W sierpniu (ubiegłego roku) przyplątały się do mnie małe smuteczki. Otóż wielkimi krokami zbliżał się wrzesień, a wraz z nim moment pójścia naszej pociechy do przedszkola. Zastanawiałam się z niepokojem, czy nasz maluszek zaadaptuje się w nowej rzeczywistości. Słyszałam od znajomych, à propos ich latorośli, mrożące krew w żyłach historie, i przed oczyma stawały mi niemal dantejskie sceny, w których widziałam naszą Tatiankę pogrążoną we łzach, ze smutkiem wyrytym na twarzy, od którego serce ściskało mi się z bólu. Czym prędzej zatem nabyłam kilka sztuk literatury oswajającej Tatiankę z czekającym ją nowym doświadczeniem:
"Lulaki, pan Czekoladka i przedszkole" Beaty Ostrowickiej,
"Kamyczek. Przedszkole" Christine L`Heureux,
"Witajcie w przedszkolu" Jutty Garbert i Ingrid Kellner,
"Będę przedszkolakiem" Reginy Dąbrowskiej,
i oczywiście "Przedszkoludki. 100 radości i 2 smutki" Agnieszki Frączek.
"Lulaki, pan Czekoladka i przedszkole" Beaty Ostrowickiej,
"Kamyczek. Przedszkole" Christine L`Heureux,
"Witajcie w przedszkolu" Jutty Garbert i Ingrid Kellner,
"Będę przedszkolakiem" Reginy Dąbrowskiej,
i oczywiście "Przedszkoludki. 100 radości i 2 smutki" Agnieszki Frączek.
O pierwszym tygodniu naszej pociechy w przedszkolu pisałam już we wcześniejszym poście. Obyło się na szczęście bez rozdzierających scen pożegnań, których ponura wizja prześladowała mnie na długo przed rozpoczęciem roku przedszkolnego. Myślę, że miały w tym swój udział aplikowane Tatianie lektury.
Jedną z najchętniej czytanych są "Przedszkoludki. 100 radości i 2 smutki" Agnieszki Frączek. Książka jest tyleż zabawna, co refleksyjna; każda z historyjek, obrazujących rozmaite aspekty życia w przedszkolu, opowiedziana raz prozą, raz wierszem, podszyta jest dość czytelnym przesłaniem. Na przykład opowiastka o tym, że każdy przedszkolak ma swój znaczek w szatni czy w toalecie, gdzie wiszą ręczniki maluszków, przekonuje, że nie ma gorszego czy lepszego emblematu – każdy kryje w sobie jakąś wartość, jakąś tajemnicę poruszającą wyobraźnię. Nie ma zatem sensu spierać się, które dziecko ma najfajniejszy znaczek. Jest opowiastka o tym, że w przedszkolu nie można się nudzić, zgrabnie i z wyobraźnią napisana wierszem. Zabawki w przedszkolu to nie są zwykłe zabawki, to są zaczarowane zabawki – autorka uwodzi wyobraźnię dziecka jeszcze inną historyjką. To, co mnie ujęło, to wartość wspólnej zabawy, którą eksponuje w swoich opowiadaniach Agnieszka Frączek. W przedszkolu – jak w życiu – bywają sytuacje konfliktowe, czasem do głosu dochodzi zazdrość, chęć zwrócenia na siebie uwagi – bo przecież w domu jest się oczkiem w głowie rodziców, a w przedszkolu jednym z wielu maluchów – ostatecznie jednak okazuje się, że fajniej jest się bawić razem, niż kłócić się i boczyć na siebie. W przedszkolu jest teatrzyk, jest wspaniały plac zabaw i piaskownica pełna czarodziejskiego piasku:
Coś wam powiem w tajemnicy,
piasek w naszej piaskownicy
zna magicznych sztuczek tysiąc.
Nie wierzycie? Mogę przysiąc.
