Izoldo Regensberg... nie wiem, co powiedzieć. Brak mi słów… Tak się dzieje za każdym razem, gdy sięgam po „Twoją” opowieść. Chyba nikt inny nie opowiedziałby o holokauście – bez histerii, o odczłowieczeniu... w tak uczłowieczający, autentyczny sposób. Bez patosu. Bez emocji. Bez ozdobników. Suchym, rzeczowym, lapidarnym stylem. Językiem oszczędnym, surowym... a jednak z porażającym realizmem.
Hanna Krall pisała tę opowieść dwukrotnie, o czym zdawkowo wspomina się na kartach tej książki. O „autorce w Polsce” i Izoldzie R. mowa jest we wcześniejszym utworze pisarki – w książce „Hipnoza”, w reportażu Powieść dla Hollywoodu (Kraków 2002) [1]. Za drugim razem powstała ostateczna wersja Twojej nieprawdopodobnej historii. Miałaś wątpliwości, komu powierzyć napisanie tej opowieści. I miałaś kilku kandydatów do tej roli. Ale przyznasz, że dokonałaś właściwego wyboru. Oto książka niewielkich rozmiarów, oszczędna w środkach wyrazu, ascetyczna w formie, ale wyrażająca tak wiele przeżyć, że można by nimi obdzielić co najmniej kilka biografii. Ile cierpienia i upodlenia jest w stanie przyjąć na siebie jedno ludzkie istnienie? Zostać sprowadzonym do istoty podrzędnego gatunku – wykluczonej ze społeczności ludzi i nadludzi, odseparowanej i skazanej na wegetację w getcie, napiętnowanej żydowskością – jako znamieniem czegoś wstydliwego, gorszego. Sprowadzonej do ciała, które można bezkarnie torturować, upokarzać, w którym zdławiono poczucie wartości, wypreparowano tożsamość – Izolda ciemnowłosa staje się Marią jasnowłosą. Izolda Regensberg staje się Marią Pawlicką. Nosi medalik z Matką Boską, zna na pamięć modlitwę Zdrowaś Mario. Umie stawiać torebkę na stole nie jak Żydówka. Umie mówić, patrzeć przed siebie i śmiać się nie jak Żydówka. Umie chodzić w butach na obcasach nie jak Żydówka. Izoldo o ciemnych włosach i ciemnych oczach... co sprawiło, że przeżyłaś. Przetrzymywano Cię na Pawiaku, torturowano, odczłowieczano w obozie zagłady. Jak to możliwe, że ocalałaś. Czy trzymała Cię przy życiu jedynie miłość do męża, którego pragnęłaś za wszelką cenę uratować? Poświęciłaś dla niego wszystko. Byłaś zdolna do najgorszych wyrzeczeń, myślałaś nawet, że dla ocalenia męża i wyrwania go z obozu byłabyś w stanie kolaborować z wrogiem. Kupczyć swoim ciałem. Swoją duszą. Żałowałaś, że przegapiłaś taką możliwość. Okaleczona moralnie i fizycznie (podczas tortur na Pawiaku straciłaś zęby), dotarłaś aż do Mauthausen. Odnalazłaś go. Co czułaś? Spodziewałam się łez wzruszenia i nieopisanej radości...
„Zaraz poczuję ogromną radość, domyśla się. Na pewno będę bardzo szczęśliwa.
Nie czuje radości.
Nie jest szczęśliwa.
Nic nie czuje, zupełnie nic” [2].
Czy to była miłość? Ta siła, która motywowała Cię do walki o przetrwanie? A może to po prostu była wola życia, a nie tylko miłość do człowieka, który był Twoim mężem... Do mężczyzny o delikatnych dłoniach.
Książka Hanny Krall nie jest jedynie kolejną jej wariacją na temat martyrologii żydowskiej. Motyw holokaustu stanowi tu tło dla tematyki egzystencjalnej. Jest to opowieść o miłości, o poświęceniu, o wyborach moralnych i ich konsekwencjach. O roli przypadku – a może zrządzenia losu? Co determinuje los człowieka. Czy jego być albo nie być to jedynie kwestia wyboru, czy raczej zbiegu okoliczności? „Gdyby nie wzięto jej za prostytutkę, nie poszłaby do dozorcy Mateusza, nie wiedziałaby o Mauthausen, nie pojechałaby do Wiednia. Gdyby nie było Wiednia, zostałaby w Warszawie. Zginęłaby w powstaniu, w piwnicy, razem z matką” [3].
