Książka Agnieszki Frączek, "Berek literek, czyli psoty od A do Z" zachwyciła mnie jako polonistkę i miłośniczkę słowa pisanego. Zawsze fascynowały mnie wszelkiego rodzaju językowe wynalazki, począwszy od akrobacji neologizmami w wykonaniu Juliana Tuwima, po lingwistyczne eksperymenty Mirona Białoszewskiego. Jego pomysły poetyckie niezmiennie wprawiają mnie w stan upojenia językowego (nie mylić z alkoholowym, choć objawy mogą być podobne), wywracając do góry nogami poddaną rutynie codzienności strukturę materii językowej. Jakaż ona elastyczna i nieprzewidywalna, można w niej lepić jak w modelinie i drążyć najbardziej niewyrażalne labirynty znaczeń!
mironczarnia
męczy się człowiek Miron męczy znów jest zeń słów niepotraf niepewny cozrobień yeń
Książka Agnieszki Frączek, jakby wbrew powyższemu, nieco autoironicznemu wyznaniu Białoszewskiego, aż kipi od lingwistycznych kalamburów, które – można odnieść wrażenie – bez jakiegokolwiek wysiłku układają się w ciąg zabawnych rymowanek, opartych na grze słów. Co za wyobraźnia! Każda literka alfabetu otrzymała swój wierszowany emblemat, rymowaną psotę, pełną brzmień i wybrzmień anegdotkę. W niektórych z nich każde słowo wiersza zaczyna się od litery, której ów imaginacyjny rozbrykany rytmem twór dotyczy; na przykład literka B to bohaterka rymowanki, w której byki byczą się w borówkach – to tylko cytat, ale całość utrzymana jest w takiej właśnie konwencji. Literki psocą, skaczą, dokazują, nieobliczalne jak dziecięca wyobraźnia. Całość została pomysłowo okraszona ilustracjami Iwony Całej.
Dla mnie – świetna zabawa. Dla naszej trzylatki – niestety, jeszcze chyba za wcześnie na tę lekturę – nie potrafiła się skupić dłużej niż na kilku wersach każdego wierszyka. Odnosiłam wrażenie, że tego typu żonglerka językowa jest dla niej zbyt abstrakcyjna, że w jej wyobraźni nie układa się w jakiekolwiek obrazy i ciągi znaczeń, lecz w chaos. Dlatego odkładamy tymczasem książkę na półkę. Może wrócimy do niej za rok. Prawdopodobnie Tatianka musi dojrzeć do tej lektury...
Warto przeczytać: Psotny świat literek
Warto przeczytać: Psotny świat literek
Agnieszka Frączek, Berek literek, czyli psoty od A do Z, ilustracje Iwona Cała, Agencja Wydawnicza Jerzy Mostowski
Czasem książki bardziej fascynują rodziców niż dzieci:) Tak bywa!:)
OdpowiedzUsuńAno właśnie. Mam wrażenie, że bardziej przemawiają do naszej pociechy książki niewierszowane, przynajmniej na razie. Mam nadzieję, że zmieni się to z czasem – bardzo chciałabym zarazić Tatiankę miłością do poezji. :-)
OdpowiedzUsuńSpokojnie, zdążysz :) Widzę po mojej córce, ze najpierw wolała czytanie wszelkich opowiastek prozą, a teraz odkrywamy wiersze. Choć jednych i drugich u nas dostatek :)
OdpowiedzUsuńA wierszyki Agnieszki Frączek funkcjonują u nas w domu jako wytrychy słowne :)
Iwona Cała, czyli buźki z rumieńcami :D Mój czterolatek lubi wierszyki, czasem uda mu się nawet sklecić własną rymowankę. Niemniej jednak niektórych gierek słownych nie łapie i dlatego na przykład, nie podszedł mu Janoschowy słownik obrazkowy. Ale na wszystko przyjdzie czas :)