Motyw czarów przewija się przez całą książkę, magią zdają się zwłaszcza zadziwiać wszelkie twórcze zajęcia maluchów:
Dwa patyczki po lizakach,
guzik od starego fraka,
mała kulka plasteliny,
kropla kleju, garść krepiny,
pół pietruszki (niezbyt grubej),
wstążka, spinacz oraz kubek
po maślance malinowej.
Czary-mary...
i gotowe!
Ponieważ Tatiana – jako że nie sypiała w ciągu dnia w domu – nie chciała leżakować w przedszkolu (w końcu udało się ją do tego nakłonić), ucieszyłam się, że w "Przedszkoludkach" został poruszony, z wdziękiem okraszonym zabawnym rymem, problem leżakowania. Za każdym razem zatrzymywałam się na dłużej przy rozdziale zatytułowanym "Ja nie chcę spać!" i próbowałam sprowokować naszą trzylatkę do zwierzeń na ten temat. Rozmowa zazwyczaj kończyła się na błyskotliwym:
– Leżałam w przedszkolu na leżaczku... – ale o jakichkolwiek emocjach czy próbie introspekcji ze strony naszej pociechy na razie nie było mowy. "Ważne, że leży, nie musi spać" – myślałam wtedy i spoglądałam wyczekująco na Tatiankę, z nadzieją, że usłyszę jakiś ciąg dalszy tego niezbyt długiego, acz obiecującego preludium.
W "Przedszkoludkach" nie brakuje też gimnastyki: tej dla smyka, przy dźwiękach fortepianu, i tej dla języka:
Język również na to liczy,
że ktoś zechce go poćwiczyć,
wiec u pani logopedki
z chęcią fika kozłów setki.
Dzieci uczą się grać na instrumentach, mało tego – pewnego dnia w przedszkolu odbywa się prawdziwy koncert; muzycy grają na trąbce, waltorni, puzonie, klarnecie, skrzypcach, kontrabasie. Przy tym fragmencie oczy naszej pociechy robią się zazwyczaj okrągłe z zaciekawienia, a gdy na chwilę przerywam lekturę, słyszę:
– Czytaj, mamo, czytaj...
Przedszkole ukazane w książce Agnieszki Frączek to miejsce przyjazne, pełne niespodzianek, gwaru roześmianych dzieci, barwne i wesołe, również za sprawą ilustracji Agaty Nowak. Myślę, że autorki doskonale wywiązały się z zadania oswojenia miejsca, które może budzić lęk w maluszkach dopiero rozpoczynających edukację przedszkolną. W każdym razie ja pozostaję pod urokiem "Przedszkoludków".
Agnieszka Frączek, Przedszkoludki. 100 radości i 2 smutki, ilustracje Agata Nowak, wydawnictwo AWM
Zgadza się, książeczki autorstwa Agnieszki Frączek są świetne! Nasza Średnia Córka chętnie ich słucha.
OdpowiedzUsuńLatarniku, dziękuję za komentarz. Dziś wieczorem
OdpowiedzUsuńzaczynam lekturę "Berka literek" Agnieszki Frączek. Mam nadzieję, że Tatianka będzie równie zaciekawiona. Pozdrawiam.
Mnie właśnie czeka takie oswajanie. Moje dziecię już zapowiedziało, że do przedszkola nie pójdzie. W sumie ja też jej nie chcę posyłać do przedszkola (nadopiekuńcza mamuśka!), ale dobrze by było, gdyby mała nauczyła się integrować z dziećmi :) Na pewno sięgnę po książeczki, o których piszesz! Jeszcze jakaś dla mnie by się przydała ;)
OdpowiedzUsuńWitaj, Sylwia. Nie taki diabeł straszny, jak go malują. :-D Początkowo obawialiśmy się, jak nasza córcia poradzi sobie w przedszkolu (jest do nas bardzo przywiązana), ale obyło się bez jakiegoś większego wstrząsu. Teraz wręcz uwielbia chodzić do przedszkola. Pozdrawiamy Cię serdecznie.
OdpowiedzUsuń