Przede wszystkim jest to historia o konfliktach i braku porozumienia. I wypływającej stąd przejmującej samotności. Samotność zyskuje tu wymiar egzystencjalny. Izolda nie potrafi porozumieć się z własnym mężem, który po latach odchodzi od niej i znika z jej życia. Nie potrafi porozumieć się z własnymi dziećmi, a potem z wnukami. Jako jedyna nie zna hebrajskiego, a tymczasem jej córki i wnuki rozmawiają w tym języku. Znowu jest sama po jednej stronie barykady. Córki i wnuczki nie rozumieją jej przeszłości, nie tylko dlatego, że Izolda nie potrafi im opowiedzieć o swoich przeżyciach po hebrajsku. To już są inne światy. Inne systemy wartości. Inne warunki, inne okoliczności. Symbolizuje to ostania sekwencja książki. Są urodziny Izoldy. Cała rodzina rozmawia przy stole po hebrajsku. Nawet zapis tych rozmów jest oddany za pomocą transkrypcji hebrajskiej, co jeszcze dobitniej uwypukla przepaść między nią a rodziną. Izolda nic nie rozumie. Pomiędzy tymi hebrajskimi zdaniami pojawiają się strzępy jej myśli. Co by było, gdyby... Przeszłość nie znika. Powraca nieustannie. Prześladuje. Zadręcza.
„Gdyby matka nie ruszyła się ze stróżówki...
Gdyby Halina nie zaufała obcemu mężczyźnie...
Gdyby ojciec nie poszedł do Niemców...
(...)
Gdyby Janka Tempelholf nie została w Guben...” [4].
Gdyby...
[1] s. 145.
[2] s. 126.
[3] s. 101.
[4] s. 156.
[2] s. 126.
[3] s. 101.
[4] s. 156.
---
Recenzja nagrodzona w konkursach:
Recenzja Tygodnia w wydawnictwie Świat Książki
Recenzja Miesiąca w księgarni internetowej Selkar.pl
To jedna z najlepszych recenzji, jakie ostatnio czytałam! Z całego serca gratuluję.
OdpowiedzUsuńJest piękna, a forma listu dobrana genialnie. Koniecznie powinnaś ją gdzieś jeszcze opublikować, może wysłać do wydawnictwa z prośbą, żeby przekazali autorce. Przed chwilą sprawdziłam i na oficjalnej stronie pisarki nie ma żadnego adresu email ani innej formy kontaktu :(
Czytałam "Wyjątkowo długą linię" Hanny Krall, książka zrobiła na mnie duże wrażenie i bardzo polecam.
Lireal, bardzo Ci dziękuję. I dodam, że mnie zaskoczyłaś. Ale to miłe, bardzo. Tym bardziej jest mi miło, że książka Hanny Krall jest jedną z moich ulubionych. I wracam do niej często.
OdpowiedzUsuń"Wyjątkowo długiej linii" Hanny Krall jeszcze, o zgrozo!, nie czytałam, ale nadrobię zaległości przy najbliższej okazji. Jestem ciekawa Twoich wrażeń po lekturze. Mam nadzieję, że opublikujesz swoją recenzję. :-) Pozdrawiam Cię serdecznie.
Recenzja świetna, zachęcająca. Co prawda nie przepadam za pisarstwem Krall, ale po takiej recenzji może się skuszę :) O ile kiedykolwiek ta książka dotrze do mojej biblioteki... W co niestety wątpię.
OdpowiedzUsuńTo nie pierwsza Twoja świetna recenzja. Możesz śmiało je publikować w czasopismach kulturalnych...:)
OdpowiedzUsuńChyba jeszcze nie jestem gotowa do czytania jej książek. Za mocno przeżywałam taką lekturę w czasach licealnych. Tym bardziej podziwiam ciebie... :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie :)
Latarniku, jeśli nie przepadasz za twórczością Hanny Krall, być może będziesz czytać tę książkę bez zachwytu. Reportaż jest napisany stylem beznamiętnym, ascetycznym, aż do bólu wypranym z emocji, nasyconym ironią. Nie do każdego taka formuła przemawia. Ale ja czułam te emocje, o których się nie mówi i których się nie krzyczy, w sobie, każdą struną swojej wyobraźni i wrażliwości. Mam nadzieję, że jeśli przeczytasz tę książkę, nie będziesz zawiedziony. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńNaczynie_gliniane, Anhelli, bardzo Wam dziękuję. To niesamowite, że jest możliwość opowiedzenia o własnych emocjach, podzielenia się z kimś swoimi wrażeniami z lektury, uczestniczenia w dialogu o książce, o książkach. To jest po prostu super! :))
OdpowiedzUsuńRecenzja naprawdę pyszna. Jednak podobnie jak Anhelli muszę dojrzeć do dnia, w którym będę mogła sięgnąć po tę lekturę.
OdpowiedzUsuńCzytałam ta książkę już kilka razy, chociaż za pisarstwem Hanny Krall nie przepadam - historia! historia jest pyszna i wciąga. Czy nasze życie to nie kwestia przypadku tego "zagadkowego splotu zdarzeń" tak jak życie Izoldy Regensberg?
OdpowiedzUsuńRecenzję przeczytałam z ogromną przyjemnością:)Pozdrawiam>
Jolu, recenzja rzeczywiście świetna! Ale historia - wstrząsająca. Zdecydowanie wolę coś lżejszego kalibru. Po prostu na samą myśl o tym, że człowiekowi działa się/dzieje się TAKA krzywda (za małe słowo w stosunku do dramatu), to mi się po prostu wszystko w środku wywraca i wszystko wyje. I nie mogę NIC. Więc nawet nie zaczynam czytać/oglądać.
