaczą mi wprost do oczu
porady na każdą porę roku
(...)
konfiguracja zaiste to przedziwna
podlana na dodatek sosem
krzykliwej reklamy”...
Gdzie zatem można odnaleźć siebie? Odnaleźć szczęście? Spełnienie?
W Poboczach dostrzegam co najmniej kilka odpowiedzi na to pytanie.
A zatem: w wędrówce (górskim zboczem):
„szedłem przez ciemnych
pól rozstaje
(...)
i gdzieniegdzie
górskie zbocza
śnieg porastał
lekko mi było w sercu i na głowie”...
(***szedłem przez ciemnych pól rozstaje)
W słowie poetyckim (Miałem zbudować dom):
„domy bywają zburzone
drzewa bywają ścięte
potomkowie bywają niewdzięczni
zawierzyłem słowu”
W pięknie natury:
„Nie wie nic o miastach
choć widziała ludzi
ta płochliwa sarna
plamka u wrót lasu”
I bez wątpienia w miłości:
„i tak niewiele trzeba abyś znów
uwierzyła w te małe cuda które
raz po raz stają na drodze
(...)
tylko musimy odkryć i zapamiętać
prawdziwe imię własnej duszy
i mocno wierzyć w to że serca
przepełnione miłością są słupami
na których wznosi się niebo”...
(*** Zaśpiewam ci pieśń)
W poezji, którą przepełnia zapatrzenie w magię gór, w piękno natury, nie może zabraknąć aniołów:
„zimą na górskie pastwiska
schodzą aniołowie
(...)
bruzdami nieba schodzą aniołowie
w sinych gwiazd czeredzie
w zimową barbarię
(Abrazja)
Znakami rozpoznawczymi Poboczy — trzeciego tomiku poetyckiego Tadeusza Żurawka (Iluminacje 1990, Wiersze 1991) — są takie cechy, jak miniaturowa, lapidarna forma, prostota języka, niedopowiedzenia i paraboliczny, filozoficzny charakter. Zapraszam do wędrówki po Górach Sowich szlakiem tej poezji. Myślę, że warto.
Tadeusz Żurawek, Pobocza, Wielka Sowa – Pieszyce 2008
--------------------------------------------------
I jeszcze kilka moich ulubionych przypowieści Tadeusza Żurawka
--------------------------------------------------
I jeszcze kilka moich ulubionych przypowieści Tadeusza Żurawka
Przypowieść o meblu I
Ta rzecz
nazywa się szafa
szafa służy do
zawieszania twoich sukienek
i położenia jego ubrań
ona naprawdę nie jest
po to abyś w jej brzuchu
upychała dzieci
gdy on jak zwykle wieczorem
wkracza zataczając się
w ring domu
Przypowieść o meblu II
Stół nie lubi
żeby go nagle
pięścią w grzbiet
uderzać i krzyku
nie znosi nad
czterema rogami
Stół lubi żeby
po nim krzątały się
sztućce i talerze
lub w ciszę wychylone
wasze ciepłe ręce
Przypowieść o meblu IIILustro od dawna
nie przeglądało się
w waszych uśmiechniętych
twarzach skrzywione porannym
grymasem i nadęte
wieczorną pozą
Lustro coraz
częściej marzy by
spojrzeć w oczy podłodze
nieuniknione przy tym jest
siedem lat nieszczęścia
Kamienna Wieża na Wielkiej Sowie (dwa pierwsze zdjęcia)
Świetna recenzja:) Ja jestem raczej prozolubna... wiersze, owszem, przeczytam, ale wolę pisac o powieściach. CHoć, co ciekawe, mgr pisałam z Koehlera:)
OdpowiedzUsuńJa z kolei pisałam magisterkę z poezji, żeby było mało – transcendentalnej. ;-) To były czasy. Ale prozę zawsze kochałam, równie jak poezję. Dziękuję za wizytę. Pozdrawiam o poranku.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńBardzo przytulne miejsce. I ładne graficznie:) Na pewno będę zaglądać. Przypowieści o meblach ukłuły mnie w serce. To znaczy, że trafiły...
Pozdrawiam
Dziękuję za odwiedziny i za miłe słowa. Pozdrawiam. :-)
OdpowiedzUsuńŁadne to, choć smutnie prawdziwe. I to piszę ja, takoż prozolubny :)
OdpowiedzUsuńPięknie tu, to prawda... I "Przypowieść o meblu II" taka piękna, jeśli się tylko wysłucha pragnień stołu...
OdpowiedzUsuń