Wszelka radość obecna na świecie
Bierze się ze szczęścia, którego życzymy innym.
Wszelkie cierpienie obecne na świecie
Bierze się ze szczęścia, którego życzymy sobie.
SzantidewaAltruizm jest dla mnie jedną z postaw, którą cenię sobie najbardziej. Jest to wartość, która stanowi fundament wielu systemów filozoficznych i religijnych, kojarząc mi się przede wszystkim z buddyzmem i filozofią Dalajlamy, ujmującego mnie swoim dziecięcym, ciepłym uśmiechem, odzwierciedlającym jego wewnętrzne światło. Oczywiście nasza latorośl nie ma pojęcia, że istnieje ktoś taki jak Dalajlama, i zapewne miałaby spore trudności z wyartykułowaniem jego imienia (nazwiska?), ale za to poznała innego bohatera, dla którego, podobnie jak dla tybetańskiego przywódcy duchowego, altruizm stał się ścieżką prowadzącą do samorealizacji. Postać małego żółwika, bohatera serii o sympatycznym Franklinie, Tatiana poznała już wcześniej z części zatytułowanej "Franklin mówi 'kocham cię'". Kreacja żółwika tak dalece przypadła jej do gustu, że postanowiliśmy pójść za ciosem i uzupełnić brakujące ogniwa serii o kilka następnych tytułów. Na pierwszy ogień poszły zatem "Franklin ma zły dzień" (książka mówiąca o emocjach) oraz "Franklin pomaga koledze".
Ta ostatnia jest obecnie lekturą obowiązkową nie tylko w przerwach między jedną i drugą zabawą, ale też jako czytanka przed snem. W tej części Franklin personalizuje takie wartości, jak altruizm i empatia. Ale okazuje się przy okazji, że altruizm może mieć dwa oblicza... Podczas szkolnej wycieczki do lasu, zorganizowanej przez panią sowę, żółwik ma okazję pomóc maleńkiemu ślimakowi. Franklin wychodzi z założenia, że maleństwo nie poradzi sobie samo w lesie. Wyręcza je we wszystkich działaniach: nosi ślimaka na swojej skorupie, nie pozwalając mu się za bardzo forsować, zdmuchuje za niego płatki z dmuchawca, w obawie, że ślimak nie będzie w stanie wykrzesać z siebie na tyle silnego dmuchnięcia, by sobie z tą akrobacją oddechową poradzić, zbiera za niego maleńkie skarby, takie jak szyszki, kamienie, żołędzie... Jednym słowem – jest tak przejęty swoją rolą, że nie zauważa, iż ślimak ma dość jego nadopiekuńczej troski. Kiedy w końcu to do niego dociera, robi mu się przykro. Tatianka zdaje sobie z tego sprawę, zawsze bowiem w tym momencie komentuje: "Ojej, Fanklin jest smutny, jest mu przyklo" – to jeden z ostatnio zaanektowanych przez Tatiankę zwrotów; zazwyczaj gdy na coś jej nie pozwalamy, nasze rezolutne dziecię próbuje na nas wpłynąć, robiąc smutną minkę i mówiąc: "Jest mi bardzo przyklo". A wracając do bohatera książeczki: Franklin w końcu uzmysławia sobie, co mógł odczuwać jego kolega, przytłoczony nieco egocentrycznym altruizmem Franklina – i uczy się empatii. Pomagając, zapomniał o uczuciach ślimaka, skupiając się na własnej euforii i własnym poczuciu zadowolenia. Ale nie tędy wiedzie droga do uszczęśliwiania innych. Tak naprawdę bowiem Franklin nie uszczęśliwiał ślimaka, lecz samego siebie. To są oczywiście na tyle skomplikowane niuanse, że dziecko nie zrozumiałoby ich, gdybyśmy próbowali mu je wyjaśnić w zwykłej rozmowie. Dzięki umiejętnie opowiedzianej fabule, ilustrującej postawy i emocje bohaterów, dziecko zyskuje świadomość związaną z rozpoznawaniem uczuć, choć jeszcze nie zawsze potrafi je zdefiniować, bo nie zna wszystkich uczonych terminów, którymi posługują się dorośli. Okazuje się także, że doznania i emocje mają kilka odcieni, o czym przekonuje się bohater książki. Dopiero doświadczając smutku i przykrości, jest w stanie uświadomić sobie, co mogła czuć druga osoba – i w konsekwencji uczy się empatii. Dojrzewa wewnętrznie. Ważna jest również rozmowa. Ślimak wyjaśnia bowiem Franklinowi motywy swojego zachowania, gdy odrzuca nachalną pomoc Franklina. Dzięki temu Franklin uczy się autorefleksji i może zweryfikować własną postawę. Oczywiście historia została opowiedziana prostymi słowami, ale niełatwe przesłanie książki tylko dzięki temu zyskało na wyrazistości.
Bourgeois Paulette, Franklin pomaga koledze, ilustracje Clark Brenda, tłumaczenie Patrycja Zarawska, wydawnictwo Debit
Moja córcia też ma kilka książeczek z Franklinem. Są bardzo dobre w tlumaczeniu niektórych rzeczy, gdyż tak jak napisałaś, nie zawsze slowa dorosłych potrafią wytlumaczyć dziecku otaczający je świat.
OdpowiedzUsuńDziękujemy za odwiedziny. :-) Następna lektura z tej serii to "To Franklin ma zły dzień". Było już jedno czytanie, ale Tatianka lubi, gdy czyta się jej książkę cały czas, aż do znudzenia (naszego, bo ona mogłaby słuchać non stop). :-)
OdpowiedzUsuńKocham wszystkie opowieści o Franklinie.
OdpowiedzUsuńPrzystępne i na każdą okazje;)
PeeS. Teraz to ja zapraszam do mnie :)
Witam :)
OdpowiedzUsuń"Dalajlama" to tytuł nadawany :)
Czyli to nie imię czy nazwisko, tylko nazwa godności. :-) A właśnie się zastanawiałam, jak określić to słowo. Do czego je przypisać. :-)
OdpowiedzUsuńA my jeszcze nie mamy Franklina w naszej biblioteczce, choć już dawno się zbierałam, żeby kupić choć jedną książeczkę z tej serii. I jak już-już dotykałam tych bajek, to stwierdziłam, że nie mam bladego pojęcia, od której części zacząć, i tak do tej pory zostało. Ale w końcu się zbiorę i kupię. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńSylwia, może spróbuj zacząć wspólne czytanie od tytułu "Franklin mówi 'kocham cię'"? Naszej Tatiance ta część bardzo się podobała. :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Jolu :) Zatem zaczniemy od "Franklin mówi kocham cię" :)
OdpowiedzUsuńZnamy się z Franklinem z "wieczornych opowieści", czyli czasów kiedy to jeszcze moja chrześnica nie umiała czytać i chętnie ją wyręczałam.
OdpowiedzUsuńUważam że to jedne z najlepszych książek... nie tylko dla dzieci. Myślę, że czasem i rodzic sporo może się dzięki Franklinowi nauczyć, np. jak nie być nadopiekuńczym rodzicem... ;)))
Pozdrawiam :))))
To prawda. Zwłaszcza ze stronic tej części serii. :-)
OdpowiedzUsuńLubimy Franklina - bo to dobra książka. W sensie - jej bohaterowie bradzo pozytywni. W dodatku polecana do wspólnego czytania przez Fundacje Cała Polska Czyta dzieciom
OdpowiedzUsuń