28 lutego 2010

O ogrodzie parabolicznie (Georg Maag, Ogród. Dobra opowieść na wielki smutek)

Książka Georga Maaga podbiła nasze serca. Moje i Grzegorza. Tatiankowe serduszko zapewne też ściskało się ze wzruszenia podczas lektury tej niezwykłej opowieści, chociaż trudno powiedzieć, co tak naprawdę czuła i czy zrozumiała wszystkie aluzje zawarte w książce Maaga.  Przyznaję, że miałam dylematy, czy przeczytać ją naszej trzylatce. Nie jest to łatwa lektura. Jak opowiedzieć dziecku o małej istotce, która traci ukochanego rodzica? Jak wyrazić uczucia, które przepełniają duszę kilkulatka, gdy umiera bliska osoba? To szalenie delikatny temat. I właśnie w taki delikatny, subtelny sposób został zrealizowany. Autor nie mówi wprost o śmierci, posiłkuje się raczej dyskretną aluzją, symbolem, parabolą. 
Była sobie Walentynka. Miała kochających rodziców, bezpieczny dom i piękny ogród rozciągający się za domem. Było to jej ukochane, przepełnione magią miejsce. Po powrocie z pracy tata codziennie zabierał ją do ogrodu i zamieniał się w czarodzieja. Opowiadał córce o gwiazdach, zerkających na nich z nieba, o chmurach, przepływających nad ich głowami, o wierzbie płaczącej, pochylającej się nad stawem w ogrodzie, o krzewach, kwiatach, ptakach i dwóch czerwonych rybkach mieszkających w stawie. Walentynka czuła się tu najszczęśliwsza, zwłaszcza w chwilach, gdy przebywała w swej wymarzonej arkadii z tatą. Nie wiedziała, co dzieje się za ogrodzeniem okalającym ogród, nie interesowało jej życie toczące się poza granicami tego cudownego świata. Ale któregoś razu tata nie wrócił do domu. Walentynka miała już  go nigdy więcej nie  ujrzeć. Dziewczynka bardzo się zmieniła. Przez kilka następnych dni niszczyła wszystko, co rosło w ogrodzie. Mama bezradnie obserwowała córkę, nie ingerując w jej destrukcyjne poczynania. Niebawem ogród opustoszał: zniknęły kwiaty, krzewy, wierzba straciła liście –  to Walentynka powyrywała je co do jednego, odleciały ptaki, które nie znajdowały tu już dla siebie schronienia, rybki zostały wyrzucone ze stawu za ogrodzenie, a jeśli w ziemi pojawiło się źdźbło kiełkującej trawy, Walentynka niszczyła je w zarodku. Ogród pogrążył się w ponurej pustce. Czas przestał mieć dla dziewczynki jakiekolwiek znaczenie. Któregoś dnia Walentynka, wchodząc do ogrodu, zauważyła przy płocie kiełkujące źdźbło trawy. Czym prędzej rzuciła się do unicestwiania tej maleńkiej iskierki życia.  Znalazłszy się tuż przy ogrodzeniu,  zorientowała się nagle, że jest od niego wyższa. Stanęła wyprostowana i spojrzała przed siebie. Jej oczom ukazał się olśniewający widok... 
Książka jest subtelną przypowieścią o stracie, cierpieniu, o próbie obłaskawienia bólu i rozpaczy. Odpowiedzią dziewczynki na stratę ukochanego rodzica staje się ucieczka w autodestrukcję, gniew i bunt. Ogród jej duszy przepełnia się pustką i samotnością.  Pogrąża się w ciemności. Ale to tylko jedna warstwa znaczeniowa opowieści. "Ogród" przede wszystkim opowiada o dojrzewaniu do wyjścia poza ramy własnego świata, ale też o dojrzewaniu do pogodzenia się z rzeczywistością. 
Nie sposób czytać tej książki, nie odnosząc jej do fabuły i symboliki "Tajemniczego ogrodu" Frances Hodgson Burnett. Oczywiście skojarzenie jest bardzo intuicyjne, bo książka Maaga jest adresowana do małych, zaledwie kilkuletnich odbiorców,  stąd jej prostota w fabule i języku. Ale obie historie, każda w charakterystyczny dla siebie sposób, koncentrują się na parabolicznym znaczeniu tytułowego ogrodu: jako krajobrazu ludzkiej duszy. Przepiękna, poruszająca opowieść, którą polecam do wspólnego, rodzinnego czytania.

Georg Maag, Ogród. Dobra opowieść na wielki smutek, ilustr. Irene Bedino, tłum. Jarosław Mikołajewski, Nasza Księgarnia

4 komentarze:

  1. Dzieci potrafią się pięknie wzruszać. Bywało, że przy czytaniu jakieś rzewnej opowieści, ocieram łezki z małych oczu:)
    "ogrodu" nie czytałam, ale po Twojej recenzji chętnie po to sięgnę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nivejko, ja się długo zabierałam do przeczytania tej książki Tatiance. Najpierw ją przeglądałam, czytałam sobie sama, wzruszałam się i połykałam łzy. W końcu dojrzałam do tego, by przeczytać ją córci. Oczywiście nie obyło się bez zawieszenia głosu i ukradkowego ocierania łezki, kręcącej się w moim oku. Tatiana jest może za mała, żeby rozmawiać o tego typu lekturze, ale potrafi już zauważyć, że bohaterka jest smutna, że płacze, że jest niegrzeczna. Poza tym ilustracje świetnie współgrają z opisywanymi stanami uczuciowymi, których doświadcza dziewczynka. Dawno nie miałam w rękach tak interesującej książki dla najmłodszych.

    OdpowiedzUsuń
  3. To metaforyczna opowieść o etapach żałoby; tak to odebrałam, czytając Twoją wspaniałą recenzję...

    OdpowiedzUsuń
  4. Beatko, myślę, że coś w tym jest. W każdym razie ja, dorosła, byłam tą książeczką poruszona do łez. :-) Naprawdę warto ją przeczytać. Mimo że to prosta przypowieść, trafia do każdego: i do dziecka, i do rodziców.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz. :-)