19 lutego 2010

O emocjach. Franklin ma zły dzień

O emocjach w literaturze dziecięcej była już mowa chociażby na blogu Czytanki- -przytulanki – w postach Jestem zły! oraz Tadeusz Ross. Emocje. Zazwyczaj książki czytane naszym milusińskim pokazują tę jasną stronę uczuć, których doświadczają bohaterowie opowiastek. Przyjaźń. Miłość. Radość. Szczęście... Kiedy czyta się maluchowi o takich przeżyciach, samemu doświadcza się poczucia "nieznośnej lekkości bytu". Cytuję za Kunderą – nieznośnej, bo nierealnej, nieprawdopodobnie wyidealizowanej, jednowymiarowej. Jako mama marzę, by umieć rozmawiać ze swoim dzieckiem o uczuciach. Świetnie się dyskutuje o tych pozytywnych emocjach, nieco trudniej – gdy w grę wchodzą emocje destrukcyjne. Aby dziecko było świadome swego zachowania i własnych, nie zawsze przyjemnych dla rodzica reakcji emocjonalnych, najpierw musi się je nauczyć identyfikować i nazywać.
Podpisuję się pod refleksją zawartą w postach o emocjach na blogu Czytanki-przytulanki: dziecko ma prawo do wyrażania swoich emocji. I o tym też opowiada kolejna książka z naszej ulubionej serii: "Franklin ma zły dzień". 
I tym razem opowiastka o perypetiach małego żółwika poruszyła naszą Tatiankę. Gdy tylko zerknęła na pierwszą ilustrację – jeszcze zanim zaczęłam czytać książkę – zauważyła, że Franklin jest smutny. Zwróciłam uwagę na to, że Tatianka często mówi o tym, że jej czy też komuś innemu, na przykład jakiemuś bohaterowi literackiemu, jest smutno. Zdaje się, że już oswoiła dla siebie to przeżycie. Mam wrażenie natomiast, że takie doświadczenia, jak złość, gniew, poczucie rozczarowania, straty – i co za tym idzie, cierpienia, są jeszcze dla niej nieco abstrakcyjne. Zostały one w bardzo przystępny sposób zobrazowane w opowiastce o Franklinie. Ale historyjka nie ogranicza się jedynie do zilustrowania negatywnych emocji – mały czytelnik dowiaduje się w końcu, co było źródłem tych wszystkich niełatwych uczuć i jak można sobie z nimi poradzić. Nie zdradzę sposobu Franklina na uporanie się z przykrymi uczuciami – po prostu najlepiej poznać go samemu, czytając książkę na przykład swojej latorośli. Gwarantuję, że po lekturze nie sposób będzie wymigać się od bardzo emocjonującej rozmowy z naszym kilkulatkiem na temat Franklinowych, nieco zaskakujących reakcji i nietypowych – jak na Franklina – "kontrowersyjnych" zachowań. 

Bourgeois Paulette, Franklin pomaga koledze, ilustracje Clark Brenda, tłumaczenie Patrycja Zarawska, wydawnictwo Debit

11 komentarzy:

  1. Chociaż starszą dziewczynką już jestem - UWIELBIAM FRANKLINA:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Marta też mówi, że ktoś jest smutny i jeszcze, że powinien być szczęśliwy. Ja mam wrażenie, że ona do worka "smutny" wrzuca też "zły", "zdenerwowany" itp.
    Dzięki za linki do mnie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. PS
    Ale Ci się linkownia rozrosła:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Franklin jest dobry na wszystko... Na każdą życiową sprawę można znaleźć książeczkę. I całkiem dobrze się to czyta. Język dziecięcy ale nie infantylny;)

    OdpowiedzUsuń
  5. My z Madzią też czytamy tę część Franklina :) Miała być "Franklin mówi kocham cię", ale trzeba było czekać w merlinie na nią 7 dni, więc zamówiłam tę książeczkę, o której piszesz, oraz "Franklin mówi przepraszam". Bardzo przyjemna lektura :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja za Franklinem nie przepadam... Ani za wersją TV, ani za książkową. Może dlatego, ze to jest jednak tylko tłumaczenie, a nie polska bajka. Których notabene jest na rynku księgarskim całkiem sporo :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Franklin nieco dla mnie odległy, bo dziecko wyrosło nie wiedzieć kiedy i los oderwał od zawodu, ale słowa o domu, czekały tu na mnie i dobrze dobrze było je przeczytać, bo balsam spłynął na duszę i ukojenie w tęsknocie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ida, Nivejko,
    to są bardzo proste opowiastki, które w bardzo przystępny sposób ilustrują pewne postawy, emocje, sytuacje; mamy kilka części z tej serii i obserwuję, że Tatianka bardzo lubi małego żółwika. I czegoś się przy tej lekturze uczy. Coś sobie uświadamia. I to jest cenne.

    Naczynie_gliniane,
    nie ma za co. To ja dziękuję za inspiracje. :-)

    Sylwia,
    ciekawe, czy Madzia połknie Franklinowego bakcyla. :-)

    Latarniku,
    to tak jak Grzegorz; mój mąż także nie przepada za Franklinem :-). Zdaję sobie sprawę, że popularność tej serii to m.in. duża zasługa speców od marketingu. Z drugiej strony – nasza córeczka nie zna się na reklamie i marketingu, po prostu bardzo lubi Franklina; niezależnie od wszystkiego te historyjki do niej przemawiają. Nierzadko, kiedy pytam ją, co chciałaby poczytać przed snem, sama wybiera książkę o Franklinie. A ma z czego wybierać, bo biblioteczkę ma już sporych rozmiarów.
    Zgadzam się z Tobą i z moim mężem, że najpiękniejsze są bajki rodzimych autorów czy literatura dziecięca zaliczana do klasyki. Ale nie dyskredytowałabym takich prostych opowiastek o ważnych sprawach. One też mają do odegrania swoją rolę. :-)

    Beatta,
    bardzo dziękujemy za odwiedziny. Byliśmy z rewizytą i zostaliśmy ujęci miłą atmosferą. :-) Zapraszamy do nas częściej.

    OdpowiedzUsuń
  9. Latarniku, znalazłam coś dla Ciebie:
    http://www.qlturka.pl/felietony,literatura,bose_stopy_franklina,4055.html

    :-))

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja też poczytuję Młodej bajeczki o Franklinie... i widzę jak Młoda sam do nich chętnie sięga.Choć sam za nim nie przepadam...no cóż Dziecko ma prawo do swojego zdania!Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz. :-)