OdpowiedzUsuńCzytam i oddycham z ulgą. Może faktycznie jeszcze za wcześnie na taką "eksperymentującą poezję". Najpierw niech Tatiana oswoi się z prozą. :-)
OdpowiedzUsuńU nas jest tak, że Bartek lubi zapamiętywać podpisy pod obrazkami, żeby później udawać czytanie. A u Janoscha konstrukcje lingwistyczne opisujące ilustracje były czasem dość karkołomne, co Młodego dość wkurzało :D
OdpowiedzUsuńCiekawe, co by nasze dzieci rzekły na coś takiego:
OdpowiedzUsuńMiron Białoszewski
"Studium klucza"
Klucz
ma
zapach wody gwoździkowej
smak elektryczności
a jako owoc
to on cierpki
niedojrzały
będący cały sobie
pestką
Niezaprzeczalnie cudny trening dla wyobraźni. ;-)) Pamiętam, że w szkole podstawowej byłam zdumiona poezją Białoszewskiego, zdumiona i bezradna. To był dla mnie kosmos. Inna cywilizacja. A w szkole nierzadko zmysł poetycki i wyobraźnia są tłamszone rutyną i nieudolnością pedagogów. Trudno uczyć poezji, jeśli się jej nie czuje. Ojej, chyba powstanie nowy post... bo nabieram ochoty na poezję Mirona. Przypomniał mi się po prostu pierwszy wiersz Białoszewskiego, z którym miałam w ogóle do czynienia. To chyba była siódma klasa szkoły podstawowej...
"Szare eminencje zachwytu"
Jakże się cieszę,
że jesteś niebem i kalejdoskopem,
że masz tyle sztucznych gwiazd,
że tak świecisz w monstrancji jasności,
gdy podnieść twoje wydrążone
pół-globu
dokoła oczu,
pod powietrze.
Jakżeś nieprzecedzona w bogactwie,
łyżko duszlakowa!
[...]
Byłam wtedy zdruzgotana. ;-D
Zdruzgotana, bo pani, skądinąd bardzo fajna polonistka, nas pytała: Co poeta miał na myśli. Nikt nie potrafił się odważyć, by cokolwiek odpowiedzieć na tak postawione pytanie. :-D
OdpowiedzUsuńoooo, widzę, że Franklina czytacie? :) U nas odcinków chyba z 50 i znam już je prawie na pamięć, bo najpierw Charliemu czytałam , a teraz Loli ... no i jeszcze "Martynka" dochodzi. A "Berek Literek" mnie zainteresował i na pewno do niej zajrzę przy okazji bycia w księgarni.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i wracam do "Cheri" Colette.
Ojej, dziękujemy za odwiedziny. :-) Rzeczywiście seria o Franklinie u nas jest cały czas na topie, podobnie jak książki o Martynce. Jak dotąd, to ulubione lektury Tatianki. Aha, i "Przedszkoludki..." Agnieszki Frączek. Tatianka ma taką manię, że tę samą książkę trzeba jej czytać kilka, kilkanaście razy z rzędu, codziennie. Ja także znam je na pamięć. :-) Życzę miłej lektury. Ja wracam do pracy (redaguję książkę z zakresu HR... jeszcze sporo pracy mi zostało). Serdeczności.
OdpowiedzUsuńWidziałam w bibliotece. Zabierzemy, a gdy się nam spodoba kupimy:)
OdpowiedzUsuńbe.el, witaj w naszych progach. :-) Myślę, że książka się Tobie spodoba. A dzieciom? Trudno powiedzieć. Nasza Tatianka jest jeszcze za mała, by ją docenić. Ale może za rok... Pozdrawiam. :-)
OdpowiedzUsuńwitam, przeczytałam tu jeden z najpiękniejszych dla mnie komentarzy: Iwona Cała czyli buźki z rumieńcami :) Dziękuję.
OdpowiedzUsuńPani Iwono, dziękujemy pięknie za odwiedziny na naszym blogu. A "buźki z rumieńcami" pewnie przejdą do obiegu. :-) Pozdrawiamy Panią serdecznie.
OdpowiedzUsuń