OdpowiedzUsuńJednak umiejętności przetworzenia powieści na własną opowieść - gratuluję!
Pozdrawiam :)
Beatko,
OdpowiedzUsuńSylwia,
Anhelli,
doskonale Was rozumiem. Książka nie należy do lektur najłatwiejszych. Sięgnęłam po nią po raz kolejny pod wpływem powieści "Oto idzie Mesjasz!" D. Rubiny, którą omówiłam we wcześniejszym poście. I tak jak pisze Sylwia, w trakcie lektury tego typu książek czasami trudno złapać oddech. Po lekturze – pozostaje szok, ból, oszołomienie, osaczenie, bunt, a czasem pustka. Na pewno nie jest to książka do przypadkowej lektury. Ale jeśli będziecie potrafiły przełamać opory – polecam. Naprawdę warto.
Czarny(w)Pieprzu. Nie jesteś jedyną osobą, która nie przepada za twórczością H. Krall. Grzegorz także nie należy do jej wielbicieli. Ale wydaje mi się, że ta książka jest wyjątkowa. "Zdążyć przed Panem Bogiem" była może bardziej wstrząsająca, ale "Król kier..." ma jakąś niesamowitą siłę. I chyba rzeczywiście siła tej opowieści tkwi w niesamowitej historii, a przede wszystkim w tym, że to historia prawdziwa. Bardzo serdecznie Ciebie pozdrawiam.
Cudowna recenzja. To niesamowite ile można taką zdziałać. Jak bardzo zachęcić. Gdybym wcześniej nie czytała tej książki teraz z pewnością nie mogłabym się doczekać żeby się do niej dobrać:)
OdpowiedzUsuńGratuluje lekkości (chociaż w głębi duszy zazdroszczę:)
Pozdrawiam:)))
Nivejko, lekkości pióra to raczej ja Tobie powinnam zazdrościć. :-) Dziękuję! :)
OdpowiedzUsuńJolu, przyznam, że sama recenzja to poezja!Gdyby nie to, że temat dotyczący tak trudnych spraw jak wojna, wyobcowanie, holocaust,niezrozumienie, samotność, to chętnie bym ją przeczytała.Dziś nie czuję się na siłach.Miałam dwa lata temu taki czas na Romę Ligocką.Chciałam zrozumieć, jak można i czy w ogóle można ułożyć sobie szczęśliwe, normalne życie po tak traumatycznych przeżyciach.Naczytałam się i mam dosyć.Dziękuję Ci jednak za niezwykłą recenzję.
OdpowiedzUsuńFila, dziękuję za komentarz. Tak się składa, że ja z kolei nie znam twórczości Romy Ligockiej, o której wspominasz. Przyznaję, że tematyka żydowska, nie tylko w literaturze, bardzo mnie interesuje. Nie sposób znaleźć przykłady literackie z tego kręgu kulturowego całkowicie oderwane od tragicznej historii, ona zawsze, choćby w nikłych inkrustacjach, powraca na kartach powieści. No, może jednym z wyjątków jest twórczość Rotha, ale to też zupełnie inna bajka.
OdpowiedzUsuńRoma Ligocka. Zakodowałam. Być może i dla jej pisarstwa znajdzie się miejsce w moich przeładowanych i już pękających w szwach planach czytelniczych. :) Pozdrawiam.
Jolu, jakże się cieszę, że czytasz "takie" książki (bo ja też:) i je recenzujesz. Akurat za Hanna Krall nie przepadam. Ogromnie żałuję, bo pisze na tematy dla mnie najważniejsze, ale... nie lubię jej stylu, nudzi mnie, rozprasza, męczy. Ale... książka to jedno, a recenzja drugie :)
OdpowiedzUsuńRoma Ligocka to autorka książki"Dziewczynka w czerwonym płaszczyku", którą napisała po obejrzeniu "Listy Schindlera"o ile dobrze kojarzę.Roma jest kuzynką Romana Polańskiego, którego historię też wspomina.Ligocka publikuje eseje w którymś z pism kobiecych, nie pamiętam już jakim.Jej historia wydała mi się bardzo ciekawa, bo przeżywała wojnę w wieku 5 lat, czyli z perspektywy dziecka i zmaga się ze swoją trudną historią w poszukiwaniu miłości i szczęścia.Polecam, fajnie się ją czyta.
OdpowiedzUsuńFila, bardzo Ci dziękuję za inspiracje. tropem wspomnianej przez Ciebie Romy Ligockiej trafiłam na wspaniały blog; jego ślad masz powyżej w postaci wpisu Bobe Majse (Oli). Ola opisała swoje magiczne spotkanie z Romą Ligocką. Wpisałam też sobie do linkowni odnośnik do strony pisarki; jutro zaczynam poszukiwania jej książek. A może ktoś miałby ochotę wymienić się ze mną książkami na powieści Romy Ligockiej? Mam sporo naprawdę ciekawych tytułów (do ewentualnego ustalenia na mejla). Pozdrawiam Cię ciepło. Jola
OdpowiedzUsuń